12

46 6 0
                                    

Byli już po drugiej stronie brzegu.

- W jaki sposób ich dogonimy?

Zapytała Hermiona. W odpowiedzi Lila Calanthe zmieniła się w dużego wilka o rudawo-białym futrze. Harry chwilę później dołączył do niej w postaci mniejszego wilka o czarno-szarym futerku, który radośnie zamerdał puszystym ogonem. Panna Granger bardzo się zdziwiła, że w takiej postaci rodzeństwo może normalnie mówić.

- Hermiono, pojedziesz na Harry'm. Ja wezmę bliźniaków, bo jestem większa. To będzie długi bieg, ale jakoś nadrobimy drogę prędkością i ich dogonimy.

Powiedziała Calanthe. Bliźniacy wspięli się na nią od razu. Z kolei Hermiona była sceptycznie do tego nastawiona, ale w końcu wsiadła na przyjaciela.

- Prowadź siostra. Ty dobrze znasz ten teren.

Powiedział Harry. Chwilę później oba wilki pędziły przed siebie. Przy rzece, do której dotarli zrobili chwilę odpoczynku. Wilki przemieniły się w swoje pierwotne postaci. Odpoczywali kilka minut posilając się i gasząc swoje pragnienie. Już mieli się zbierać w dalszą drogę, kiedy usłyszeli od strony Beruny dużą mieszaninę męskich wrzeszczących głosów jakby poganiali jeden drugiego.

- Podejdźmy bliżej zobaczyć co się dzieje.

Powiedział Harry. Lila prychnęła, ale podeszła bliżej zamieszania wraz z resztą ich grupy. Schowali się za powalonymi pniami i przez chwilę obserwowali jak jacyś żołnierze piechoty budują most.

- Zaraza. Telmarowie. I wszystko jasne.

Powiedziała Calanthe Waleczna warcząc i spluwając na wspomnianą grupę ludzi.

- Chodźmy stąd zanim nas zobaczą.

Szepnęła Hermiona widząc jak jej przyjaciółka zachowuje się na widok danej grupy. Wrócili do poprzedniego miejsca, gdzie się zatrzymali i ruszyli w dalszą drogę.

Na kolejny przystanek zatrzymali się dopiero późnym wieczorem na jakiejś polanie.

- Zostaniemy tutaj na noc.

Powiedziała Calanthe.

- A władcy?

Lila prychnęła i zażyła odrobinę wiedźmińskich ziół. Jej oczy zrobiły się całkiem czarne. Zmysły wyostrzyły na kilka minut, tak aby mogła sprawdzić otoczenie.

- Jutro ich spotkamy. Są po drugiej stronie tej polany. Chyba ktoś zgubił drogę i przez to weszli na polanę z innej strony.

- To, dlaczego nie podejdziemy do nich?

Zapytali bliźniacy.

- Niegrzecznie byłoby ich teraz budzić. A poza tym. Muszę w pewien odpowiedni sposób przywitać się z Piotrem.

Powiedziała starsza Gryfonka. Oczywiście sycząc wściekle na wspomnienie danego Pevensie.

- Cokolwiek zrobił, to powitanie nie będzie miłe.

Powiedział Fred do bliźniaka. George w odpowiedź wyszczerzył się złośliwie. Oboje wraz Hermioną i Harry'm mieli oglądać nastepnego ranka małe przedstawienie. Ułożyli się na spoczynek wokół bezpiecznego ogniska. Zasnęli pogrążeni w myślach obserwując gwiazdy i konstelacje. Były one piękne i tak zupełnie inne od tych co znali.

O wschodzie słońca wstali dobrze wypoczęci i pełni energii. Po śniadaniu z tego co mieli, ruszyli w stronę drugiego końca polany. Byli już prawie u celu, kiedy zza drzew dobiegły ich odgłosy walki. Lila pobiegła szybciej w tamtym kierunku, a rozpoznając jeden z głosów zawrzała w niej złość. Kiedy tam dotarła, zobaczyła Piotra Pevensie walczącego z młodym szatynem o włosach do ramion. Jego kubrak wyglądał na telmarski, więc domyśliła się, że to mógł być jedynie książę z jej wizji, którą miała lata temu. Tuż po drugiej stronie kępki krzewów, przy których stała, zauważyła Łucję. Dziewczynka również ją zauważyła, ale milczała, kiedy Lila pokazała jej znak, aby zachowała ciszę. Łucja uśmiechnęła się i pozostała w miejscu uciszając przy tym Zuzannę i Edmunda czających się za nią.

Ta spod znaku wilkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz