Lila Calanthe siedziała wraz z bratem w skrzydle szpitalnym. Po raz drugi zdarzył się przypadek, że Lockhart usunął kości z ręki Harry’ego. Oczywiście ponownie musiały mu odrosnąć. Tylko tym razem w drugiej. Gdy od pielęgniarki dowiedziała się z czyjego powodu jej braciszek przebywa w szpitalu, zawrzało w niej. Wstała od jego łóżka, kiedy zasnął po zaklęciu, które na niego rzuciła. Przeszła się po pokoju. Przystanęła przy każdym skamieniałym uczniu. Jako ostatnia była Hermiona.
- Wiem, że mnie słyszysz Hermiono. Obiecuję ci moja droga przyjaciółko, że to wszystko się niedługo skończy.
Powiedziała Lila ogarniając grzywkę z oczu dziewczyny, którą traktowała jak młodszą siostrę. Westchnęła i ruszyła w kierunku wyjścia. Przy drzwiach spotkała panią Pomfrey układającą eliksiry w gablotkach na lekarstwa.
- Ilu ich jeszcze będzie Madame Pomfrey?
- Nie wiem księżniczko. Jeśli przybędzie następnych kilku, obawiam się, że Hogwart zostanie zamknięty.
- Nie dopuszczę do tego. Gdybym nie zniknęła wezwana przez Aslana, już dawno rozwiązałabym ten problem.
Madame Pomfrey nagle zastygła słysząc imię, które ledwo pamiętała. Stała chwilę w bezruchu jakby o czymś sobie przypomniała. Buteleczka eliksiru pieprzowego wypadła jej z rąk.
- Powiedziałaś Aslan?
- Tak Madame Pomfrey. Czy znasz go?
Pielęgniarka spojrzała na nią i upadła na kolana przed młodą Gryfonką. Widziała przez iluzję, które ciążyły na dziewczynie nałożone ponownie przez Norny. Poppy zdawała się doskonale wiedzieć kto przed nią stoi. Jakby wiedziała o pewnych rzeczach więcej niż ktokolwiek wiedział, a o których nikomu nie powiedziała.
- Wasza Wysokość.
- Wstań proszę. Nie chcę, żeby ktoś nieodpowiedni się dowiedział, że wiesz więcej niż się komuś wydaje.
Pomogła wstać pielęgniarce i poszła z nią do jej gabinetu. Madame Pomfrey usiadła za biurkiem jakby w wciąż była w szoku i nie mogła czegokolwiek powiedzieć. Lila Calanthe postawiła przed nimi filiżanki i dzbanek z herbatą Darjeeling.
- Opowiedz mi swoją historię.
Poprosiła królowa Narnii. Złapała starszą kobietę za dłoń, aby dodać jej odwagi. Wtedy Poppy Pomfrey zaczęła mówić.
- Kiedyś... Bardzo dawno temu byłam driadą. Służyłam na dworze twojego ojca jako główny uzdrowiciel. Kiedy Jadis najechała nasz dom, było bardzo ciężko. Byłam wtedy bardzo młoda i nie mogąc uwolnić magią uzdrawiania pierwszych zmienionych w lód, udałam się po pomoc do maga, który mieszkał na jednej z wysp. Kiedy do niego dotarłam, powiedział mi, że nie mam po co wracać do domu. Że to zbyt niebezpieczne dla mnie, bo Biała Czarownica chce ukraść moją magię uzdrawiania dla siebie, bo jestem najsilniejszą z uzdrawiających driad. Spędziłam u maga kilka tygodni ucząc się nowych przydatnych dla mnie zaklęć uzdrawiających, ale któregoś dnia wpadł do wielkiej biblioteki jego dworu spanikowany. Wyciągnął mnie stamtąd i ciągnął w nieznanym kierunku. Spytałam co się dzieje. On odpowiedział, że Jadis mnie znalazła i czym prędzej muszę stąd zniknąć. Nie tyle co z jego wyspy, ale z Narnii aby uratować siebie jako ostatnią pozostałą z dworu, która przeżyła. Powiedział, że żyję jeszcze tylko dlatego, że w odpowiednim momencie opuściłam pałac aby szukać pomocy. Po tych słowach wepchnął mnie do czegoś co wyglądało jak jakiś portal. Następną rzeczą jaką pamiętałam było to, że wyglądałam jak dziecko i znalazłam się jakimś pomieszczeniu. Dowiedziałam się później, że to Ministerstwo Magii. Stamtąd zabrano mnie do departamentu rodzinnego i wkrótce zostałam adoptowana przez rodzinę Pomfrey’ów. Byłam dla nich ich jedynym dzieckiem, bo byli bezdzietni, a nie mogli mieć dzieci z wielu różnych powodów. Później dostałam się do Hogwartu, skończyłam go z wybitnymi ocenami i rozpoczęłam studia uzdrowicielskie tutaj. Lata później wróciłam do szkoły i opiekuję się skrzydłem szpitalnym do dziś. Kiedyś miałam nadzieję, że wrócę do Narnii, ale nigdy mi się to nie udało. Mimo, że stałam się wiedźmą tego świata, nadal pamiętam o swoim narnijskim pochodzeniu.
- Skąd wiedziałaś, że jestem królową? Nie żebym wspominała o tym przy dyrektorze.
- My Narnijczycy wiemy kim są ich władcy. Kto raz zostanie władcą Narnii, ten zawsze nim będzie. Gdziekolwiek i kiedykolwiek.
Odparła Madame Pomfrey uśmiechając się do swojej królowej.
- No tak. Raz król i królowa Narnii, zawsze król i królowa Narnii. Dziękuję ci za twoją historię. Nie wiem jak się tutaj dostałaś, ale domyślam się, że pewien Wielki Lew miał w tym swój udział.
Powiedziała młoda Gryfonka uśmiechając się do opiekunki szpitala.
- Proszę nie wspominaj nikomu o tym co wiesz. Przy innych proszę, traktuj mnie jak ucznia, tak jak dotychczas było. Chociaż jak się nie mylę i tak widziałaś, że jestem księżniczką Asgardu.
- Oczywiście, panno Lokidotir.
- Dziękuję Madame Pomfrey. A teraz wybacz, muszę się kimś zająć.
- Dobrze, nie pokiereszuj go za bardzo. Ostatnim razem po psikusie twojego brata przez dwa tygodnie jęczał mi tu o swojej biednej twarzy. Nie żeby mi się wtedy spieszyło wyleczyć jego pryszcze i brodawki.
Odparła Madame Pomfrey, na co Lila Calanthe zachichotała złośliwe. Kiedy Gryfonką w końcu wyszła, ona powróciła do swoich poprzednich zajęć. Musiała posprzątać butelkę z eliksirem, którą stłukła. Jednak, gdy dotarła do gablotki, była ona już w całości uzupełnienia, a bałagan zniknął. Domyśliła się czyja to robota, westchnęła i ruszyła z powrotem do swojego gabinetu.
&&&&
CZYTASZ
Ta spod znaku wilka
Fanfiction"Witajcie, jestem Lila Calanthe. Mam 13 lat. Wraz z moim młodszym bratem Harry'm, starszym rodzeństwem, tatą i dziadkami siedzę w gabinecie i tłumaczę się, dlaczego zniknęłam w środku nocy ze szkoły na ponad miesiąc. Oczywiście jest tam też wściekł...