4

188 5 0
                                    


Edmund siedział przywiązany do jakiegoś pala. Nie mógł się ruszyć, był związany bardzo ciasno. Mówić też nie mógł z powodu szmaty zawiązanej wokół jego ust, aby go skutecznie uciszyć. Nie czuł się też dobrze. Każdy najdrobniejszy ruch sprawiał mu ból. Bolało nawet oddychanie. Nie wiedział czy to trucizna w nim zaczęła go niszczyć czy było to po torturach Białej Czarownicy. Czuł się zmęczony. Próbował odpocząć, ale cholerne karły, które go pilnowały nie dały mu zasnąć złośliwymi komentarzami i szturchnięciami. Przymknął na chwilę oczy opierając głowę o pal. Marzył, aby to się skończyło, żeby być wolnym. Nagle przed jego oczami zamajaczyła mu znajoma postać. Otworzył szerzej oczy nie wierząc w co widzi. To była Lila! Mimo że krótko się znali, ale te dzikie loki przypominające ogniste płomienie, poznałby wszędzie. Jej postać w czerwono-złotej sukience wydawała się jak prawdziwa, ale im była bliżej niego, tym była bardziej świetlista. Zrozumiał, że to była jej iluzja. Iluzoryczna postać podeszła do niego, uklękła obok i wyciągnęła rękę. Dłoń dotknęła jego policzka, dzięki magii nie przelatując przez niego. Czuł jej delikatny dotyk, który był niemalże prawdziwy. Wtedy iluzja przemówiła.

- Idę po ciebie. Odpocznij.

I zniknęła. Był sam. Ale czuł się spokojniejszy i był w stanie pogrążyć się w lekkim letargu nadal będąc w miarę czujnym. Jednakże wkrótce zasnął. Nie wiedział, ile czasu minęło, ale obudził go okropny ból w całym ciele odbierający wszystkie zmysły. Ból był obezwładniający. Nagle rozległ się wrzask. Na wpół przytomny próbował odwrócić głowę w kierunku wrzawy, ale nie był w stanie. Dotarło do niego, że to oddział ratunkowy. Przyszli po niego. Chciał zwrócić uwagę na siebie, ale nie mógł. Trucizna powoli odbierała mu życie. W jego zamglonym umyśle przemknęły myśli, że to koniec. Że nie zdążą go uratować. Przymknął oczy. Jednak po chwili usłyszał, jak ktoś woła jego imię.

- Edmund! Edmund!

Znał ten głos. Poczuł delikatny dotyk. I zapach. Jak na ironię była to mieszanka agrestu, bzu, fiołków, lilii, róży i różnych ziół, których nie mógł rozpoznać.

- Edmund, jestem tutaj.

Odezwał się głos ponownie. Delikatne palce wyjęły oślinioną szmatę, która go uciszała. Te same dłonie chwilę później przeczesały jego splątane od potu włosy. Pomimo bólu zmusił się do otwarcia oczu. Przed jego oczyma widniała znajoma postać z dzikimi, płomiennymi lokami. To była Lila!

- Mówiłam, że cię znajdę.

Powiedziała uśmiechając się bezczelnie. Wyciągnęła skądś sztylet i porozcinała wszystkie więzy. Edmund z trudem westchnął z ulgi, że chociaż sznury nie wbijają się już w niego.

- Jeszcze tylko trochę i będzie po wszystkim. Dasz radę wstać?

Nie odpowiedział. Tylko drgającą dłonią wskazał na coś za nią. Był tam wilkołak szykujący się do skoku na nią. Lila dotknęła medalionu Edmunda pod jego koszulką, a w ciągu kilku sekund wokół niego pojawiła się magiczna bańka, która miała go ochronić. Chwilę później Edmund patrzył jak w ciągu sekundy jego przyjaciółka i Księżniczka wyciąga długi miecz zza pleców, a w następnej zadaje płynny cios wilkołakowi. W kolejnej widział jak drugim mieczem, parząc za siebie tylko kątem oka odcinała głowę karła, który prawie rozbił sztyletem wiedźmy magiczną bańkę. Edmund patrzył jak kolejne stworzenia podchodzą do nich do ataku, ale dziewczyna w niespełna pięciu minut pokonuje zgraję. Żaden z nich nie wstaje.

- Ech... myślałam, że nie będę musiała przy tobie używać moich wiedźmińskich mieczy.

Prychnęła Lila Calante do czarnowłosego chłopca.

- Możesz wstać? Na jakąś chwilę mamy spokój. Możemy teraz w miarę bezpiecznie przedostać się do lasu. Stamtąd pojedziemy do naszego obozu.

- Ok... A kim jest Wiedź...min?

Wyjęczał Edmund.

- Cii, nie forsuj się. Wiedźmin to człowiek stworzony przez mutację do zabijania potworów. Jestem nim, ale nie do końca. Potem ci opowiem całą historię. Teraz musimy się stąd wydostać. Nasi żołnierze nas osłaniają.

Odparła dźwigając chłopaka.

Droga do lasu zajęła im jakieś dwadzieścia minut, ale udało im się wydostać z obozu Białej Czarownicy. Oparłszy Edmunda o jedno z drzew, wyjęła niewielki flakonik z kieszeni i wlała jego zawartość do ust przyjaciela pomagając mu przełknąć gorzkawy płyn.

- To na chwilę uśmierzy ból i spowolni truciznę tej wstrętnej Wiedźmy.

Edmund skinął w podziękowaniu za lekarstwo. Zadziałało i poczuł się lepiej. Ból nie był już tak oślepiający, a umysł mniej zamglony. Za to czuł się bardziej zmęczony.

- Dasz radę iść sam?

- Nie bardzo. Strasznie mi się nogi trzęsą.

- Ok. Na razie chwycisz się mnie. Potem coś wymyślimy.

Podźwignęła go z powrotem na nogi i pomogła mu iść jak poprzednio opierając jego ciężar na sobie. Uszli kilka metrów, nim Edmund potknął się o wystający korzeń.

- Ok poradzimy sobie inaczej.

Powiedziała księżniczka. Sekundę później przemieniła się w swoją wilczą postać. Edmund z rozszerzonymi oczyma wpatrywał się w ogromnego wilka przed nim. Jej umaszczenie było takie samo kolor jej włosów. Na szyi błyszczał medalion z głową wilka. Była w swojej dorosłej postaci. Tego w swojej pierwszej postać animagicznej nie mogła ukryć.

- Wejdź na mnie. Zaniosę cię tak do obozu. Potem przejdziemy przez portal, aby skrócić resztę drogi.

Powiedziała Lila siadając tak, aby chłopak mógł na nią wejść. Edmund z trudem wspiął się na jej grzbiet, ale mu się udało.

- Teraz trzymaj się mnie tak mocno jak możesz.

Trzeci z rodzeństwa Pevensie złapał się mocno futra wielkiej wilczycy. Ruszyła szybko przed siebie w kierunku, który tylko ona znała. W biegu zmęczony Edmund wtulił się mocno w jej ciepłe, ogniste futro. Teraz rozumiał, skąd się wzięło jej imię, Tânblaidd. Jej futro faktycznie przypominało ogień podobnie jak jej włosy. Większą część drogi przebyli w taki właśnie sposób. Gdy byli już całkiem blisko obozu Aslana Lila zwolniła, aż w końcu zatrzymała się. Edmund niechętnie zsunął się z jej grzbietu, a ona wróciła do swojej pierwotnej postaci, znów wyglądając na 13 lat.

- Wiem, że jesteś zmęczony. Już prawie jesteśmy. Jesteś bezpieczny. Zaraz cię wyleczymy. Musisz wytrzymać jeszcze chwilę.

- Ok.

Wyjęczał z bólu chłopak. Było widać, że działanie eliksiru przeciwbólowego powoli przestawało działać, a poprzedni ból wraca niemalże z dwojoną siłą. Podniosła go na nogi i chwyciła tak samo jak poprzednio go podtrzymywała, gdy szli. Rozejrzała się w każdą stronę. Otworzyła portal i przeszła przez niego razem z Edmundem wprost do ich obozu. Zamknęła szybko portal, a chwilę później czarnowłosy chłopak stracił przytomność. Księżniczka nic nie mówiąc rzuciła tylko zaklęcie lewitujące i przetransportowała go do namiotu, gdzie w asyście kilku innych zaczęła go leczyć. 

Ta spod znaku wilkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz