2 nieodebrane połączenia

418 23 2
                                    

Obudziłam się w naszej willi koło Londynu. Była niedaleko od naszego(mojego i Hailie) domu. Wstałam z dużego łóżka i podeszłam do toaletki.
-O mój Boże-usłyszałam.
Odwróciłam się a w drzwiach stał Luke.
-Wyglądasz jak zombie- powiedział nie odwracając ode mnie wzroku.
-Dzięka-mryknęłam i w tym samym momencie podeszłam bliżej lusterka żeby się zobaczyć. Wyglądałam okropnie. Miałam podkrążone i zaropiałe oczy. Popękały mi naczyńka krwionośne. Porobiły pryszcze oraz wypryski. Włosy miałam rozczochrane.
Zdałam sobie nagle sprawę że dzisiaj jest dzień jego śmierci. Z oka popłynęłam nieświadoma łza.
Poczułam oplatające mnie ramiona.
-Wytrzymamy to razem-szepnął i wtulił się w moje włosy. On też to przeżył. Ale był dla niego jak ojciec
Zajął się nim kiedy uciekł z domu.

Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Moczyłam mu koszulkę łzami. Też płakał bo poczułam że mam kilka kropli skupuje mi na głowę. Nie wiem ile tak trwaliśmy. Przerwał nam Mike. Czekaj Mike...
-Co ty tu robisz-zapytałam odrywając się od Luka.
-Przyjechałem w nocy- odpowiedział.
-Ok-mruknął Luke.
Zauważyłam że on nadal się ode mnie nie oderwał.
-Ej- szturchnęłam go.
-Co-teraz bardziej wtulił się w moje włosy.
-Dobra gołąbki...-Like spionurował go wzrokiem, a ja się zarumieniłam.-Jest śniadanie.
Odszedł ignorując zabijający wzrok chłopaka.
-Chodź-pociągnęłam go za rękę.
Poszliśmy razem do kuchni.
-No wreszcie Luke- Powiedział Zayn
-Co-nie wiedziałam o co chodzi.
Inni spojrzeli trochę niżej. Podążyłam za ich wzrokiem. I zobaczyłam moje i chłopaka splecione ręce. Luk też  podążył za ich wzrokiem. Patrzyliśmy przez kilka sekund na nasze ręce jednak po chwili szybko oderwaliśmy nasze dłonie. Popatrzyłam się na swoje stopy. Inni zaczęli się śmiać.
-Okej-przerwał śmiech chłopaków Luke-To siadamy
Wszyscy się zgodzili siadłam do stołu. Nałożyłam sobie dwa tosty z serem. Popatrzyłam się na niego(tosta) i z oczu zaczęły mi się lać łzy. Przypomniało mi się....
-To wszystko moja wina-Zakryłam twarz dłońmi.
-Nie wet tak nie mów- powiedzieli na raz Harry i Luke.
-Ale to prawda-teraz przyciągnęłam kolana do siebie.
Nagle usłyszałam głośnie szuranie krzeseł. Kilku krzeseł. A dokładnie dwóch. Podniosłam głowę i zobaczyłam że od stołu wstali Harry i Luke. Nic nie powiedzieli tylko się do mnie przytulili. Teraz rozpłakałam się na dobre.

Po zjedzonym śniadaniu poszłam do pokoju. Postanowiłam włączyć telefon. Od razu kiedy się uruchomił do mnie przyszły dwa powiadomienia.
2 nieodebrane połączenia.
Jedno i Hailie a drugie od Tonego. Od nikogo więcej. Nikt się nie martwił nikt nie zaprzątał sobie tym głowy. Zostałam tylko ja, chłopacy. Zrozumiałam wtedy że na nikogo oprócz nich nie mogę liczyć.
Moje rozmiślania przerwał Zayan.
-Ktoś do ciebie przeszedł- szepnął jakby wystraszony.
Wyszedł pokoju a za nim wszedł... A raczej wszedli.
Bracia Monet, Hailie.
-Poproszę o wytłumaczenia- rzekł Vincent.

ta starsza|rodzina monetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz