Rozdział 8.

1.3K 57 3
                                    

Blair

Każdy dzień zlewa się w jeden. Wszystko jest takie samo, poza jednym faktem, nie widziałam więcej chłopców. Bardzo się o nich martwię, Ryan jest nieobliczalny, może zrobić im krzywdę. Ale muszę najpierw zadbać o siebie, inaczej im nie pomogę. Muszę znaleźć siłę by walczyć.

Jeśli dobrze liczę to trzeci dzień pobytu w tym więzieniu, nie mogę nazwać tego piekłem bo piekło czeka Ryan'a nie nas. Dostawałam jeden posiłek dziennie jakim była kanapka i szklanka soku, to bardzo mało biorąc pod uwagę jak wiele potrzebuje teraz mój organizm. Jeden ze strażników słyszał moją rozmowę z młodszym De Niro odnośnie mojej ciąży, wzbudziło to w nim pewne uczucia i przemycał dla mnie dodatkowe porcje jedzenia, dzięki którym czuje się na prawdę dobrze. Teraz leży przede mną z krwawiącym nosem i złamanymi palcami. Moje nadgarstki są przywiązane do krat nad moją głową przez co nie mogę się ruszyć.

- Jesteś z siebie zadowolona królewno?- przykuwa moją uwagę Ryan, który trzyma głowę nieprzytomnego mężczyzny za włosy.

- Nic nie zrobiłam.- odpowiedziałam szeptem na co ten prychnął głośno i cisnął głową strażnika o kamienną posadzkę po czym zostawił go tam i wstał.

- Doskonale wiesz, że to nieprawda.- odpowiada mi stawiając kroki w moją stronę.

- Nie kazałam mu przynosić tych rzeczy!- na mój krzyk odpowiada mi uderzeniem z otwartej dłoni po czym łapie za mój podbródek i nakierowuje wprost na siebie.

- Tego nie wiem. Za to wiem, że zginie i to przez ciebie Blair.- mówi puszczając mój podbródek z mocnego chwytu. Odwraca się i zmierza z powrotem do nieprzytomnego mężczyzny.

- Czego ty od nas chcesz?- pytam, a z oczu wypływa jedna samotna łza, której nie kontroluje.- Po co to wszystko?- na moje słowa zatrzymuje się na kilka sekund po czym ku mojemu zaskoczeniu siada na łóżku.

- Od samego początku chodzi o jedno...

- Jesteś aż tak głodny tej władzy?- przerywam mu na co wywraca oczami.

- Tu nie chodzi tylko o to...

- A więc o co?

- O mojego brata!- krzyczy zrywając się z miejsca.- Całe życie żyłem w jego cieniu.- syczy z wyrzutem.- Lepiej się uczył, zachowywał, był posłuszny. Wszyscy chcieli żebym był jak on, nie mogłem być sobą!- rzekł ponownie stawiając w moim kierunku krok.

- Przecież nie musiałeś...

- Wtedy coś sobie obiecałem.- mówi nie dając mi dojść do słowa.- Sprawie, że straci wszystko, cały szacunek i dobre imię. W końcu wyjdę z jego cienia i będę górą. Przygotowywałem się latami. Namawiałem do najgorszego, ale oczywiście wyszło na gorsze! Ludzie darzyli go szacunkiem, na który nie zasługiwał! Bali się go, a mieli nienawidzić!- wykrzyczał ponownie łapiąc mnie za bolący już podbródek. Dość boleśnie wbijał w niego swoje palce.- Wtedy pojawiłaś się ty. Chciałem to wykorzystać, zbudować jego słabość. Znałem twoje plany, miałaś proste zadanie i liczyłem, że naprawdę go zabijesz, ale wy musieliście się zakochać.- ostatnie zdanie wręcz wywarczał.- Cierpliwie czekałem pięć lat, a teraz odbiorę mu wszystko.- mówi puszczając moje ciało.

- Jesteś tchórzem.- z momentem gdy wypowiadam te słowa od razu ich żałuje. Ryan tylko spogląda na mnie pustym wzrokiem po czym pokonuje dzielącą go odległość ze strażnikiem. Podnosi jego głowę łapiąc za włosy i sprawnym ruchem podcina mu gardło po czym znów wraca do mnie.

- Możesz powtórzyć kochana?- zapytał sunąc zakrwawionym nożem po moim policzku po czym go oblizał. Było to tak obrzydliwe, że musiałam odwrócić wzrok, aby nie zwymiotować. Zmusił mnie do patrzenia na niego kolejnym ostrym chwytem.

Necessary sacrificeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz