Rozdział 10.

1.4K 63 12
                                    

Blair

Leżę na kamiennej posadzce, dokładnie tam gdzie zostawił mnie brunet. Mężczyzna wyszedł już jakiś czas temu, ale mój oczodół, który całkiem spuchł przez co totalnie nic nie widzę oraz posiniaczone ramiona, dają się we znaki. Sam powiedział, że dopiero się rozkręca i niestety wierzę mu.

Zagląda tu coraz częściej, sprawiając przy tym, że nie dam rady wstać, dokładnie tak jak teraz. Od akcji ze strażnikiem nie dostałam żadnego posiłku, mój żołądek skręcił się w jeden wielki słupeł. Czuje, że opuszczają mnie siły, próbuje czego tylko mogę, aby kupić ukochanemu jak najwięcej czasu, ale to za mało.

Kolejny raz dzisiejszego dnia słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Nie zaskakuje mnie jego ponowna obecność. Skrupulatnie wyciąga ze mnie życie kawałek po kawałku, aż nie zostanie zupełnie nic. Po pomieszczeniu roznosi się coraz głośniejszy odgłos jego pantofli. Te dźwięki wyryły mi się w głowie i słyszę je nawet gdy go nie ma.

Mężczyzna zatrzymuje się przed celą. Wyciąga plik kluczy z kieszeni co potwierdza towarzyszący temu charakterystyczny odgłos. Wkłada je do zamka i przekręca otwierając cele. Już jest w środku, a ja nie mam sił by dalej walczyć.

Brunet zatrzymuje się tuż za mną i stoi tak kilka sekund przyglądając mi się, czuję na sobie to palące spojrzenie, a po chwili jego usta opuszcza westchnienie. W bardzo niedelikatny sposób chwyta mnie za ramiona i podnosi do pionu na co syczę z bólu.

- To się dzieje Blair.- mówi przez co spoglądam mu prosto w oczy zdrowym okiem. Szaleństwo, to jest to co tam dostrzegam. Teraz już wiem, że zbliża się koniec. Nic ani nikt mi nie pomoże.- Mogłabyś patrzeć na wielki upadek mojego brata razem ze mną. Czerpalibyśmy z tego taką przyjemność, ale ty musiałaś się w nim zakochać.- warczy z pretensją już któryś raz z kolei. Nie zliczę ile razy słyszałam od niego te słowa.

- I nie żałuje. Uchylił mi prawdziwego nieba. Dał szczęście o jakim nawet nie marzyłam...

- Idiotko! Odebrał ci wszystko! To ja rozumiesz?!- krzyknął popychając mnie na stalowe kraty celi na co moje usta opuścił głośny jęk bólu. Stare blizny dają o sobie znać.- To ja kazałem mu zabić twojego brata!

- Co?- pytam ignorując cały ból, który w tym momencie wyparował i w pełni skupiam się na tym co mówi.

- Obserwowałem cię od dłuższego czasu. Wpadliśmy na siebie w klubie, już wtedy Shane zawiesił na Tobie oko, ale był zbyt zajęty tego wieczoru, aby poświęcić ci wystarczającą ilość czasu. To właśnie wtedy stałaś się środkiem do celu. Gdy znalazłem akta twojego brata w teczce Shane'a plan sam ułożył mi się w głowie.

- Co ty bredzisz Ryan?- zapytałam na co brunet zaśmiał się głośno.

- West nie wyrabiał się ze spłatą, według rozkazu ojca mieliśmy go tylko postraszyć, ale stwierdziłem, że to będzie za mało. Potrzebowałaś bodźca i właśnie tym stała się smierć West'a. Dokładnie tak jak zaplanowałem.

- Dokładnie tak jak zaplanowałeś?!- krzyknęłam, to było silniejsze ode mnie. Emocje wzięły górę, nie potrafiłam nad tym zapanować.- Zabiłeś mi brata bo coś ci się wydawało?!

- To nie ja go zabiłem złotko.

- Ale to ty napuściłeś swojego psychicznego brata! Nie wierzę. Po prostu nie wierzę.- odpowiadam odpychając się od krat.- Nie jesteś Bogiem! Nie masz prawa decydować o tym kto umrze!- moje słowa szybko uzyskały odpowiedz w postaci uderzenia z otwartej dłoni prosto w policzek ze zranionym oczodołem na co stęknęłam z bólu, który ponownie się pojawił.

- Miałaś jedno zadanie i spieprzyłaś je po całości. Myślałem, że jesteś silniejsza, sprytniejsza. Ale jesteś tylko głupią idiotką, której wystarczył kutas mojego brata, aby się zakochać.- teraz to ja nie wytrzymałam i zdzieliłam go porządnym liściem. Brunet momentalnie złapał mnie za podbródek i z siłą przyparł do krat.- Nie radzę. W niczym sobie tym nie pomagasz. A teraz ogarnij się, zaraz przyjdą tu twoje bachory. Masz ostatnią szanse się z nimi pożegnać.- rzekł puszczając mój podbródek po czym zostawił mnie samą.

Necessary sacrificeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz