Rozdział dla mhdghjj ❤️
BlairNucę pod nosem układając w komodzie organizery. Staram się zapełnić czas, aby nie myśleć o brunecie. Im częściej to robię tym gorzej się czuję. Tęsknota wyżera mnie od środka, a pomoc dla Mavis niesie choć chwilę ukojenia.
- Czy ty spakowałaś moją walizkę?- zapytała Mavis wchodząc do pomieszczenia.
- Owszem. Najwyższa pora. Do terminu zostało półtora tygodnia, a ty wciąż nie byłaś gotowa.- zauważam zamykając szufladę komody.
- Dziś miałam to zrobić.- odpowiada wzruszając ramionami choć obie doskonale wiemy, że to nie prawda. Była teraz na to zbyt leniwa i ociężała, dlatego ją wyręczyłam. Pokazałam jej język i wyszłam z pomieszczenia, a blondynka uczyniła to samo. Udałyśmy się do salonu, gdzie Daniel wraz z chłopcami bawili się czołgami.
Zatrzymałyśmy się kilka kroków od nich i obserwowałyśmy jak wspólnie spędzają czas. Poczułam ukłucie w sercu na myśl, że do nie dawna to Shane tak się z nimi bawił. Muszę z nim porozmawiać, nie mogę tego dłużej odkładać.
Gdy mam się odezwać rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. Oznajmiam, że ja otworzę po czym idę to zrobić. Otwieram drewnianą powłokę lecz nim zdążę zaprosić gościa do środka ten sam się wpycha, przez co drewniana powłoka drzwi uderza mnie prosto w czoło. Okazuje się, że to Sam, a za nią śmiejąca się z mojej miny Peyton.
- Porter.- syczę zamykając za nimi drzwi, jednocześnie pocierając obolałe czoło. Samantha nie skomentowała tego, jedynie posłała mi całusa na co wywróciłam oczami.
- Jak się czujesz Mavis?- pyta siadająca na kanapę Peyton.
- Jakbym miała zaraz wybuchnąć.
- Lepiej nie. Zaraz muszę uciekać, a mam kilka spraw do załatwienia. To może potrwać.- wtrąca Daniel spoglądając na nią z zabawką w dłoni.
- Spokojnie, na razie się na to nie zapowiada.- uspokaja go blondynka.
- Mała mogłaby już do nas dołączyć. Ile mamy jeszcze czekać? Chcemy ją poznać.- wtrąca Sam na co się uśmiecham.
- Wykończycie mnie.- ucina Mavis na co chichocze.
- A Blair. Jest pewna sprawa.- odzywa się Peyton.- Zauważyłyśmy, że...
- Poczekaj chwilę.- przerwałam jej gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Kogo jeszcze tu niesie? Podchodzę do drzwi i ponownie je otwieram, ale na widok, który tam zastaje zamieram. Przede mną stoi. Shane, w czarnym jak noc garniturze, w granatowej jak tusz koszuli, z tym piekielnie drogim zegarkiem i zabójczo wielkim bukietem pięknych czerwonych róż.
- Maleństwo.- szepnął cicho przyglądając mi się od stóp do głów. Shane wygląda jak model wyciągnięty z okładki, a ja jak lump, w wyciągniętym dresie i nieumytych włosach. Mam się odezwać, aby odpowiedzieć, ale nie jest mi to dane.
- Tata!- roznosi się wokół nas donośny krzyk. Po chwili chłopcy przepchnęli się obok mnie i rzucili w ramiona bruneta. Mężczyzna ściskał ich mocno jednym ramieniem wciąż trzymając bukiet kwiatów w drugim. Już miałam zaproponować aby wszedł do środka gdy z tyłu rozbrzmiał krzyk. Odwróciłam się raptownie w stronę głosu. Pierwsze co dostrzegłam to przerażoną minę Mavis.
CZYTASZ
Necessary sacrifice
RomanceŻycie to nie bajka usłana różami. To pasmo nieszczęść, porażek, zawodów i niekończącego się bólu. Nie każdy zamknięty rozdział pozostanie zamknięty na zawsze. A tam gdzie każdy boi się zajrzeć czeka wróg. Czas tylko wie kiedy uderzy. Nie da się na...