Shane
Zanim wyszedłem z sali, w której odpoczywa Blair specjalnym przyciskiem wezwałem Riley, która zjawiła się po krótkiej chwili.
- Co się stało?- zapytała zdyszana, musiała dobrą chwile biec aby się tak zmęczyć.
- Muszę załatwić kilka spraw, miej na nią oko i informuj mnie gdyby coś się działo.
- Oczywiście, nie musisz mi tego mówić. Będę się nią opiekować.
Nie skomentowałem więcej jej słów. Kiwnąłem kobiecie i ostatni raz zerknąłem na Blair po czym wyszedłem z pomieszczenia. Czułem i słyszałem jak Daniel podąża za mną krok w krok i na prawdę byłem wdzięczny, że mnie nie zaczepia. Wystarczyło jedno słowo abym wybuchł jak bomba.
Wyszedłem z budynku kliniki i wsiadłem do auta stojącego przed nim. Daniel od razu usiadł na miejscu kierowcy i ruszył do naszej posiadłości. W głowie non stop odtwarza mi się obraz brunetki oraz słowa Riley. Oddałbym wszystko aby być na miejscu Blair. Oddałbym siebie aby moje dziecko przeżyło.
Przez ciągłe zamyślenie czas leci jak szalony, a podróż mija za jednym mrugnięciem oka. Zatrzymujemy się na podjeździe tuż przed moim domem. Tak długo był pusty, teraz ponownie zawita w nim radość moich synów. Przyglądam się chwilę solidnej budowli, ale to tylko odwleka nieuniknione.
Ruszam przed siebie stawiając kroki ku drzwiom frontowym. Pokonuję stopień za stopniem próbując oczyścić umysł. Jak można się domyśleć, za cholerę mi to nie wychodzi. Cholera, co ja im powiem? Będą pytać, a ja nie mogę im powiedzieć prawdy, nie teraz, są na to za mali. Nie zrozumieją wszystkiego, a może nawet za bardzo zrozumieją i to mnie przeraża najbardziej. Powiem im, to pewne, ale jest za wcześnie. W pierwszej kolejności Blair musi dojść do siebie, a następnie chłopcy muszą podrosnąć. Wtedy im powiem.
Wchodzimy do środka gdzie już na wejściu docierają do mnie beztroskie śmiechy moich synów. Przypomina mi to tragedię jaka nas spotkała, ale nie mogę się teraz rozkleić. Muszę być silny dla mojej rodziny.
Kieruje się do salonu gdy nagle wybiegają z niego moje łobuzy i mkną w moją stronę.
- Tata!- krzyczą obaj gdy wpadają mi w ramiona, kucnąłem aby ich chwycić po czym z powrotem stanąłem na nogi.
- Byliście grzeczni?- pytam kierując się ponownie do salonu.
- Zawsze tato.- odpowiada salutujący Logan co w ostatnich godzinach pierwszy raz wywołuje u mnie uśmiech. Wchodzimy do salonu, w którym siedzą dziewczyny Blair. Zajmują się chłopcami pod moją nieobecność. Nie wypuszczam ich z rąk gdy Logan próbuje opowiedzieć żart nauczony przez Sam. Jak to mały szkrab, niektóre rzeczy przekręcił, co niezwykle nas rozbawiło. Było beztrosko, choć przez chwilę, do momentu aż nie padło to jedno pytanie.- Byłeś u niej, prawda tato?- zapytał Logan sprawiając, że wszyscy zamarliśmy.- Byłeś u mamy?- dopytuje, i co ja mam im powiedzieć? Obaj spoglądają na mnie z ogromną nadzieją w oczach. Dłuższą chwilę zajmuje mi zebranie myśli, podchodzę do kanapy gdzie sadzam chłopców i kucam przed nimi.
- Tak byłem.- odpowiedziałem spuszczając wzrok na ich skarpetki, zauważyłem, że obaj założyli dwie całkowicie różne co ponownie mnie rozbawiło.
- A my możemy ją zobaczyć?- zapytał Logan przez co uśmiech zniknął, a wróciła powaga.
- Nie. I to nie podlega dyskusji Logan.- dodałem gdy widziałem, że chce zabrać głos.- Wiem, że za nią tęsknicie, ale mama na razie śpi. Zabiorę was do niej gdy poczuje się lepiej.
CZYTASZ
Necessary sacrifice
Roman d'amourŻycie to nie bajka usłana różami. To pasmo nieszczęść, porażek, zawodów i niekończącego się bólu. Nie każdy zamknięty rozdział pozostanie zamknięty na zawsze. A tam gdzie każdy boi się zajrzeć czeka wróg. Czas tylko wie kiedy uderzy. Nie da się na...