Rozdział 1

3.8K 93 6
                                    


Budzik niemiłosiernie wybił mnie ze snu, jednak czwartkowe imprezy, które były tradycją w Spectrum, zawsze zwiastowały dwie rzeczy. Ból głowy i niewyspanie się, a w najgorszych wypadkach zaspanie na uczelnie. 

Nasz pokój w akademiku był podzielony na dwie nasze małe sypialnie, kuchnio-jadalnie oraz łazienkę. Wszystkie pomieszczenia były urządzone dość nowocześnie oraz w jasnych barwach, co dawało bardzo dużo światła.

Rozciągnęłam się na łóżku i ruszyłam w stronę pokoju mojej przyjaciółki. Delikatnie zapukałam do drzwi Liv z nadzieją, że mi otworzy lub chociaż odkrzyknie, jednak nic takiego się nie stało.

 -Olivio Wood, jeśli zaraz nie wstaniesz, to spóźnimy się na zajęcia, ewentualnie się nie pomalujesz! – krzyknęłam.

Nienawidziłam się spóźniać, krzywe spojrzenia „kolegów" z kierunku, czy samego wykładowcy były niebywale irytujące. Blondyna zaś była lekkoduchem. Miała całkowicie gdzieś, czy ktoś na nią spojrzy, jak się spóźni na zajęcia, czy w ogóle na nie dotrze. Nie raz rozstawałyśmy się przed wejściem do głównego budynku, ja szłam w stronę naszych wspólnych zajęć, a ona wpierw na spotkanie z Anthonym, czyli jej partnerem. Nie byłam jego fanką, wydawał się niebywale zaborczy, ale to specjalnie dla niej przepisał się na naszą uczelnię, aby mogli spędzić więcej czasu razem. Był na drugim roku, a poprzedni był próbą czy ich związek da rade na odległość, niestety nie było łatwo. Wspieraliśmy Liv, która nie raz już miała skończyć tę relację, ale coś ją zatrzymywało.

Zajęłam łazienkę jako pierwsza, musiałam szybko się przygotować, aby zdążyć. Pukanie w drzwi oderwało mnie od malowania się. Na sam dźwięk dobijania się przewróciłam oczami. Kto o godzinie siódmej rano raczył mnie niepokoić, jeśli był to Harris, to odeśle go tam, skąd przyszedł, a Olivia dostanie ochrzan, żeby jej ukochany przychodził później...

Z irytacją wymalowaną na twarzy otworzyłam drzwi, a w nich o dziwo ujrzałam Martina Greena, w swoich ulubionych przeciwsłonecznych okularach. Granatowa bluza opinała lekko zarys jego mięśni. Posłał mi swój „firmowy uśmiech numer pięć", a w moją stronę wystawił opakowanie z gorącym napojem. Był to mój drugi przyjaciel z rodzinnych stron, znaliśmy się od dziecka.

- Cappuccino na mleku kokosowym dla mojej ukochanej Fall, a dla Liv mam gorącą czekoladę. Nie wstała jeszcze? – zapytał i zajrzał przez moje ramię, z nadzieją, że ujrzy ją w łazience. Bardzo często, gdy do nas wpadał, obydwie szykowałyśmy się tam, aby usprawnić nasze wyjścia. Dwie dorosłe kobiety i tylko jedna łazienka, nie szło razem w parach.

Chłopak zapukał w jej drzwi z nie małą siłą, na co usłyszeliśmy tylko pomruk niezadowolenia. Green rozsiadł się przy wysepce kuchennej, popijając swoją czarną kawę.

- Czyli wczoraj byłyście na klubach? – zaczął spokojnie, z resztą jak zwykle, aby wybadać teren.

 - No byłyśmy w Spectrum na chwilę, parę drinków i powrót – rzuciłam od niechcenia. 

Drzwi otworzyły się z hukiem, a zza nich wyszła nasza blondynka. Musiała prawdopodobnie sprawdzić godzinę, czego skutkiem było tak gwałtowne wyjście. Wyglądała bardzo blado, zmęczenie odznaczało się na jej twarzy, związała swoje włosy w wysokiego kucyka. A na siebie narzuciła czerwoną bluzeczkę z długim rękawem, do tego standardowo jeansy. Była jedną z tych osób, które nieważne jak się ubiorą i tak będą wyglądać świetnie. Dodatkowo idealnie dobierała ubrania pod swoją figurę, podkreślała atuty i ukrywała niedoskonałości.

- Lepiej opowiedz mu o tym twoim koledze – rzuciła, mocno akcentując ostatnie słowo. Złapała za gorącą czekoladę i usiadła obok Martina. Chłopak ściągnął okulary z nosa i przyjrzał mi się dokładnie.

Game Changer | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz