Rozdział 35

1.5K 71 2
                                    

David

Im więcej godzin spędzałem w pracy, tym mniej czasu miałem dla Fallon, a dni wręcz mi uciekały. Dziewczyna jednak nie wiedziała, że zbieram pieniądze na nasz wyjazd z okazji pół roku razem. Chciałem pojechać znów do tego domku i wrócić do początków. Akurat termin wypadał po moich urodzinach, które miały być już w tym tygodniu, więc byłaby to idealna data.

Cały czas chodziłem z przeczuciem, że dzieje się coś niedobrego. Olivia praktycznie u nas nie bywała, Fall często pożyczała samochód i jeździły po lekarzach. Nie miałem pojęcia, o co chodzi i zaczynałem się martwić, że któraś z nich jest poważnie chora.

Xavier, gdy usłyszał o Martinie i Sofii, to chyba zobaczył tamten świat. Nic między nimi nie było, po prostu młodsza siostra Hughesa spodobała się Greenowi, ale jaka panika się wtedy rozprzestrzeniła. Jednak nic nie bawiło mnie tak bardzo, jak ich pijana dwójka rozmawiająca o biednej dziewczynie. Nie miała o niczym pojęcia.

Później musiałem odwieźć jego i moją ukochaną do akademika, bo on nie był w stanie.

Jakby tego wszystkiego było mało, ciągle odzywał się do mnie ojciec. Co najdziwniejsze nie pytał o decyzje w sprawie pracy, tylko o moje samopoczucie. Chciał również poznać mojego motylka. To było strasznie niepokojące.

Nie wiem, czy dobrze zrobiłem, ale zgodziłem się na to. Ten dzień miał nastąpić dzisiaj. William również miał zjawić się na kolacji. To wszystko robiło się pojebane.

- O której dzisiaj macie tę uroczystość? – zapytał Xavier.

Ostatnio zaczęliśmy praktykować nowy zwyczaj – poranny papieros na balkonie. Tak było i teraz. Siedzieliśmy rozłożeni na naszych pseudo ogrodowych fotelach, z nogami zarzuconymi na barierkę. Poranne słońce oświetlało nasze twarze, a przyjemny wietrzyk otulał nasze ciała.

- Wieczorem – odpowiedziałem, zaciągając się papierosem. – Ciekawe, czy będzie sam...

Hughes spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

- Myślisz, że ma nową żonkę i chce was poznać?

Wzruszyłem ramionami.

Nie chciałbym, żeby właśnie tak się okazało. Powoli odnosiłem wrażenie, że on naprawdę się zmienił i chciał odkupić swoje winy. Jednakże nowa partnerka całkowicie przekreśliłaby go w moich oczach.

- A Will jakie ma nastawienie?

- Nie wiem. Liczymy, że zadowoli go pozycja w drużynie – wymamrotałem. – Wiedział, że dla młodego koszykówka jest bardzo ważna.

Ten awans wydawał się przełomowy. Z jednej strony wszyscy gratulowaliśmy Williamowi, ale z drugiej poniosło to ogromne starty za sobą.

Cameron zajmował tę pozycję, aż na ostatnim meczu złamał nogę. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie wychwyciłem tego momentu. Na trybunie usłyszeliśmy dźwięk łamanej kości, a później przeraźliwy krzyk, jakby obdzierano go ze skóry.

Przerażające.

Will odnajdywał się w roli kapitana. Nie mówił tego głośno, ale lubił rządzić kolegami z drużyny, a jednocześnie wygłaszać im motywacyjne przemówienia. Jakby na nowo zakochał się w tym sporcie i dawał z siebie dwieście procent – na treningach, meczach i porannym bieganiu.

Skubany biegał już szybciej niż ja.

Mocno kibicowaliśmy mu z Xavierem, byliśmy fanami numer jeden.

Z zamyślenia wyrwał nas dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie, z uśmiechem skinąłem głową na bruneta. Przeklną coś pod nosem, ale poszedł otworzyć.

Game Changer | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz