Rozdział 4

2.4K 80 4
                                    


Fallon

Ostatnie tygodnie spędziłam nad książkami. Fala kolokwium nas zalała. Coraz częściej w naszym mieszkaniu pojawiła się święta trójca, czyli Martin, Cameron i William, któremu nadal ciężko mi spojrzeć w oczy. Po ostatniej imprezie z jego bratem, który chciał mnie pocałować, było mi strasznie głupio. Jeszcze ten Xavier, który musiał odwieźć mnie do akademika, bo przecież jestem małą nieporadną dziewczynką w jego oczach. Podczas drogi nie zamienił ze mną więcej niż dwa zdania, które odnosiły się do miejsca docelowego naszej podróży. Denerwowała mnie jego troska, skoro nie mieliśmy kontaktu tyle czasu, to po co się angażuje.

W naszym mieszkaniu pojawił się jeden problem. Olivia, gdy przychodzili chłopcy, prawie zawsze chowała się w pokoju. Po ostatniej kłótni z Harrisem podjęli decyzję o przerwie w ich związku. Widziałam, jak bardzo ciężko to znosiła. Ograniczała kontakty międzyludzkie, do tych tylko najpotrzebniejszych. Jej spojrzenie nie było już tak wesołe, dużo czasu poświęcała swojemu wyglądowi. Znów dla zabicia czasu zaczęła chodzić na siłownie i biegać wieczorami. Odrzucała naszą pomoc, swój problem chciała przetrawić sama. Nie chciała nas tym obarczać, w obecnej sytuacji i tak nie mogliśmy za wiele zrobić. Rozumiałam jej tok myślenia, ale mimo wszystko było mi jej strasznie szkoda.

Dzisiaj święta trójca znów zapowiedziała się, że przyjdą na obiad i że tym razem zrobimy go wspólnie. Nienawidziłam gotować. Denerwowało mnie, gdy coś w potrawie nie było takie, jak chciałam. Zawsze dążyłam do perfekcji, a posiłki zrobione przeze mnie wyglądały okropnie, smakowo dało się zjeść. Było to dla mnie ogromnie męczące. W większości sytuacji ja chodziłam na zakupy, a Liv gotowała. Wolałam wnosić ciężkie torby na drugie piętro, niż stać przy garach parę godzin. Był to uczciwy układ, przyjaciółka dość lubiła to i przede wszystkim, zawsze jej to wychodziło.

Równo o szesnastej zabrzmiał dzwonek do drzwi. Cameron pierwszy pojawił się w drzwiach. Oczywiście zielona bluza opinała jego mięśnie, a krótkie spodenki odsłaniały tatuaż na nodze. Wszedł jako pierwszy, nie patrząc na resztę i od razu rozwalił się na krześle kuchennym. Teatralnie otarł pot z czoła. Za nim w drzwiach pojawił się Martin, a na samym końcu młody Lewis.

- Boże, nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się zmęczyłem.

-Szczególnie że nawet nie pomogłeś nam nieść – rzucił Will, rozpakowując powoli zakupy na blat kuchenny. Stanęłam obok, aby pomóc mu z ogromną ilością rzeczy.

Martin rozejrzał się podejrzanie po pomieszczeniu. Westchnął, a jego ciężkie spojrzenie padło na mnie. Już wiedziałam, co siedziało mu na języku.

- Jest w pokoju, ale daj jej spokój. Wiesz, że woli sama to przepracować.

- Fall, ale to ją niszczy – powiedział, a w jego głosie było słychać to zmartwienie.

- Nikt za nią nie powinien decydować, moim zdaniem oczywiście – dodał Cameron.

- Cam ma rację. Wiem, że się martwicie, ale jest w porządku wszystko – usłyszałam ten słabiutki głos za plecami. Wszyscy napięcie odwróciliśmy się do niej. Lekko uśmiechała się do nas. Była blada, miała worki pod oczami. Zarzuciła na siebie za dużą koszulkę i luźne szary dresy. – Co będziemy gotować?

Uśmiechnęliśmy się słabo na jej szybką zmianę tematu, a Torres zaczął żywo opowiadać, co wymyślił, przepchnął Williama i sam zaczął wyciągać warzywa. Czuł się niczym szef kuchni, zaczął rozdzielać nam zadania i podawać różne składniki. Naszym obiadem miał być słynny omlet hiszpański, ale już usłyszeliśmy, że następna będzie paella. Chłopak uwielbiał gotować, z tego, co opowiadał, wszystkiego nauczyła go babcia. Do takiego obiadu nie mogło również zabraknąć Sangrii. Słynnego hiszpańskiego napoju.

Game Changer | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz