Rozdział 31

1.4K 65 3
                                    

David

Leżałem na łóżku, wbijając wzrok w sufit. Gdy brat mówi, że nie zasługujesz na swoją ukochaną, to coś w pewnym sensie łamie ci serce.

Westchnąłem, słysząc pukanie do drzwi. Blondyn, którego jeszcze przed chwilą chciałem udusić gołymi rękami, właśnie usiadł obok mnie.

- Stary, możemy pogadać?

Prawda była taka, że nie chciałem z nikim rozmawiać. Byłem zły na siebie. Zachowałem się jak największy debil i jeszcze uciekłem jak tchórz z pokoju. Mieliśmy w spokoju spędzić nasz ostatni wieczór tutaj.

Wykańczała mnie presja, którą sam na siebie nałożyłem. Coraz bardziej uświadamiałem sobie, że z tą chorą zazdrością nie nadaję się do związków. Cały czas odnosiłem wrażenie, że każdy napotkany chłopak zauważy w niej to, co ja, a później pokaże jej siebie i ona zrozumie, że są lepsi ode mnie.

Nie zniósłbym tego.

- Victor, naprawdę nie chcę gadać.

Jego jednak nie interesowały moje słowa i od razu położył się obok mnie. Złożył ręce na klatce piersiowej jak do modlitwy i patrzył w biały sufit. Kurde, trochę czułem się jak w psychiatryku. Zapewne zaraz dostanę motywacyjne przemówienie, którego trochę się obawiałem.

- Słuchaj mnie – powiedział, dźgając mnie łokciem w bok. – Nie każdy z nas wie, jak to jest być prawdziwie zakochanym. Dlatego kazali mi z tobą porozmawiać.

Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Blondyn wzruszył ramionami.

- Kogo ty niby kochałeś? - zadrwiłem z niego.

Victor uśmiechnął się do mnie i mrugnął.

- Nie znasz historii, jak poznałem się z Xavierem, ale kiedyś łączyło mnie coś z Sofią – oznajmił.

To wyjaśniałoby, dlaczego się z nią całował... Hughes nie dopuściłby żadnego przyjaciela do swojej cztery lata młodszej siostry.

- To naprawdę zajebiste uczucie, kochać kogoś z wzajemnością – dodał. – Rozumiem twoją zazdrość, bo miałem to samo. Kto na nią nie spojrzał, już chciałem się bić. Twoja Fallon Wilson jest naprawdę cudowną osobą. Tylko problem leży w czymś innym – przyznał. – Dlaczego nie doceniasz siebie?

- Nie doceniam siebie? – powtórzyłem jego słowa.

- Uwierz mi na słowo. Mogłaby mieć każdego, a wybrała cię. Niczego ci nie brakuje no, chyba że w łóżku jesteś słaby – zażartował, prychnąłem pod nosem i pokiwałem przecząco głową.

- Mam wrażenie, że jestem niewystarczający – wyznałem.

Te słowa ledwo przechodziły mi przez gardło. Tak strasznie ciężko było się do tego przyznać przed samym sobą, a co dopiero przed kimś.

- Gdybyś był niewystarczający, to nie bylibyście razem. Mogła wybrać twojego brata albo mnie.

Przewróciłem oczami na jego głupie docinki.

- Nie możesz w siebie wątpić, D. Jesteś naprawdę super – dodał, podnosząc się do siadu. – A co do Wiliama...

- Nie mówmy o tym – przerwałem mu. – Nie mam ochoty tego słuchać. Dałem się już wystarczająco umoralnić.

Również podniosłem się do siadu, podpierając się z tyłu rękami.

- Kurwa i tak się dziwie, że wytrzymałeś moją mowę motywacyjną – zaśmiał się. – Chodzi o to, że ciężko się na was patrzy, jak znało się was parę miesięcy wcześniej. Bracia, a jednocześnie najlepsi przyjaciele – zakomunikował. – Rodzina zawsze z tobą zostanie, a dziewczyna czasem odchodzi. Nie życzę ci tego, a wręcz marzę już o twoim weselu z Wilson. Już czuje, jak się na nim kurewsko spije – rozmarzył się, a kąciki ust podniosły mi się do góry. – Ale weź pod uwagę, że kiedyś z rodu Lewisów zostaniesz tylko ty i on.

Game Changer | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz