Rozdział 4

1.9K 55 50
                                    

— W końcu piątek! — Jęknęła męczeńsko Riley. — Wieczorem gdzieś Cię zabieram! Będzie największe ciacho w całej szkole!

— Jeśli mówisz o tym dupku to sobie daruj. — Przewróciłam oczami. — Ale interesuje mnie gdzie idziemy.

— Niespodzianka! Ale przyjdę do ciebie przed tym i razem się zbierzemy.

— Okej. — Nie byłam pewna co do tego pomysłu, ale nie chciałam zachowywać się podejrzanie. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i weszłam w wiadomości.

Do: Mama
moze przyjsc Riley? wychodzimy wieczorem.

Wdech, wydech.

Od: Mama
Pewnie, że może!

Fałszywość to była nieodłączna część mojej matki. A w dodatku wychodziło jej to lepiej niż komukolwiek innemu. W końcu była aktorką.

Niby kochająca się rodzinka, ale za uszami swoje ma... Tak jak każda rodzina. Prawda?

— Okej ja mam biologię więc będę spadać! — Krzyknęłam do Riley i nie czekając na odpowiedź ruszyłam w kierunku szkoły.

Weszłam przez główne wejście i skierowałam się w stronę swojej szafki. Oczywiście nie mogło się obyć bez wpadki. Idąc korytarzem zapatrzyłam się w swój telefon i zderzyłam się z kimś.

Odrazu poczułam ciepło dobrze umięśnionego torsu i zapach cholernie drogiej i dobrej wody kolońskiej.

— Uważaj jak chodzisz, Parker. — Nie no kurwa.

— To samo mogłabym powiedzieć tobie, Hill. — Powiedziałam, na co chłopak jedynie parsknął śmiechem.

— To ty na mnie lecisz.

— Chyba masz za wysokie mniemanie o sobie chłopczyku.

— Widzę jak na mnie zerkasz od tygodnia. Wiem, że jestem zajebisty, ale mam dziewczynę Parker. — Pstryknął mi palcami przed nosem.

Prawda patrzyłam na niego, ale tylko i wyłącznie z powodu sytuacji w parku. Inaczej w ogóle bym na niego nie spojrzała. Prawda był przystojny, ale był dupkiem.

— Może gdybyś nie miał czegoś lub kogoś na sumieniu Hill, to bym się tobą zainteresowała. Teraz jedynie możesz mieć mnie w swoich mokrych snach. — Wyminęłam zdziwionego chłopaka i z wielkim uśmiechem zwycięstwa wyciągnęłam książkę od biologii.

I wtedy gra się zaczęła. Był to dopiero początek ognia, który z każdym dniem gry wzniecaliśmy coraz bardziej. Nie mieliśmy pojęcia, że ogień wznieci pożar, a pożar spali nas doszczętnie.

***

Ostatni dzwonek w tym tygodniu wybrzmiał. Myślałam, że się nie doczekam. Wrzuciłam książkę od biologii i zeszyt do plecaka i jak najszybciej się dało wyszłam z sali. Całą lekcję czułam palący wzrok Nathana i jego, zapewne tak samo rąbniętych kolegów. Nie wiem na jaki trop wpadli, ale jestem tego cholernie ciekawa.

Skierowałam się do wyjścia ze szkoły, a na parkingu na szczęście czekała już Riley.

— Zgarnę twoją sukienkę, bo nie chce mi się iść już do domu.

— Luz, nie ma sprawy.

Czy byłyśmy przyjaciółkami? Trudno to stwierdzić. Znamy się pięć dni i tak naprawdę dużo o sobie nie wiemy. Ale wiem, że mogę ufać Riley. Tak jak mówiła jest inna od tych wszystkich dziwek z tej przereklamowanej amerykańskiej szkoły.

Tak naprawdę nigdy nie miałam przyjaciół. W Paryżu chodziłam do prywatnego liceum, gdzie każdy wyżej srał niż dupę miał. Ludzie byli zbyt dumni by zagadać.

We Were Born To Die Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz