Rozdział 3

1.9K 54 66
                                    

Nathan Hill. To imię huczało mi w głowie, odkąd dyrektor pierwszy raz je przy mnie wypowiedział. Wypytałam Riley i dowiedziałam się, że chłopak ma dużo wybryków na jego koncie. Co prawda tych w szkole, a nie poza nią. Dowiedziałam się też, że jego tata jest po rozwodzie i aktualnie mieszka z jego macochą.

Do tego byli cholernie bogaci, o czym świadczyło to, że na przykład jeździł czerwonym porsche. Wiem, że moją matkę stać na dziesięć takich po jednej wypłacie, ale wciąż to kupa forsy.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk klaksonu. Mój brat właśnie przyjechał pod szkołę odebrać mnie po skończonych zajęciach. Podbiegłam do samochodu i otworzyłam drzwi pasażera.

— Okej zanim coś powiesz mam dobre wytłumaczenie.

— Lepiej powiedz je matce. Jest wściekła. Mówi, że przyniosłaś jej wstyd.

Wstyd. Wstyd, wstyd, wstyd. Jedno słowo dające tak wiele wspomnień. Złych wspomnień.

— A i jeszcze jedno. — Kontynuował mój brat. — Tata będzie za godzinę.

— Tata wie?

— Tak.

Tak. Tata wie. Tata wie, że przyniosłam naszej rodzinie wstyd. Tata wie.

Coś w głowie podpowiadało mi, że nie skończy się to dobrze. To nie miało prawa skończyć się dobrze. Tata wiedział.

— Oliver... — Wyszlochałam. — Pomożesz mi, prawda? Powiedz proszę, że mi pomożesz.

— Słuchaj młoda. Wiesz, że tylko pogorszyłbym sytuację. Ale dasz radę. Kocham Cię krasnalu pamiętaj.

Płacz. Rozrywający gardło szloch opuścił moje ciało. Już nawet nie próbowałam ukrywać przed bratem, że się bałam. On dobrze wiedział, że się bałam.

— Posłuchaj nie możesz teraz płakać.

— Tak wiem. Przepraszam.

Nigdy nie mogłam płakać. Pokazywanie złych emocji było tępione przez moją rodzinę. Tak mnie wychowywano.

Kiedyś babcia mi mówiła, że za każdym razem gdy płacze, staje się silniejsza. Teraz już wiem, że kłamała. Nigdy w życiu nie byłam silna. Nigdy w życiu nie będę silna.

Podjechaliśmy pod dom, a ja odrazu wysiadłam z samochodu. Trzęsącymi dłońmi otworzyłam drzwi i ściągnęłam buty. Już byłam przy schodach, gdy dobiegł mnie mrożący krew w żyłach głos matki.

— Octavia podejdź proszę.

Nie śmiałam nawet protestować. Słusznie poszłam do salonu, a ze stresu zaciskałam rękę na ramieniu mojego plecaka.

— Mamo słuchaj. Wiem jak to wygląda, ale on Cię wyzywał! Stanęłam tylko w twojej obronie.

— Ile razy mam ci powtarzać, że w moim zawodzie zawsze znajdzie się ktoś kto mnie skrytykuje. — Westchnęła. — Nie mogłaś po prostu puścić tej uwagi mimo uszu?

— Mamo ja... Przepraszam. — Wyjąkałam.

— Idź na górę. Zawołam Cię jak tata przyjdzie.

Tata. Tata przyjdzie.

— Mamo proszę... — Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ matka skutecznie mi przerwała.

— Wiesz, że za bycie niegrzeczną jest kara Octavio. Od dziecka tak było.

Więcej nie protestowałam. Odwróciłam się i na wiotkich nogach podążyłam na górę. Zamknęłam drzwi pokoju i odrzuciłam plecak na bok. Niemal od razu podeszłam do łóżka i kucnęłam.

Wyciągnęłam metalową skrzyneczkę i ją otworzyłam. Schowałam do pudełka pozostałe pół tabletki i wyciągnęłam woreczek z amfetaminą.

Wyciągnęłam z plecaka banana, którego zgarnęłam ze szkoły i butelkę wody. Nie chciałam brać fety na pusty żołądek, dlatego najpierw zjadłam banana. Zamoczyłam palca lekko w wodzie, a następnie dotknęłam nim białego proszku. Palcem wtarłam proszek w dziąsło.

Potrzebowałam się odstresować, a czułam, że ani amfetamina, ani xanax mi nie pomagają. Wzięłabym heroinę. Albo oksykodon.

Kurwa. Muszę jak naszybciej znaleźć dilera.

Usiadłam do biurka i wzięłam się za wkuwanie historii. Rewolucja francuska, więc muszę zabłysnąć. I odpracować reputację po dzisiejszym wybryku.

Włożyłam do uszu moje air podsy i puściłam moją ulubioną piosenkę Lany Del Rey.

Born to die.

***

Octavia! — Dobiegł mnie krzyk matki z dołu. — Zapraszam na dół, kochanie!

Po raz setny tego dnia, zdusiłam chęć rozpłakania się i posłusznie zeszłam na dół. Zarówno nogi jak i ręce całe mi się trzęsły, a fala gorąca uderzyła we mnie z taką siłą, z jaką jeszcze nigdy nie uderzała.

— Octavio. — Powiedział mój ojciec, a mnie przeszły dreszcze. — Słyszałem o tym, że już pierwszego dnia w szkole byłaś u dyrektora. Przykro mi to mówić, ale dobrze wiesz, że za bycie niegrzeczną trzeba ponieść karę.

Jedyne na co było mnie stać w tamtym momencie, to marne kiwnięcie głową.

— Chodź do salonu.

Tak jak kazał, tak i zrobiłam. Przeszłam do salonu i nawet nie musiałam czekać na następne polecenie. Dobrze wiedziałam co mam zrobić. Klęknęłam na kanapie, tak aby tyłem być do mojego ojca.

— Podwiń koszulkę proszę.

Mimo iż bardzo nie chciałam, zrobiłam to co kazał. Dobrze wiedziałam, że nie mam innego wyjścia. Chciałam wybiec z tego domu i już nigdy tam nie wracać. Chciałam uwolnić się od mojej fałszywej rodziny, która powinna być moim bezpieczeństwem. A była jego całkowitym kontrastem.

Jęknęłam z bólu gdy poczułam pieczenie na plecach, spowodowanie uderzeniem skórzanego paska. Z każdym uderzeniem było coraz gorzej. Okropny ból przeszywał moje ciało, gdy tylko stykało się ono z paskiem. Łzy kapały mi z oczu, a ja nie miałam jak ich zetrzeć. Nie mogłam płakać. Tata nie lubił gdy płakałam.

Po ponad dziesiątym z kolei uderzeniu ojciec przestał. Opuściłam koszulkę i jak najszybciej podążyłam w stronę schodów.

— Octavio.

— Przepraszam.

Matka skinęła głową, a ja z obolałymi plecami poszłam do pokoju. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się siedzący na moim łóżku Oliver.

— Wiem, że przechodzisz piekło. Ale może chociaż to pomoże Vi.

W ręce trzymał zimne okłady oraz jakąś maść.

Uśmiechnęłam się przez łzy.

— Dziękuje Oli. — Wyszeptałam.

***

Nie wiem jak wrazenia po trzech rozdzialach, ale mam nadzieje ze nie najgorsze.

Nie ogarniam przecinkow wiec bez spin😘

We Were Born To Die Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz