Siedzący przy biurku mężczyzna wsadził pierwszą kartkę do maszyny do pisania. Rozgrzał palce i zaczął pisać, co jakiś czas popijając herbatę:
" Rozdział 1
Ben Patrick Brown
"Świat stworzył nas do tego byśmy razem przeżyli życie".
Tymi słowami zaczynała się książka Williama, którą pisał w swoim dzienniku. Dostał go od matki przed jej śmiercią. Kto wie może ktoś, kiedyś ją przeczyta?
- William na dół! - rozległ się krzyk, po którym mogły człowieka przejść ciarki.
Chłopak szybko schował swe dzieło po czym zbiegł na dolne piętro domu.
- Słucham - sapnął cicho.
Mężczyzna spojrzał na syna zmęczonym już wzrokiem, wypuścił z siebie powietrze, po czym odwrócił się do niego plecami i rzekł:
- Muszę dziś wyjść - wojsko mnie wzywa. Wrócę dopiero wieczorem. Znajdź sobie coś do roboty w tym czasie bylebyś nie siedział w domu. Wyjdź w końcu na powietrze.
Nie dając mu czasu na odpowiedź opuścił budynek równocześnie zostawiając syna samego z myślami.
- I weź w końcu wypakuj te swoje rzeczy! - dodał już z auta - Wprowadziliśmy się tydzień temu a twój pokój dalej jest zastawiony pudłami!
William miał dość ojca. Nie rozumiał jego podejścia do życia. Miał wrażenie, że interesuje go tylko to wojsko i, że tak na prawdę w cale go nie potrzebuje. Jednak musiał się go słuchać.
Po długo spędzonym czasie na zastanawianu się w końcu postanowił wyjść na zewnątrz. Jeszcze nie wiedział co będzie tam robił, lecz miał nadzieję, że prędzej czy później znajdzie sobie jakieś zajęcie.
Wieś jak wieś. Parę domków na krzyż i jeden sklep na środku. Mały kościółek obok. Po za tym wioskę otaczały pola uprawne, chociaż w tym momencie nie było niczego do zbierania.
Spacerowanie sprawiało mu dużo przyjemności. Tak też postanowił zrobić - przespacerować się. Jego wzrost i kondycja pozwalały mu na długie parogodzinne spacery. Więc nie martwił się o zmęczenie. Jednak jego zamiarom ktoś dziś przeszkodził:
- Hej! Nie widziałem cię tutaj przed tem. Zgaduję, że przyjechałeś do kogoś w odwiedziny? - odezwał się jakiś miły głos za nim.
Odwrócił się. Stał teraz przed nim nie co niższy, krępy brunet z mocno kręconymi włosami o delikatnych rysach twarzy.
Zaklął w duchu. Czemu nic nie może nigdy pójść po mojej myśli?
Zmuszony do odpowiedzi chłopak odezwał się po krótkiej chwili.
- Cześć. Nie jestem tu w odwiedziny, przeprowadziłem się tu niedawno. Poprostu nie wychodzę za często z domu.
- Oh, więc miło mi cię poznać! Nazywam się Ben i mam 17 lat - mówił szybko a tym samym zabrał mu szanse na ucieczkę.
- William. Również mi miło - odpowiedział i odszedł aby uniknąć dalszej konwersacji.
Odsapnął. W końcu mógł w spokoju się przejść, nie miał ochoty zawierać żadnych znajomości na tym "odludziu". Samotność mu bardzo odpowiadała.
W zasadzie to nigdy nie miał za wielu przyjaciół. Jego znajomości utrzymywały się tylko dlatego, że widzywał się z nimi codziennie w szkole.
Na jego nie szczęście czarnowłosy chłopak nie dawał za swoje.
- Will! Czekaj! - zaczął krzyczeć biegnąc w jego stronę - Może pospacerujemy razem? Ja też nie mam nic do roboty w tym momencie.
Will, dawno nikt tak go nie nazywał. Tak zwracała się do niego tylko matka. Po jej śmierci znienawidził te zdrobnienie. Nikomu nie dawał w taki sposób się do niego zwracać. Dla tego też dziwnie się poczuł słysząc to teraz.
- William - poprawił go szybko.
- Okej, postaram się zapamiętać. William - powtórzył jeszce raz.
Mówił tak szybko i cicho, że ledwo co dało się go zrozumieć. Z podekscytowania? Pewnie tak.
Resztę czasu spędzili na swoistego rodzaju "rozmowie". Choć w zasadzie to mówił głównie Ben a William co jakiś czas udzielał krótkiej odpowiedzi.
Zrobiło się pochmurnie. W oddali można było usłyszeć grzmienie. Od czasu do czasu niebo nabierało białych odcieni jakby ktoś bawił się światłem. Chłopakowi to nie przeszkadzało. Uwielbiał słuchać dźwięków burzy, tak samo jak chodzenie w deszczu.
Jednak jego młodszy rówieśnik najwidoczniej niepodzielał jego zdania. Wyprostował się i spojrzał w stronę blondyna.
- Will.. William, powinniśmy przyspieszyć. Tu niema zbyt wielu drzew ani budynków. - przerwał ciszę pomiędzy nimi - jeśli się nie pospieszymy to może się to źle skończyć.
Ten spojrzał się na kolegę. W sumie miał rację. Burza zbliżała się bardzo szybko a w okolicy to oni byli najwyższym punktem, w końcu znajdowali się w samym środku jakiegoś pola. Wiedział, że jeżeli się nie sprężą może w nich uderzyć piorun.
Widział zmęczenie na twarzy swojego kompana. Jednak po namyśle szybko chwycił go za rękę i pociągnął za sobą. Nie miał innego wyjścia.
Deszcz się wzmógł. Biegli w stronę wioski tak szybko jak tylko mogli. Ben miał wrażenie, że zaraz wypluje płuca. William jednak nie zwracał uwagi na jego wołanie.
W oddali widoczne już były pierwsze budynki. Obydwaj przyspieszyli tempa (Ben z trudem wyciskał resztki swych sił) aby nie zamoknąć do reszty. Następnie skierowali się w stronę domu blondyna.
Wkroczyli w próg i przysiedli pod najbliższą ścianą. Czarnowłosy chłopak z trudem łapał oddech do płuc.
-Musisz popracować nad kondycją - udzielił mu rady.
- Wiem, ale sport to nie moja bajka. Za to ty biegasz jak porządnie wyszkolony żołnierz! - zaśmiał się - W ogóle, może opowiesz mi coś o sobie?
- Nie mam nic do opowiadania - zamyślił się chwilę po czym upewniając się, że kolega zrozumiał przytaknął głową. Chociaż powiedział tak też dla tego, że zwyczajnie nie chciało mu się rozmawiać.
- Oj na pewno masz.. - droczył się z nim – Na przykład - Jak już wiesz – nazywam się Ben, a konkretnie Ben Patrick Brown i lubię rysować oraz czytać wiersze. Teraz twoja kolej!
Odetchnął ciężko. Musiał zastanowić się nad tym jak miał się przedstawić. Nie miał zbyt wielu zainteresowań. W zasadzie, to ciężko było mu cokolwiek powiedzieć. Wcześniej nigdy nie musiał tego robić, poprostu ignorował osoby mówiące do niego. Teraz jednak głupio byłoby zbyć kolegę.
- Jestem William Harris, mam prawie 18 lat i nie interesuje się niczym szczególnym - powiedział zgodnie z prawdą.
- Niemożliwe. Jeszcze nie poznałem nikogo kto niemiałby żadnego hobby!
- No dobra, kiedyś grałem na gitarze ale już tego nie robię.
Nie chciał mówić o swojej książce. Nikt o niej nie wiedział i chciał, aby tak pozostało, jako sekret, o którym on i tylko on miał pojęcie.
Nastąpiła chwila ciszy. Czyli chwila, w której zwykle się myśli. Żaden z nich nie wiedział, jak zacząć rozmowę. William czuł jednak dziwną chęć przeprowadzenia konwersacji.
- Ulewa tak szybko nie minie.. - wydusił z siebie.
- Taak, na to wygląda - Ben ocknął się szybko – No to może... Zaprowadzisz mnie do swojego pokoju?
Blondyn odetchnął z trudem, bo wiem nienawidził utrzymywać kontaktu z innymi a co się z tym wiąże towarzystwa. Miał tylko ochotę na krótką pogawędkę. Powolnymi ruchami wstał z podłogi a następnie wykonał ręką gest, na zachęcenie do podążenia za nim.
Ben uśmiechnął się do niego i ochoczo zerwał się na równe nogi.
---
1085 słów🙀
CZYTASZ
Ptaki Nocy
Teen FictionŻycie jest ciężkie, ale co jeśli dodatkowo dołoży ci przeprowadzkę na wieś i chłopaka, który staje się dla ciebie całym światem? Taki właśnie problem miał William. Co by było gdyby jego ojciec się dowiedział!? . . . 19 150 słów☺️