Rozdział 6

27 4 0
                                    

Rozdział 6

Zmieniasz mnie

- Co ty sobie myślałeś? Niestosuje się przemocy ot tak! I co ja mam z tobą zrobić dzieciaku?! - mówił na wpół wściekłym tonem mężczyzna siedzący naprzeciw syna.

- Broniłem słabszego. Uważam, że to dobry powód.

- Nawet jeśli to dobry powód to ojciec Maxa może to zgłosić!

- Nie możesz choć raz stanąć po mojej stronie?

- Porozmawiam jutro z Evansem, ale ty musisz obiecać, że nie dojdzie więcej do takich akcji.

- Ta obiecuje.

Nie czekając dłużej William skierował się do swojego pokoju.

Zanosiło się na deszcz. Robiło się ciemno. Przez szczeliny w ramach okien napływało do środka zimne powietrze zmieszane z zapachem rosy. Blondyn siedział na łóżku i wsłuchiwał się w coraz szybciej opadające na szybę krople wody.

Kap... Kap... Kap...

---
- Czemu tak strasznie musi padać! Nienawidzę deszczu i burzy, zawsze leje jak akurat jestem smutny! - zapłakał mały chłopiec kucając na podłodze przy łóżku szpitalnym.

Kobieta leżąca na nim zaśmała się krótko.

- Nie patrz tak na to Will. Usiądź tu. Deszcz dotrzymuje ci towarzystwa, abyś nie musiał płakać sam. Czasem jest to lepsze od obecności drugiego człowieka.

Przytuliła synka do piersi i gładziła po włosach.

- Co ma być to będzie "Po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój". Po ciężkich chwilach zawsze przychodzą te dobre.

Uśmiechnęli się do siebie. Matka po chwili spojrzała smutno na blondynka.

- Mamusia cię kocha Will, pamiętaj o tym...

- Mamo? Mamo śpisz już? Mamo?

Kobieta wypuściła go z uścisku. Zamknęła oczy i nagle do środka wbiegł ojciec.

Przestraszony zamieszaniem malec zaczął płakać i wołać do mamy, próbował ją obudzić.

- Mamy już nie ma Will - powiedział mężczyzna z trudem zachowując spokój.

---

- William!

Był wczesny ranek. Chłopak czuł fale potu oblewającą go. Tuż przed nim stał tata.

- Co się stało?

- Krzyczałeś William. Nawoływałeś matkę. Miałeś koszmar.

Nie wyglądał na zmartwionego, ale nie był też nieobojętny wobec sytuacji, która zaszła.

- Wyjdź może na dwór co?

- Może nie.

- Idź. Spotkaj się z kolegą.

Blondyn powolnymi ruchami wstał po czym zaczął się przebierać, aby muc udać się na dwór.

Było dziś zaskakująco słonecznie. Ciepło uderzało na ziemię ale było to przyjemne ciepło.

A na dworze stał jak zwykle...

- Hej Will..William to ty!

... Ben

- Cześć.

- Moich rodziców nie ma dziś w domu i wrócą dopiero jutro, więc będę mógł spędzić mnóstwo czasu na dworze.

Ptaki NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz