Rozdział 3
Wizyta w mieście
Minął wieczór tego samego dnia. William nie mógł zasnąć. Nie po tym co stało się w dziś stało. Wszystko byłoby dobrze, jedyną rzeczą, z którą nie mógł się pogodzić było to, że to wszystko widział jego kolega. Bał się, co mógł sobie o tym pomyśleć.
Jeszcze długo nad tym rozmyślał, gdy nagle wpadł na pomysł, aby ubrać te wydarzenia w słowa i zapisać je w jego książce.
Nie miała jeszcze tytułu. Ani jakiejś konkretnej fabuły. Była to książka, w której teoretycznie wszystko mogło się wydarzyć.
*
Poranna pobudka nie okazała się zachwycająca. Chłopak został obudzony już o godzinie piątej rano. Zmusił się do opuszczenia łóżka po czym skierował się ku dołowi, gdzie czekał na niego jego już tata.
- Nie mamy czasu. Nie ma dzisiaj treningu. Wracaj na górę i się ogarnij, bo jedziemy do twojej ciotki - oznajmił.
Blondyn spochmurniał. Dom jego cioci był jego najbardziej znienawidzonym miejscem. Miejsce, w którym wszyscy wyzywają wszystkich i wszystko nie mogło być normalne.
Chwilę później był już gotowy do wyjścia. Powolnymi krokami przeszurał cały salon aż do wyjścia.
- Szybciej, szybciej! Bo się spóźnimy przez ciebie.
William pospieszył do auta i wsiadł za miejscem kierowcy. Leniwie oparł się o ściankę i pojazd ruszył.
Jechali tak przez zdobione barwnym zbożem pola i kawałek lasu aż w końcu dotarli do początku miasta. Stamtąd skierowali się prosto do bloku zamieszkiwanego przez Panią White, siostrę ojca.
William zauważył, że w mieście jest strasznie szaro, bez żadnego wyrazu. Na wsi było o wiele ładniej, żywiej. Pomyślał sobie, że to w sumie dobrze, że się wyprowadzili.
- Oh! Will witaj kochany! - pozdrowiła go używając zdrobnienia.
Blondyn uśmiechnął się tylko ignorując znienawidzone zdrobnienie i usiadł na jednym z foteli, tych mniej na widoku.
- Ile się nie widzieliśmy? Rok? Dwa?
Mieszkanie było nie wielkie. Jednak wszędzie stało mnóstwo ozdób i świecidełek. Było bardzo eleganckie, w biało - szarych odcieniach. W nie których miejscach dla kontrastu poustawiano czerwone przedmioty.
Nie miał nic do opowiadania. Jak zwykle. Jak zwykle też ciotka oprócz ich dwójki zaprosiła również swoich znajomych. Jakby zwykłe spotkanie z rodziną nie mogło się odbyć choć raz normalnie.
Niedobrze.
Wszyscy usiedli. Rozmowy zaczęły się od opowiadania wydarzeń z ostatnich dni. Oczywiście tylko on nic nie mówił. Wpił się w fotel jeszcze bardziej, by mieć pewność, że nikt nie zwraca na niego uwagi.
Niby wszystko było dobrze. Niby. Dziwne było to, że chłopak nie usłyszał jeszcze z ust nikogo niczego obraźliwego. Wszyscy byli w znakomitych nastrojach, śmiali się, zajadali herbatnikami i popijali kawę. Taki dzień nigdy dobrze się nie kończył. NIGDY.
Przewijały się różne tematy; Od życia codziennego po najdziwniejsze plotki co się dzieje aktualnie w okolicy.
On siedział jak najbardziej ukryty. Oni jak najbardziej wysunięci. Chłopak miał wrażenie, że wszyscy zaraz pospadają z tych siedzisk. Zaraz się zacznie.
- No Will a jak tam u ciebie ze szkołą? Słyszałem, że masz nauczanie domowe na czas poszukiwań- zapytała jedna z osób.
Nagle wszyscy jakby sobie przypomnieli o tym jednym chłopcu. Wszyscy zwrócili na niego wzrok. Wszyscy zaczęli mówić. Wszyscy na raz.
- Oh! Will! No co tam? Masz już kogoś?
- Will! Jak ja dawno cię nie widziałam!
- Jak podoba ci się życie na wsi co Will?
Will, Will, Will, Will...
Tego było już za wiele. Williamowi pękała głowa z bólu od ciągłego wysłuchiwania jak wszyscy zwracają się do niego "Will" i coś od niego chcą. Chciał jak najszybciej z tąd wyjść.
- DOŚĆ DO JASNEJ CHOLERY - krzyknął tak, że wszyscy umilkli – Nie dałem wam wyraźnie do zrozumienia WCZEŚNIEJ abyście mnie nie nazywali WILL!? Dajcie mi wszyscy święty spokój!
Całe zgromadzenie umilkło z zaskoczenia. Słychać było każdy najcichszy oddech. Tata miał zaraz wybuchnąć, lecz blondyn był od niego szybszy i wybiegł z mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi.
Co miał zrobić teraz? On sam nie wiedział. Po prostu cieszył się chwilową samotnością.
Biegł jeszcze chwilę, a gdy stwierdził, że jest już w bezpiecznej odległości od budynku zwolnił tempo. Westchnął ciężko próbując zniwelować natłok myśli.
*
Zrobiło się późno. Można było już podziwiać piękny zachód słońca, który byłby taki, gdyby nie to, że chlopak był tam sam.
Gdy był mały kochał zachody słońca, które były dla niego magiczne, ponieważ oglądał je co wieczór z mamą. Teraz jej nie ma i zachody przestały być tak zachwycające jak kiedyś.
Po długim spacerze zdecydował usiąść pod jakimś sklepem na chodniku i w ciszy czekał aż ta wielka świecąca kula zamieni się z księżycem na miejsca. Starał się ukrywać swoją obecność, aby nie zostać znalezionym przez ojca. Lecz go nie było. Nigdy go nie było. Więc chłopak zdziwił się i przeraził, gdy usłyszał znajomy mu głos.
- Williamie..
Mężczyzna podniósł go siłą z ziemi łapiąc za przedramię i zaczął prowadzić w stronę auta. A ten nawet nie próbował się szarpać. Tak jakby jakaś niewidzialna siła zawładnęła jego umysłem.
- Ostatni raz przyjechałeś tu ze mną. Przyniosłeś mi wstyd, jak ja mam się teraz pokazać tym ludziom na oczy!? - w głosie słychać było irytacje i nutę zawodu - Jutro ćwiczysz dłużej.
- Mi to nie przeszkadza, i tak nie lubiłem tu przebywać - odpowiedział chamsko jednak jedyne co otrzymał w zamian to zabójcze spojrzenie.
Pomyślał sobie, że obecność Bena poprawiłaby mu humor. Ze smutkiem stwierdził, że jest już jednak zbyt późno aby wyciągać kolegę z domu.
Nie będę go przecież ciągał gdy jest taka ciemnica na dworzu. Jego rodzice by mnie chyba zabili.
*
Tak wyglądał najlepszy wypad do miasta Williama Harrisa. Brzmiały słowa kończące kolejny rozdział książki.
---
889 słów☺️🙏
CZYTASZ
Ptaki Nocy
Teen FictionŻycie jest ciężkie, ale co jeśli dodatkowo dołoży ci przeprowadzkę na wieś i chłopaka, który staje się dla ciebie całym światem? Taki właśnie problem miał William. Co by było gdyby jego ojciec się dowiedział!? . . . 19 150 słów☺️