13.Wyścig

15 4 2
                                    

Cześć!
Mam nadzieję że się spodoba :^
Uprzedzam o wyścigach nie wiem nic (dlatego nie jest on tam szczególnie opisany) .

Miłego czytania!

Podeszłam do barierki i zacisnęłam zęby.
Za moment miały odbyć się wyścigi uliczne których nagrodą będzie co? Ja.

Przysięgam na boga nigdy nie byłam bardziej wkurwiona.

-Jesteśmy!

Krzyknęła Gianna i podeszła z Adamem i Simonem.

-A gdzie reszta?

-Leokadia, Izzy i Hunter są na zakupach. Mają wyciszone dzwonki bo to bardzo ważny proces.

Powiedział próbując naśladując głos Leokadii. Gdyby nie zdenerwowanie zaśmiałabym się.

-Uwaga - rozbrzmiał głos z mikrofonu - dzisiejszy wyścig jest o nietykalność Jade Pierce. Zawodnicy to jeden z najlepszych Reggie Roberts oraz długo wyczekiwany zawodnik, którego znamy wszyscy Blaise Sanchez!

Rozbrzmiały się odgłosy bicia brawa i buczenia.
Pomylili nawet moje imię, nie no zajebiście. Żyć a nie umierać.
Proszę jedynie by się ode mnie odpierdolili.
Czy to tak dużo ?

-Jeśli będziesz chciała to ich zabijemy, w aucie mam łopatę i worek.

Szepnęła mi do ucha Gianna.

-Co?

-Co?

-Gdzie Simon?

Zapytałam gdy nigdzie nie zauważyłam blondyna.

-Tutaj!

Powiedział i przyszedł z pop cornem w ręce.
W tej samym momencie auta wystartowały.
Nie wiedziałam komu mam kibicować.
Byłam bez stronna.
Ale skrycie chciałam by wygrał Blaise.

-Kurwa.

Zaklął Adam gdy Reggie uderzył w Sancheza.

-Japierdole Blaise dawaj.

Warknęła Gianna i spojrzała na Simona z buzią zapełnioną pop cornem.
Miał dramat na żywo.

Sanchez i Roberts jechali łeb w łeb, zmierzając do mety. I stało się Sanchez przekroczył metę jako pierwszy wygrywając. Wygrywając mnie.
Jakbym była pieprzoną zabawką.

-Tak!

Wykrzyknęła Gianna rzucając się na mnie.

-Wygrał Blaise, wygrał Blaise, wygrał Blaise! A nie ty pizdokleszczu!

Wykrzyknął Adam. Popatrzyłam na niego zdziwiona, za dużo czasu z Leokadią. Spojrzałam na Robertsa, a ten jedynie zmierzył mnie obojętnym wzrokiem i odszedł.

Z obojętną miną stanęłam przed Sanchezem.

-Odwieź mnie do domu.

Powiedziałam z obojętnością w głosie. Bo przecież nie rzucę mu się na szyje gratulując że mnie wygrał.
Pokiwał głową i pożegnawszy się z resztą, wsiadliśmy do jego mustanga.

-To nie droga do mojego domu.

Powiedziałam.

-Wiem.

Westchnęłam.

-Gdzie mnie znowu wywozisz huh? Jeśli chcesz mnie zabić to przynajmniej pochowaj w różowej sukience i czerwonymi spinkami we włosach.

Prychnął.

-Różowy i czerwony?

-Kwestionujesz mój gust? On jest zajebisty.

-Nie sądzę .

Mruknął. A spierdalaj.
Z małej torebki wyciągnęłam telefon.
2.32 świetnie.

Ja:
Ciociu obiecuje wrócę do domu, przynajmniej tak sądzę... Kocham cię, twoja Jane

Ciocia Hailie :
Brzmi to jakbyś chciała popełnić samobójstwo

Ja:
Jeśli ktoś dzisiaj umrze to nie ja, a pewien irytujący dupek.

Ciocia Hailie :
Nie wnikam. Przeżyj tylko :>

Ja:
Jak zawsze <3

-Jesteśmy wysiadaj.

Z westchnięciem wyszłam z auta.  Roszpunko dlaczego twój właściciel jest takim wkurwiającym dupkiem?

-Plaża?

Zapytałam i przystanęłam.

-Chodź.

Burknęłam pod nosem na jego osobę.

-Pomost?

Zapytałam przypatrując się oczom Sancheza.
Bo było w nich coś takiego, co mnie przyciągało.

-Tak.

Powiedział i usiadł zdejmując buty.
Również usiadłam i zdjęłam obcasy, którymi swoją drogą nie najlepiej szło się po piasku. 

Woda była przyjemna, dodatkowym plusem było to że odbijała miliardy gwiazd nad nami.

-Tu się poznaliśmy.

Powiedział, a ja się zdziwiłam że pamiętał.
Bo Blaise Sanchez nigdy nie zapomina, nawet tych najmniejszych rzeczy .

-Owszem.

Przytaknęłam i wlepiłam spojrzenie w niebo.

-Gniewasz się?

-A ty? Nie byłbyś zły jakby ktoś wygrał cię jak jebaną zabawkę? Teraz w tym waszym głupim prawie jestem twoją własnością.

-Byłaś nią wcześniej Jane. Jesteś moja.

Powiedział i nim zdążyłam zareagować przyciągnął mnie do pocałunku.
O mamo. W tamtym momencie popełniałem błąd, ale takie błędy popełniać mogłam z uśmiechem na ustach.
Usiadłam na nim okrakiem i pociągnęłam za końcówki włosów.
Zacisnął swoje dłonie na moich biodrach i wierzcie lub nie czułam się jak w pieprzonym niebie.

-Jesteś moja Jane.

Pocałował mnie w czoło.

-Tylko moja, nikogo więcej.

Wychrypiał mi w usta.

-Powiedz to.

Nakazał.

-Co?

Zapytałam i popatrzyłam w jego hipnotyzujące oczy.

-Że jesteś moja.

-Jestem twoja Blaise.

W tej chwili to sobie uświadomiłam.
Chyba się zakochałam.
Boże miej mnie w opiece.

                     ***

Leżałam oparta o Sancheza oglądając zaplątanych w jego mieszkaniu.
Brunet jednak zamiast zająć się oglądaniem, zaczął bawić się moimi włosami.

-Chcesz zrobić coś szalonego?

Zapytałam po chwili.

-Na przykład?

Mruknął

-Zbieraj się, jedziemy robić tatuaż.

-Oszalałas?

-Oj no dawaj. Chyba że cykorzysz.

Uśmiechnęłam się zawiadacko.

-Tylko wezmę klucze.

Jak wrażenia?

Nie miałam pomysłu okej?
Naprawdę się staram, ale wena mnie opuszcza..
Z tego powodu ten rozdział jest taki krótki, ale postaram się by następny był dłuższy.

Naprawdę dziękuję wam za to że czytacie tą książkę ❤️

Skradziony pocałunek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz