Cześć!
Mam nadzieję że się spodoba :^
Uprzedzam o wyścigach nie wiem nic (dlatego nie jest on tam szczególnie opisany) .Miłego czytania!
Podeszłam do barierki i zacisnęłam zęby.
Za moment miały odbyć się wyścigi uliczne których nagrodą będzie co? Ja.Przysięgam na boga nigdy nie byłam bardziej wkurwiona.
-Jesteśmy!
Krzyknęła Gianna i podeszła z Adamem i Simonem.
-A gdzie reszta?
-Leokadia, Izzy i Hunter są na zakupach. Mają wyciszone dzwonki bo to bardzo ważny proces.
Powiedział próbując naśladując głos Leokadii. Gdyby nie zdenerwowanie zaśmiałabym się.
-Uwaga - rozbrzmiał głos z mikrofonu - dzisiejszy wyścig jest o nietykalność Jade Pierce. Zawodnicy to jeden z najlepszych Reggie Roberts oraz długo wyczekiwany zawodnik, którego znamy wszyscy Blaise Sanchez!
Rozbrzmiały się odgłosy bicia brawa i buczenia.
Pomylili nawet moje imię, nie no zajebiście. Żyć a nie umierać.
Proszę jedynie by się ode mnie odpierdolili.
Czy to tak dużo ?-Jeśli będziesz chciała to ich zabijemy, w aucie mam łopatę i worek.
Szepnęła mi do ucha Gianna.
-Co?
-Co?
-Gdzie Simon?
Zapytałam gdy nigdzie nie zauważyłam blondyna.
-Tutaj!
Powiedział i przyszedł z pop cornem w ręce.
W tej samym momencie auta wystartowały.
Nie wiedziałam komu mam kibicować.
Byłam bez stronna.
Ale skrycie chciałam by wygrał Blaise.-Kurwa.
Zaklął Adam gdy Reggie uderzył w Sancheza.
-Japierdole Blaise dawaj.
Warknęła Gianna i spojrzała na Simona z buzią zapełnioną pop cornem.
Miał dramat na żywo.Sanchez i Roberts jechali łeb w łeb, zmierzając do mety. I stało się Sanchez przekroczył metę jako pierwszy wygrywając. Wygrywając mnie.
Jakbym była pieprzoną zabawką.-Tak!
Wykrzyknęła Gianna rzucając się na mnie.
-Wygrał Blaise, wygrał Blaise, wygrał Blaise! A nie ty pizdokleszczu!
Wykrzyknął Adam. Popatrzyłam na niego zdziwiona, za dużo czasu z Leokadią. Spojrzałam na Robertsa, a ten jedynie zmierzył mnie obojętnym wzrokiem i odszedł.
Z obojętną miną stanęłam przed Sanchezem.
-Odwieź mnie do domu.
Powiedziałam z obojętnością w głosie. Bo przecież nie rzucę mu się na szyje gratulując że mnie wygrał.
Pokiwał głową i pożegnawszy się z resztą, wsiadliśmy do jego mustanga.-To nie droga do mojego domu.
Powiedziałam.
-Wiem.
Westchnęłam.
-Gdzie mnie znowu wywozisz huh? Jeśli chcesz mnie zabić to przynajmniej pochowaj w różowej sukience i czerwonymi spinkami we włosach.
Prychnął.
-Różowy i czerwony?
-Kwestionujesz mój gust? On jest zajebisty.
-Nie sądzę .
Mruknął. A spierdalaj.
Z małej torebki wyciągnęłam telefon.
2.32 świetnie.Ja:
Ciociu obiecuje wrócę do domu, przynajmniej tak sądzę... Kocham cię, twoja JaneCiocia Hailie :
Brzmi to jakbyś chciała popełnić samobójstwoJa:
Jeśli ktoś dzisiaj umrze to nie ja, a pewien irytujący dupek.Ciocia Hailie :
Nie wnikam. Przeżyj tylko :>Ja:
Jak zawsze <3-Jesteśmy wysiadaj.
Z westchnięciem wyszłam z auta. Roszpunko dlaczego twój właściciel jest takim wkurwiającym dupkiem?
-Plaża?
Zapytałam i przystanęłam.
-Chodź.
Burknęłam pod nosem na jego osobę.
-Pomost?
Zapytałam przypatrując się oczom Sancheza.
Bo było w nich coś takiego, co mnie przyciągało.-Tak.
Powiedział i usiadł zdejmując buty.
Również usiadłam i zdjęłam obcasy, którymi swoją drogą nie najlepiej szło się po piasku.Woda była przyjemna, dodatkowym plusem było to że odbijała miliardy gwiazd nad nami.
-Tu się poznaliśmy.
Powiedział, a ja się zdziwiłam że pamiętał.
Bo Blaise Sanchez nigdy nie zapomina, nawet tych najmniejszych rzeczy .-Owszem.
Przytaknęłam i wlepiłam spojrzenie w niebo.
-Gniewasz się?
-A ty? Nie byłbyś zły jakby ktoś wygrał cię jak jebaną zabawkę? Teraz w tym waszym głupim prawie jestem twoją własnością.
-Byłaś nią wcześniej Jane. Jesteś moja.
Powiedział i nim zdążyłam zareagować przyciągnął mnie do pocałunku.
O mamo. W tamtym momencie popełniałem błąd, ale takie błędy popełniać mogłam z uśmiechem na ustach.
Usiadłam na nim okrakiem i pociągnęłam za końcówki włosów.
Zacisnął swoje dłonie na moich biodrach i wierzcie lub nie czułam się jak w pieprzonym niebie.-Jesteś moja Jane.
Pocałował mnie w czoło.
-Tylko moja, nikogo więcej.
Wychrypiał mi w usta.
-Powiedz to.
Nakazał.
-Co?
Zapytałam i popatrzyłam w jego hipnotyzujące oczy.
-Że jesteś moja.
-Jestem twoja Blaise.
W tej chwili to sobie uświadomiłam.
Chyba się zakochałam.
Boże miej mnie w opiece.***
Leżałam oparta o Sancheza oglądając zaplątanych w jego mieszkaniu.
Brunet jednak zamiast zająć się oglądaniem, zaczął bawić się moimi włosami.-Chcesz zrobić coś szalonego?
Zapytałam po chwili.
-Na przykład?
Mruknął
-Zbieraj się, jedziemy robić tatuaż.
-Oszalałas?
-Oj no dawaj. Chyba że cykorzysz.
Uśmiechnęłam się zawiadacko.
-Tylko wezmę klucze.
Jak wrażenia?
Nie miałam pomysłu okej?
Naprawdę się staram, ale wena mnie opuszcza..
Z tego powodu ten rozdział jest taki krótki, ale postaram się by następny był dłuższy.Naprawdę dziękuję wam za to że czytacie tą książkę ❤️
CZYTASZ
Skradziony pocałunek
Novela JuvenilJane Pierce prowadzi dość nudne życie, które zmienia się gdy niejaki Blaise Sanchez skrada jej pierwszy pocałunek. Co wydarzy się dalej? Jeśli masz ochotę dowiedz się sam. Jeśli pojawią się błędy najmocniej przepraszam ale leżę z ortografią. ⚠️Pojaw...