#11 Kłótliwa Kolacja

877 24 27
                                    

- No już, spokojnie. - powiedziałem głaszcząc go po plecach. Po długiej chwili się uspokoił. Jednak dalej czułem że płacze.

- Dziękuję Ci za wszystko. - Zobaczyłem ten piękny uśmiech i  śnieżno białe zęby. A do tego zauważyłem że jego czekoladowe oczy toną w łzach.

- Nie ma za co. - powiedziałem a chłopak wytarł swoje oczy.

- Ale i tak dziękuję. - powiedział przytulając mnie mocno.

- No dobrze - powiedziałem przyciskając go do siebie.

Usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

- Proszę. - powiedziałem lekko odsuwając się od Lucas'a.

Byliśmy lekko zdenerwowani. Chyba obaj zdaliśmy sobie sprawę jak dziwnie wyglądała nasza pozycja z trzeciej osoby. Poczułem ciepło na twarzy ale jakoś nie za bardzo mnie to interesowało. Do pokoju weszła Hailie. Która chyba jeszcze nic nie podejrzewała.

- Co tam malutka? - spytałem aby przerwać ciszę.

- Za chwilę kolacja. - oznajmiła.

- Dobra za chwilę przyjdziemy.

- Okej - odpowiedziała Hailie i wyszła.

- Lucas jak coś to starajmy się podkoloryzować pytania aby wszystko wyszło że jesteśmy ułożeni.

- Okej Willy damy radę.

- Mhm. - Westchnąłem

- Tylko najpierw leć przemyj twarz bo jesteś cały czerwony. - powiedział chłopak klepiąc mnie po policzku.

Udałem się do łazienki. Przemysłem twarz zimną wodą i po chwili moja twarz wyglądała normalnie. Więc wróciłem do chłopaka.

- Idziemy? - spytałem

- Tak - oznajmił chłopak i wyszliśmy z pokoju.

Zeszliśmy na dół i usiedliśmy przy stole. Przedstawiłem resztę mojego rodzeństwa Lucas'owi. Po jakiś kilku minutach musiało paść to jedno pytanie którego się najbardziej bałem.

- Lucas gdzie byliście jak Will uciekł z domu. - spytał Vincent

Błagam cię Luki nie wkop mnie

- W lesie a potem u mnie w domu.- uff

- Dobrze. Piliście w lesie Alkohol? - Zostaw go Vincent

- Tak. Wiemy że to było głupie ale to wtedy były emocje i nie myśleliśmy.

Rozmowy ciągnęły się w najlepsze. Padały pytania o zainteresowania, oceny itp. itd. Zauważyłem że moje rodzeństwo bardzo polubiło Lucas'a.  I zauważyłem że Dylan rzuca mi ukradkiem podejrzliwe spojrzenie. Nie za bardzo wiedziałem o co chodzi. Chociaż po kilku tekstach do Lucas'a zacząłem się domyślać. 

Poczułem że mój rękaw robi się mokry. Był cały we krwi. Miałem szczęście że krew nie przebiła na drugą stronę jasnej koszulki.

- Zaraz wracam. - oznajmiłem i szybko poszedłem do siebie.

Zdjałem bandaż i włożyłem szczypiące od ran ręce pod zimną wodę. Wydawało mi się że usłyszałem kroki ale olałem to. Przetarłem rękę wodą utlenioną. Podczas zakładania nowego bandaża przez lekko uchylone drzwi do łazienki wszedł Lucas.

- Co ty wyprawiasz!? - Krzyknął. On nigdy nie krzyczał.

- Nie nic.. - Szybko schowałem ręce za plecy. Wiedziałem że i tak je widział

- Daj rękę - powiedział spokojniej wyciągając rękę w moją stronę.

Podałem chłopakowi rękę.

- Will obiecałeś że przestaniesz. - powiedział z łzami w oczach.

- Ja ja nie umiałem. - bardzo chciałem teraz płakać.

- Will to co zaszkodzi. - no co ty nie powiesz.

- Ty nic nie rozumiesz. - wynamarotalem

- Will kurwa ja się Poprostu martwię!

- Mam to gdzieś nikt z was tego nie zrozumie!

- Will błagam skończ z tym! - rozpłakał się

- Daj mi spokoju Lucas! - wyszedłem z łazienki i położyłem się na łóżku.

- William kurwa. Proszę! - krzyknął dalej stojąc w progu łazienki

- Nie chcę z tobą gadać! - machnąłem na niego ręką.

- To nie! Tylko później nie przychodz z płaczem! Też mam już ciebie dość! - krzyknął i wyszedł.

Wszystkie emocje w jednej chwili mnie zalały wybuchem płaczem. Do niczego się nie nadaje. Nie powinienem istnieć. Złapałem słuchawki, tabletki i telefon i wyszedłem z pokoju. Aby nikt mnie nie zatrzymał wyszedłem przez skrzydło pracownicze. Jedyną osobą jaka zwróciła na mnie uwagę to ochroniarz. Założyłem kaptur i zacząłem biec ponieważ miałem wrażenie że ktoś za mną idzie. Dobiegłem do leśniczówki miałem klucze w kieszeni. Wszedłem do środka i nawet nie pomyślałem aby się zamknąć. Wziąłem wszystkie tabletki jakie tam były i popiłem resztą wódki jaką tam znalazłem. Pewnie jeszcze po naszej ostatniej "imprezie".

Usłyszałem tylko refren piosenki.

Zamknij oczy, nie oddychaj, będzie dobrze, jest już cisza Światło zgasło, nie ma pulsu, nie wyczuwam serca bicia Twoje ciało leży w trumnie, oni tam na górze płaczą Obsypują Cię kwiatami, grają muzę pożegnalną Nikt nie widział jak cierpiałeś, udawali, że nie słyszą Pogodzony z własnym losem, jak nieżywy żołnierz z bitwą Miasto ślepców, zwykłych szczurów, bez odwagi i honoru Po kanale się szwendają, nie odważyli się pomóc..

I poczułem jak ktoś mną trzęsie. Po tym poczułem tylko ciemność. Nawet moja ukochaną muzyka znikła.

Poczułem spokój. Tak wspaniały spokój. Zero bólu czy stresu. Jednak na końcu nie było białego światła do lepszego życia..

__ __ __ __ __ __ __ __ __ __ __ __ __ __

Heja moi mili! Dzisiejszy rozdział pisałem z pomocą. NetiiL1. Której dziękuję za podanie mi pomysłów.
Mam nadzieję że nowy rozdział się wam spodoba.

Miłego dnia.

767 słów.
__ __ __ __ __ __ __ __ __ __ __ __ __ __

RODZINA MONET Smutna Historia Willa  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz