Evelyn
Do mojego pokoju wszedł James z uśmiechem na twarzy. Odwzajemniłam to i podeszłam do niego.
– Gotowa na wycieczkę posiadłościoznawczą? – spytał, oferując mi swoje ramię.
– Tak, chyba tak – odpowiedziałam wątpliwym głosem, obejmując jego przedramię.
James wyprowadził mnie na korytarz i oprowadzał po nim, opowiadając o obrazach wiszących na ścianach. Były one wykonane na zamówienie, przedstawiając różne krajobrazy lub członków rodziny Burns. Każdy z nich miał swój własny obraz.
– Kto to? – spytałam, wskazując na obraz siwiejącego mężczyzny.
– To nasz ojciec, Fred – odpowiedział James, patrząc na obraz z podziwem i dużym uśmiechem. Musiał być dla niego ważny. – Choruje na raka, z każdym kolejnym dniem jest z nim coraz gorzej. Lekarze na początku dawali mu góra dwa tygodnie, a ten stary uparciuch żyje już czwarty rok od diagnozy.
– Jesteś do niego podobny – stwierdziłam, patrząc na Jamesa.
– Oczywiście, że tak. Teraz już wiesz, po kim jestem taki przystojny – przeczesał dłonią swoje włosy.
– Jasne – zaśmiałam się i ruszyliśmy dalej.
Na kolejnych obrazach ukazane były portrety rodzinne, jednak moją uwagę przykuł obraz zasłonięty czarną tkaniną. Zapytałam Jamesa o to, ale nie chciał za bardzo rozmawiać na ten temat, więc nie zagłębiałam się dalej. Chłopak oprowadził mnie po całym domu domu, opowiadając, co, gdzie i jak. Po jakimś czasie wyszliśmy przez tylnie drzwi na podwórko. Tam znajdowały się piękne żywopłoty i topiary przedstawiające różne postacie. Po ogrodzie biegały duże psy, a za nimi parę gigantycznych ludzi. Chyba coś trenowali, bo mieli na rękach założone rękawice ochronne. W ogrodzie pracowali również ogrodnicy, którzy mieli swój własny mały dom na posesji
– Niestety stwierdzam, że skupiasz się bardziej na labiryncie niż na mnie – stwierdził James, co skłoniło mnie do śmiechu.
– Z przykrością muszę potwierdzić twoje słowa – zaśmiałam się i lekko uderzyłam Jamesa w ramię.
– Agresywna jesteś, Evelyn – masował swoje umięśnione ramię. – Drugi raz już dzisiaj.
– Przepraszam, ale postaw się na moim miejscu – powiedziałam, a James położył dłoń na moim ramieniu.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, kim jesteśmy i czym się zajmujemy – zaczął. – Tak to u nas działa. To nasz świat.
– Czyli w waszej rodzinie to normalne, że małżeństwa są aranżowane? – zapytałam, krzyżując ręce na piersiach.
– Nie wszystkie, ale w większości tak, Evelyn – westchnął ciężko. – Wiem, że uważasz nas za zło konieczne, ale jednak rozmawiasz ze mną, a nawet żartujemy, więc chyba nie do końca jesteśmy tacy źli.
– Ty James, jesteś dla mnie miły – powiedziałam, łapiąc go za nadgarstek. – Ty i Cecilia, jesteście dla mnie dobrzy.
– Evelyn, to chyba czas, żebym to wszystko ci wyjaśnił, chociaż to powinien zrobić Anthony – James wyciągnął z wewnętrznej kieszeni swojej marynarki małe pudełko i podał mi je.
– Co to? – zaczęłam się obawiać zawartości przedmiotu. A co jeśli znajduje się tam bomba, która eksploduje po otwarciu? Kreatywny pomysł na zakończenie żywota.
– Otwórz – ponaglił mnie.
Otworzyłam więc pudełeczko, a moim oczom ukazał się złoty pierścionek z symbolem nieskończoności i czarnym diamentem. Był piękny. Poczułam łzy w oczach. To musiał być prezent od mojego ojca.

CZYTASZ
Pan Gangster: Przeznaczenie w Miłości
RandomEvelyn Rutherford jest stażystką w szpitalu i prowadzi całkiem zwyczajne życie. Wszystko zmienia się, gdy pewnego wieczoru, wracając do domu, natrafia na grupę groźnych ludzi. Jak się okazuje, za tą niepokojącą sytuacją stoi brat jej, jak się okazuj...