Anthony
Stałem w zimnym, sterylnym korytarzu szpitala, a otaczający mnie chaos nie mógł zagłuszyć dudnienia mojego serca. Krzyki, płacz i szelest pospiesznych kroków personelu mieszały się w kakofonię dźwięków, która zdawała się pochłaniać cały świat. A jednak w mojej głowie panowała złowroga cisza. Nawet nie wiem ile czasu minęło, ale na pewno bardzo dużo zanim się zjawiłem w tym miejscu. Przerażenie, bezsilność i gniew kotłowały się we mnie niczym trucizna, która odbiera oddech. Wiedziałem, że Evelyn walczy o życie. Moja Evelyn. Moja nadzieja, mój świat. Gdzieś w środku mnie rosła dzika, pierwotna potrzeba, by działać, by walczyć, by coś zmienić. Ale tu… tutaj nie miałem żadnej władzy. Byłem bezbronny.
W końcu, jakby popychany niewidzialną siłą, wkroczyłem pod salę, w której leżała otoczona przez krzątające się pielęgniarki. Ich głosy – ciche, stanowcze, pełne napięcia – brzmiały dla mnie jak obcy, niezrozumiały język. Przez moment stałem jak sparaliżowany. Widok Evelyn był jak cios w żołądek. Jej blada twarz, nieruchome ciało przykryte cienkim kocem, delikatne ruchy klatki piersiowej, jakby życie uciekało z niej z każdym oddechem.
Zrobiłem krok naprzód, mechanicznie, jak marionetka pociągana za sznurki. Krew dudniła mi w skroniach, a dłonie zacisnęły się w pięści. Nie potrafiłem oderwać wzroku od jej twarzy, tak spokojnej, niemal odrealnionej, jakby spała, choć wiedziałem, że to nie sen – to walka. Każda sekunda była polem bitwy, każda chwila kolejnym starciem, a ja stałem tu, bezsilny, tylko świadek, który nie może nic zrobić.
Młoda blondwłosa pielęgniarka, która dostrzegła moje obecne, spojrzała na mnie przelotnie, jej twarz była skupiona, ale w jej oczach dostrzegłem coś więcej – współczucie. Jakby wiedziała, jak wielki ciężar właśnie dźwigam, choć nie mogła nic powiedzieć. Chciałem ją zapytać, krzyknąć, błagać o odpowiedź: Czy ona przeżyje? Czy ją uratujecie? Ale słowa ugrzęzły mi w gardle, nie mogłem wykrztusić ani jednego dźwięku.
Podeszła do mnie, położyła mi rękę na ramieniu, a ten krótki gest ludzkiego ciepła niemal mnie złamał.
— Proszę poczekać tutaj — powiedziała spokojnym głosem, choć jej ton zdawał się dusić nadzieję, a może tylko ja ją sobie dopowiadałem.
Patrzyłem, jak wraca do sali, gdzie inne pielęgniarki i lekarz krzątali się wokół Evelyn, podłączali kolejne przewody, sprawdzali monitory. Migające światła i ciche piszczenie aparatury zdawały się rozbrzmiewać w moim wnętrzu jak bębny zwiastujące coś nieuniknionego.
Nie mogłem dłużej patrzeć. Odwróciłem wzrok, czując, jak serce ściska mi się w piersi. Nie wiedziałem, jak długo tam stałem – minutę, godzinę, może całą wieczność – ale czas przestał mieć znaczenie. W moich myślach pojawiały się obrazy: jej śmiech, jej ciepłe spojrzenie, dłonie, które zawsze potrafiły mnie uspokoić. Nie teraz – powtarzałem w myślach jak mantrę. Nie możesz jej zabrać, jeszcze nie teraz.
W końcu oparłem się plecami o zimną ścianę i osunąłem na podłogę. Oddychałem ciężko, jakbym sam walczył o każdy oddech, próbując powstrzymać łzy, które paliły moje oczy. Nie mogłem jej stracić. Nie mogłem pozwolić, by świat, który zbudowaliśmy razem, rozpadł się na kawałki.
— Ty draniu! — głos Lucy przeszył powietrze jak grom.
Zanim zdążyłem zareagować, poczułem jej pięści na swojej piersi. Uderzała mnie z desperacją, a jej słowa cięły jak ostrza. W jej oczach płonął gniew, ale było w nim coś jeszcze – rozpacz, bezsilność, ból. Była jak burza, która nagle spadła na mnie z całą swoją siłą.

CZYTASZ
Pan Gangster: Przeznaczenie w Miłości
De TodoEvelyn Rutherford jest stażystką w szpitalu i prowadzi całkiem zwyczajne życie. Wszystko zmienia się, gdy pewnego wieczoru, wracając do domu, natrafia na grupę groźnych ludzi. Jak się okazuje, za tą niepokojącą sytuacją stoi brat jej, jak się okazuj...