Anthony
Jechałem szybko, próbując zgubić myśli, które kłębiły się w mojej głowie po tym, co przeczytałem kilka minut temu. Lucas i Luis zdawali się być bliżej siebie, niż kiedykolwiek przypuszczałem. Czy coś ich naprawdę łączyło? W sumie, nigdy nie widziałem Luisa z kobietą. Ale czy to, co pisał, było prawdą? Jeśli wiedział, że wiem o jego próbie zabójstwa Evelyn, to dlaczego tak otwarcie pisał o swojej zdradzie? Czy próbował coś ukryć, a może wręcz przeciwnie, chciał mnie sprowokować? A jeśli to była pułapka? Luis nigdy nie był głupi, choć kiedyś łatwo można było nim manipulować. Ale to było kilkanaście lat temu. Teraz mógł być kimś zupełnie innym, a to mnie niepokoiło najbardziej.
Przez te lata mógł zmienić wszystko – swój wygląd, sposób bycia, a nawet to, jak się porusza i mówi. Był w tym mistrzem, już wtedy umiał wtopić się w tłum, stać się kimkolwiek chciał. To była jego największa broń, ale i przekleństwo. Próbując zrozumieć jego nagłe pojawienie się, poczułem coś na kształt nostalgii. Przypomniały mi się nasze wspólne lata. Wieczory spędzone na włóczeniu się po mieście, głupie żarty, które kończyły się ucieczkami przed policją, oraz chwile, gdy myślałem, że za tego człowieka oddałbym życie. Był moim przyjacielem, kimś, kogo uważałem za brata. A teraz? Nie wiedziałem, czy mogę mu zaufać.
Dotarłem do szpitala. Znalazłem miejsce na parkingu i wysiadłem z samochodu, zamykając drzwi z ociąganiem. Powoli ruszyłem w stronę wejścia. Ledwie zrobiłem kilka kroków, kiedy jakaś dziewczynka wbiegła mi pod nogi. Zatrzymałem się, żeby jej nie staranować. Zaraz za nią pojawiła się jej matka – młoda kobieta z niebieskimi włosami.
— Bardzo pana przepraszam, czasami ciężko mi ją upilnować — powiedziała z przepraszającym uśmiechem, po czym odeszła z dzieckiem w stronę wyjścia.
Obejrzałem się za nimi, chrząkając cicho. Mam nadzieję, że Daniel nie będzie kiedyś taki rozbiegany, pomyślałem, zanim odwróciłem się z powrotem. W tym momencie wszedł we mnie jakiś mężczyzna o moim wzroście. Jego twarda klatka piersiowa odbiła się od mojego ramienia, a laska, którą trzymałem, wypadła mi z ręki.
— Przepraszam — powiedział, szybko podnosząc laskę i podając mi ją. Na jego twarzy pojawił się dziwny, ledwie zauważalny uśmiech.
Zmarszczyłem brwi, obserwując, jak odchodzi. Jego wygląd od razu wzbudził we mnie niepokój. Ubrany w idealnie skrojony płaszcz i garnitur, brunet z lekkim zarostem. Było w nim coś niepokojącego, coś, co sprawiło, że czułem, jakby zaraz miało się wydarzyć coś złego. Ruszyłem w stronę wind, nie spuszczając go z oczu, aż zniknął za rogiem. W windzie moje myśli ponownie wróciły do łysego mężczyzny, którego widziałem wcześniej. Jego wygląd, postawa, ten piekielny rosyjski – wszystko to nie dawało mi spokoju. Było coś w jego zachowaniu, co budziło we mnie irracjonalny lęk, jakby od samego początku był górą w jakiejś nieznanej mi grze. Czułem od niego autorytet i wyższość, jakby wiedział coś, czego ja jeszcze nie byłem świadomy. Drzwi windy otworzyły się na moim piętrze. Ruszyłem korytarzem w stronę sali Evelyn, mijając po drodze pielęgniarkę, która wcześniej wyrzuciła mnie z sali. Posłałem jej lekki uśmiech i oczko, co wyraźnie ją zirytowało. Przyspieszyła kroku, a ja uśmiechnąłem się z zadowoleniem. W końcu dotarłem pod salę Evelyn. Lucy stała tuż obok, ubrana w jednorazowy fartuch.
— Wpuścili cię? — zapytałem z wyraźnym zaskoczeniem.
— Tak, ale tylko na chwilę — odparła, ściągając fartuch. — Tobie nie pozwalają?
— Gdy tylko mnie widzą, szykują ochronę na wypadek, gdyby musieli mnie stąd wyrzucać — powiedziałem, kręcąc głową.
Lucy westchnęła, zerkając na Evelyn przez szybę.

CZYTASZ
Pan Gangster: Przeznaczenie w Miłości
RastgeleEvelyn Rutherford jest stażystką w szpitalu i prowadzi całkiem zwyczajne życie. Wszystko zmienia się, gdy pewnego wieczoru, wracając do domu, natrafia na grupę groźnych ludzi. Jak się okazuje, za tą niepokojącą sytuacją stoi brat jej, jak się okazuj...