Anthony
Steven zatrzymał samochód na podjeździe tak, abym miał jak najbliżej do wejścia do domu. Wszedłem tam niczym torpeda, gdzie przywitała mnie Cecilia, jednak nawet jej nie odpowiedziałem przez moją wściekłość na brata. Przez to wszystko noga zaczęła boleć mnie jeszcze bardziej. Zawsze tak było, kiedy poziom mojego wkurwienia sięgał zenitu. Ciężko było mi wejść po schodach, przez co w drodze do gabinetu wyprzedził mnie James, również zdenerwowany jak nigdy. Po katordze wchodzenia na piętro, dotarłem w końcu do miejsca docelowego. W gabinecie stał James ze szklanką whisky, a ja widziałem jak nierówno oddychał.
Przejechałem po nim wzrokiem i podszedłem do swojego biurka. Swędziała mnie ręka, co sugerowało, że muszę się na czymś wyżyć, albo na kimś. Mimo wszystko nie chcę bić brata. Jest dla mnie ważny, przede wszystkim najbliższy. Zna moje wszystkie sekrety, zawsze był przy mnie. Ja nigdy dla niego taki nie byłem. Mam podziw dla niego za traktowanie mnie jak autorytet. Ja na jego miejscu skoczyłbym pod pociąg. Nie mniej jednak jego zachowanie względem Evelyn jest nie do przyjęcia. Czuję, że zostawienie ich razem mogłoby się źle skończyć. W międzyczasie do środka wszedł Steven, zupełnie jakby przeczuwał, że będzie musiał interweniować. Ciekawy człowiek.
Właśnie w tym momencie nastało coś, czego nigdy bym nie przewidział. James, w akcie złości, rzucił we mnie szklanką. Co prawda nie trafił mnie w głowę, lecz w pierś, ale to wystarczyło, żebym ostatecznie rzucił się na własnego brata. Zdążyłem jedynie rozwalić mu łuk brwiowy, ponieważ Steven od razu wkroczył do akcji, rozdzielając nas. James, przez zadany przeze mnie cios, upadł na podłogę. Krew spływała mu po skroni i policzku. Prychnął pod nosem i powoli podniósł się, podpierając o szafkę stojącą tuż pod ścianą.
– Prawdziwy z ciebie szajbus, Anthony – wypluł James. – Sam nie wiesz, czego chcesz. Powiedz mi, jak to jest, że nie zależy ci na kimś, ale po chwili zmieniasz zdanie i zaczyna ci zależeć? Chorujesz na dwubiegunowość czy inne gówno?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Jedynie ciężko dyszałem, patrząc na niego złowrogo. Obawiam się, że to, co dzieje się w mojej głowie, to wszystko, co dotyczy Evelyn, nawet najmniejszy szczegół... Doprowadza mnie to do obłędu. Szaleństwa. Obsesji. Muszę się opanować. Nie chcę stracić brata... I narzeczonej. Z resztą, i tak pewnie ucieknie przy pierwszej lepszej okazji.
W międzyczasie do pokoju wszedł zirytowany Frederick. Popatrzył na nas i już wiedziałem, że nakabluje ojcu o tej sytuacji.
– Co tu się dzieje? – spytał Frederick, patrząc raz na mnie, raz na Jamesa. – Panienka Evelyn niepokoiła się przez hałas dochodzący właśnie stąd.
– Evelyn... Pójdę ją ostrzec przed jej narzeczonym bokserem – zakpił James, kierując się do wyjścia.
– Wracaj tu, ty tchórzu! – krzyczałem, próbując wyrwać się z silnego uścisku Stevena.
– Szefie, opanuj się – wtrącił Steven.
– Nie mów mi, co mam robić, i puść do cholery, bo zajmiesz miejsce Jamesa! – kontynuowałem swój krzyk na całą posiadłość.
Steven w końcu mnie puścił, więc usiadłem na fotelu. Złapałem się za głowę będąc w szoku, że uderzyłem swojego brata. Jedynego brata. Człowieka, który wspiera mnie na każdym kroku. Czuję się jak chuj po tej bójce. Nie panuję nad sobą w takich sytuacjach. Oczywiście jak to ja mam rozwiązanie, aby choć trochę ukoić swoje emocje. Chwyciłem więc za telefon i wybrałem numer. Numer, który co prawda kosztuje mnie kolejne nerwy, ale w małym stopniu mi pomoże. Chyba.

CZYTASZ
Pan Gangster: Przeznaczenie w Miłości
RandomEvelyn Rutherford jest stażystką w szpitalu i prowadzi całkiem zwyczajne życie. Wszystko zmienia się, gdy pewnego wieczoru, wracając do domu, natrafia na grupę groźnych ludzi. Jak się okazuje, za tą niepokojącą sytuacją stoi brat jej, jak się okazuj...