Liam
Sto dwadzieścia. Sto czterdzieści. Sto sześćdziesiąt. Nie wiem, jak bardzo jestem w stanie się ropędzić, ale czułem, że licznik zaraz nie wytrzyma. Przyciskałem nogą pedał gazu tak mocno, że niemal boleśnie. Mniej więcej z taką samą siłą zaciskałem zęby.
Wiedziałem, że muszę wytrzymać. I się pośpieszyć. Jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Dla niej.
Za ledwie pięć minut temu zajrzałem na swój telefon. Pierwszy raz od wczorajszego wieczoru. I wtedy zadzwoniła Zara mówiąc tonem, jakiego nigdy wcześniej od niej nie słyszałem. Była tak zdenerwowana i chaotyczna, jak nigdy. Głos jej drżał, kiedy mówiła, że Olivia mnie potrzebuje. Szybko. Nie musiała za wiele tłumaczyć, bo usłyszałem tylko, jak wydusiła z siebie coś o tabletkach, które wzięła.
A potem spojrzałem na tą jedną wiadomość zawierającą jedno słowo. Jedno słowo, które w zupełności wystarczało.
"Przepraszam"
Ona nie przeprasza. A przynajmniej nie często. Właściwie, to pierwszy raz czuję, że jest to naprawdę szczere i prawdziwe. Coś jest nie tak.
Czas się zatrzymał, kiedy połączyłem wszystko w całość.Wybiegłem z domu, jak w amoku i trzaskając drzwiami wsiadłem do samochodu. Nie miałem problemu ze sprawdzeniem, z jakiej mniej więcej lokalizacji wysłano wiadomość. W głębi duszy modliłem się tylko, żeby właśnie tam była. I przede wszystkim, żeby nie było za późno.
Nie miałem czasu na użalanie się nad sobą, ale we wnętrzu aż mnie ściskało. Przez całą drogę powtarzałem sobie, że
to nie może być prawda, a Olivia nigdy by tego nie zrobiła. Prawda?Już po drodze zadzwoniłem po karetkę, tak naprawdę nie wiedząc, czy będzie potrzebna. Panikowałem i wcale mi się to nie podobało. Nie umiałem się ogarnąć i zachować zimnej krwi.
Mijałem jedną uliczkę, potem drugą i każdą kolejną. Cały czas rozglądałem się wokół, aż nagle zachamowałem z piskiem opon. Ledwo co to dostrzegłem. Ledwo co udało mi się zareagować.
Zatrzymałem samochód instynktownie szybko z niego wysiadając.- Olivia - dźwięk sam wychodził z moich ust, bo zupełnie nad nim nie panowałem.
Widziałem ją. Leżała na środku ulicy ze spojrzeniem wbitym w niebo. Oczy miała tak puste, że nigdy wcześniej nie widziałem podobnych. Były lekko uchylone, ale nijak nie zareagowała na mój głos.
Tak, byłem przerażony i ciężko mi to przyznać nawet przed samym sobą. Było zupełnie ciemno i pusto, a ona tam leżała. Sama. Bezradna i wykończona. Z słuchami obok, które najwyraźniej jej spadły, ale nie miała siły ich podnieść.
Szybko, ale delikatnie do niej podszedłem klękając obok. Chyba dopiero wtedy zorientowa się, że tam jestem.- Henderson? - jej głos był tak cichy, że ledwo słyszalny. Ale wystarczył, bym przynajmniej na chwilę poczuł ulgę.
- Wszystko w... - nie dokończyłem pytania, bo wtedy zobaczyłem opakowanie z jej drugiej strony.
Było otwarte, a niektóre tabletki się z niego wysypały. Na moment zamilkłem w ogromnym szoku co chwila na nią zerkając. Z każdą chwilą oczy zamykały się jej co raz bardziej, a ja nie miałem pojęcia, co zrobić. Czułem tylko, że ją tracę.
- Kurwa, Black - wydusiłem z siebie lekko uderzając jej policzek. Nie mogła zasnąć. Nie teraz. - Black, słyszysz mnie?