W środku zabawa dalej trwała w najlepsze. Melanie ledwo przytomna siedziała na kolanach Luke'a, który trzymał głowę na jej ramieniu patrząc na resztę. Connor, Zara i Sophie najwyraźniej zrobili zawody w tym, kto najwięcej wypije na raz, bo po obserwowałam, jak po kolei wypijali cały rządek pełen shotów.
Stałam w osłupieniu nie wierząc, że naprawdę się w to bawią, ale oni nic sobie z tego nie zrobili. O dziwo Connor wypił najmniej, bo tylko siedem kieliszków. Byłam w jeszcze większym szoku, kiedy widziałam Soph, która wypiła o dwa więcej, a w jeszcze większym, kiedy Zara rozłożyła ich na łopatki wypijając piętnaście. Nie dowierzałam, że to w ogóle możliwe.
Co prawda nawet nie zdążyła się odezwać, bo w mgnieniu oka pobiegła do toalety, aby zwrócić przynajmniej połowę tego co wypiła, ale po chwili wróciła do nas na chwiejnych nogach.
– I co lamusy? – zwróciła się do pozostałej dwójki, która ledwo żywa klęczała przy stoliku obok kanapy. – Wyskakiwać z kasy.
Zmarszczyłam brwi. Nie minęła minuta, a i Connor, i Soph wręczyli jej po pięćdziesiąt dolarów, które ona z wielką chęcią do siebie przytuliła. Przecież oni są niereformowalni. Gorzej, jak z dziećmi. Trzeba mieć cały czas na oku, bo inaczej wychodzi jak wychodzi.
– Idioci – usłyszałam za sobą znajome mruknięcie pełne niezadowolenia. – Będą rzygać pół nocy, a cały następny dzień chodzić i narzekać, że ich wszystko boli.
– Nie zapominaj o śpiewce więcej nie pije – parsknęłam patrząc na naszych znajomych, którzy zdawali się nawet nas nie zauważyć.
Wyglądali, jak na jakiejś mocnej fazie i może gdzieś indziej by mi to przeszkadzało, ale byliśmy u mnie w domu, a oni byli zupełnie niegroźni. Właściwie to nawet wyglądali niewinnie podpierając się o cokolwiek na swojej drodze, żeby nie upaść, kiedy chodzili do toalety, czy po kolejne shoty. W tamtej chwili i tak większość z nich przestała pić, bo zdecydowanie bardziej układali się do snu.
Melanie na Luke'u, na kanapie, Soph oparta głową o jeden fotel, Connor o drugi, tuż na przeciwko, niemal w identyczny sposób, a Zara po prostu na dywanie, który najwyraźniej uznała za najwygodniejszy.
Pokręciłam głową patrząc na to wszystko. Zdecydowanie nie chciałam wtedy tego sprzątać. Były moje urodziny. Chodź już właściwie nie. Było dawno po północy. Oficjalne skończyłam siedemnaście lat. Ale to nie zmienia faktu, że byłam zmęczona, a w porównaniu do nich, nie zamierzałam spać w salonie.
– A ty co? – zwróciłam się do chłopaka za mną, kiedy pokierowałam się na schody. Był najprzytomniejszy z nas wszystkich, oczywiście zaraz po mnie. – Zamierzasz tu spać? – spytałam wskazując na pokój.
– Tak, położę się tuż obok Connora – zakpił wykrzywiając usta, na co cicho się zaśmiałam. – Zaraz wracam do domu – oznajmił, a ja poczułam dziwne uczucie w klatce piersiowej.
Naprawdę nie chciałam, żeby sobie szedł. Po prostu chciałam, żeby został. Chociaż tym razem. Na tę jedną noc.
– Daj spokój, wszyscy tu śpią – na swój sposób chciałam go przekonać, ale jednocześnie nie mogłam się poniżać robiąc to w oczywisty sposób, więc zwyczajnie wykorzystałam swoją kreatywność. – A co jeśli Connuś obudzi się w nocy i będzie w szoku? Może będzie chciał do domu czy coś.
– Connuś nie ma pięciu lat – popatrzył na mnie, jak na idiotkę, a ja sama poczułam się zażenowana swoim zachowaniem. Ale i tak brnęłam w to dalej.
– Ma niewiele więcej. Chyba nie narazisz go na taką traumę, co? – uniosłam brwi ironizując wszystko.
– Black, po prostu powiedz, że chcesz, żebym został – wziął głębszy oddech patrząc na mnie tym wzrokiem.