XVII. Vyhráli jsme

86 10 1
                                    

Wracam tu powoli, ale drugie opowiadanko też co chwilę jest aktualizowane, więc zapraszam śledzić też „ Dobra droga" 😛

Od początku wiedziałam, a przynajmniej miałam taką nadzieje, że mój brat będzie ze mną.

Jeszcze przed sprawą sądową zapisałam chłopaka do szkoły niedaleko naszego miejsca zamieszkania. Wynajęłam dwupokojowe mieszkanie na Woli, w na prawdę atrakcyjnej cenie.

Nie zastanawiałam się, brałam od razu.

Z Karolem stwierdziliśmy, że będzie mnie na to stać patrząc na to ile mam oszczędności z polisy po tacie, pracy w SBM, stypendium plus alimenty, które mama będzie musiała płacić na Martina.

I miałam słowo babci oraz cioci, że mi pomogą.

Gdy tylko Martin zakończył rok szkolny, a ja skończyłam egzaminy, które zdałam na prawdę z ledwością na dobre oceny, przyjechał do mnie.

Już wtedy miałam wynajęte mieszkanie, specjalnie pod niego.

Chłopiec przyjeżdżając tu nie szczędził na zabraniu ubrań, on na prawdę miał nadzieje jak ja, że już tu zostanie.

Całe wakacje spędziliśmy razem, razem z Karolem oraz w większości z Julkiem. W połowie lipca byliśmy również nad polskim morzem w czwórkę.

W sierpniu za to, dokładnie 10 sierpnia miała odbyć się sprawa odnośnie praw do Martina, dlatego wszyscy razem pojechaliśmy do Zakopanego.

Byłam przerażona, ale tez pełna nadziei, a swoim optymizmem Karol zarażał każdego z nas po kolei.

Wiedziałam tez, że Martin będzie miał rozmowę z psychologiem sądowym w czasie, gdy my będziemy na sprawie rozpraw, ale jedyne co zrobiłam to powiedziałam mu, że takie coś będzie miało miejsce.

Nie chciałam żeby mówił coś wbrew mamie czy sobie, mimo tego, że wiedziałam jakie pytania mogą się pojawić.

Zatrzymalismy się w hotelu, z daleka od mamy, która po dostaniu papierów sądowych potrafiła wydzwaniać i grozić mi w smsach praktycznie codziennie.

- Zamawiamy coś czy idziemy coś zjesc? - spytałam, gdy weszliśmy do pokoju hotelowego

- Idziemy, nie chce siedzieć w hotelu - mruknął Martin - Jiři mi pisał, że oni tez tu będą.

- No tak, babcia z ciocia i wujkiem musza być na rozprawie - mruknęłam odstawiając walizkę

- Dogadają się po polsku? - spytał Karol

- Ma być tłumacz jakiś dany z sądu. - wzruszyłam ramionami

- Idę siku - mruknął Martin chowając się w łazience, a ja wtuliłam się w Karola

- Tak się boje jutrzejszego dnia.. - mruknęłam

- Będzie dobrze skarbie, uwierz mi. - mówił cicho całując moją głowę

Następnego dnia, gdy wstałam rano ręce trzęsły mi się jak głupie, do takiego stopnia, że nie potrafiłam nawet zrobić chłopakom śniadania.

Pół dnia wyręczał mnie Karol, we wszystkim.

Po 14 byliśmy już w sądzie, gdzie również na korytarzu siedziała już moja matka, o dziwo nie była pijana, a siedziała spokojnie obok swojego adwokata, gdy tylko zobaczyła nas od razu wstała ruszając w stronę Martina.

- Cześć synu, jak się czujesz? Wszystko w porządku? - spojrzał na mnie na co jedynie kiwnelam głową odsuwając się kawałek dalej razem z Karolem

Věk je jen číslo, že? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz