Dawniej, kiedy bladym świtem wstawałem do szkoły, między śniadaniem a wyjściem z domu, zawsze miałem troszkę czasu dla siebie. Pewnego poranka przed wyjściem zapatrzyłem się w okno. Było jeszcze ciemno, ale powoli robiło się coraz jaśniej. Patrzyłem na tę przemianę nocy w dzień i tak przyszedł mi do głowy ten wiersz...
* * *
Blaski gwiazd (od wielkich nadolbrzymów czerwonych - dalekich, poprzez duże olbrzymy błękitne - jeszcze dalsze, aż do białych karłów najmniejszych - najdalszych) powoli już dogasają. Światło ich się wypali, by rozbłysnąć znów gwałtownie z nową siłą, gdzieś w oddali...
Blaski gwiazd na czarnej niczym smoła pelerynie nocy powoli już przygasają, zanikają. Czerń bezkresna w granat nieskończony się zmienia, pozbywszy się na krótko swego gwiezdnego brzemienia. Już tylko jedna jedyna gwiazdeczka z góry spogląda. Ona jedna jedyna jeszcze tą powolną przemianę ogląda.
Gwiazdeczka miga, miga - i w okamgnieniu z oczu wszystkim znika. Gdy wróci, znów sobie pomiga.
I tak trwa przemiana. Oto następuje granatu w ciemny błękit zamiana. Za horyzontem - błysk! Słońce wschodzi.
I jak nóż przez masło - oto przez pierwszą błękitną barierę promień słoneczny swobodnie przechodzi.
Oto jasność się staje. Ciemny błękit jasnym zostaje. Noc istnieć przestaje. Słońce do końca na niebo wchodzi.
Oto nowy Dzień się narodził!
Patrz! Już powstał nowy Dzień. Już słońce stoi w zenicie. Na ziemię długi rzuca cień.
Słońce majestatyczną wędrówkę po sferze niebieskiej podjęło. Wędrówkę tę łukiem odbyć przyjęło.
Ale - słoneczko już ku zachodowi chylić się zaczęło powoli. Już wędrować po niebie nie chce.
Jest zmęczone. Zamiast wędrować dalej - spać teraz iść woli.
Słońce za horyzont zachodzi,Dzień ten wiosenny (i też nieco senny) do końca już dochodzi.
A tu - na krańcu świata - Noc nowa się rodzi. Oto błękit dzienny gaśnie. Zaraz słoneczko nasze smacznie zaśnie. Błękit jasny w granat ciemny się przemienia. Dzienna straż nad Ziemią w nocną się zamienia.
Oto granat w czerń atramentową się zmienia. Peleryna Nocy w niebo szczelnie się wryła.
Pola, lasy, łąki - wszystko dokładnie przykryła. W najdrobniejszych nawet zakamarkach się skryła.
Patrz! Oto wszędzie na nocnej pelerynie małe z początku ogniki się pojawiają. Milion ogników! Miliardy ogników! Ogniki te rosną i rosną - aż niedługo w czarny ten krajobraz nieba wrosną.
Ogniki gwiazdami się stają! Mocno w Noc wrastają i tam już zostają.
Gwiazdy uradowane (od ramienia do ramienia roześmiane), z nową teraz mocą ze szczęścia błyskają.
W przypływie euforii nieopisanej, całą siłę swego jasnego promienia gwiezdnego wyzwalają.
Gwizdy się odrodziły. Młodsze będą pełnić na niebie staż, ucząc się od starszych - jak na niebie w przyszłości należy pełnić straż. Gwiazdy - pomocnicy Nocy, spoglądać wraz z nią będą teraz na wszystkich ludzi.
Robić będą tak do czasu, aż się nowy Dzień ze snu nie zbudzi.
Taki jest odwieczny cykl. Już od dziejów zarania -gdy słońce spać się kładło- Noc rozpoczęła o przejęcie władzy starania.
Gdy słońce zachodzi, Noc podstępem się zakrada. Gdy Noc po straży długiej zanika, słońce triumfalnie na niebo wschodzi. Tak to już jest - nowy dzień się rodzi - nowa noc zapada.
CZYTASZ
Varietes. Zbiór wierszy.
Poetry#RIPpowstańzmartwych @wildisthewind6 Część moich wierszy pisanych od piątej klasy podstawówki do dzisiaj. Wiersze różnej jakości, na różne tematy. Moje marzenia, sny, rozmyślania. Znajdziecie tu również, nieco rzadziej u mnie występujące, tłumaczeni...