Rozdział 3

385 7 0
                                    

Kolejny tydzień minął mi bardzo szybko. Przez mój tragiczny plan zajęć na studiach, praktycznie całe dnie spędzałam na uczelni. Osoba, która wpadła na pomysł wciskania kilku okienek między wykładami czy ćwiczeniami powinna być już dawno zwolniona. Wolałabym przyjść na uczelnie na 8 i kończyć o 13 niż zaczynać o 11 i siedzieć do 20. Jedynym plusem tego jest to, że mieszkam niedaleko i w trakcie przerwy mogę sobie wrócić do domu, chociaż na chwilę.

Do tego wszystkiego starałam się wciskać siłownie co drugi dzień. Dzięki czemu przez natłok obowiązków nawet nie miałam czasu myśleć o wydarzeniach z czwartku. Z jednej strony cieszy mnie to, że mamy weekend i będę miała chwilę odpoczynku od nauki, ale z drugiej oznacza to mój powrót do rodzinnego miasta. Nie wiem czemu, ale czułam niepokój z tego powodu. Może to po prostu stres związany z wyjazdem, w końcu nie było mnie tam już dwa miesiące. Jest to najdłuższa rozłąka z moimi rodzicami. Zazwyczaj wyjeżdżałam na pare dni i wiadomo po ich upływie wracałam do domu. Miałam sporo obaw co do mojej przeprowadzki, głównie z powodu odległości jaka dzieli mnie i rodziców. Mimo tego, że byliśmy w stałym kontakcie, to bałam się tego że nasza relacja może nie być taka sama jak kiedyś.

—————-

Ostatni raz sprawdziłam, czy aby na pewno wszystko spakowałam. Niby to tylko dwa dni, ale moja walizka ledwo się zapięła. Za każdym razem jest to samo, a naprawdę wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy. Do tego życie już mnie nauczyło, że lepiej wziąć za dużo niż za mało. Nigdy nie zapomnę, jaki wstyd czułam gdy podczas wypadu do LA zepsuł mi się rozporek od spodni. To właśnie był ten dzień, kiedy stwierdziłam, że jak zawsze biorę masę ubrań na wyjazd, to teraz ograniczę je do minimum. No bo ile potrzebuję na jednodniowy wyjazd? Zabrałam tylko jedne spodnie i to te, które miałam na sobie, dwie koszulki, bieliznę, bluzę i kosmetyczkę. Pamiętam jak bardzo byłam z siebie dumna, że dałam radę spakować się do zwyczajnego plecaka. Gdy dotarłam na miejsce, ze znajomymi stwierdziliśmy, że koniecznie musimy iść się najebać na mieście. Usiedliśmy w jakimś barze, a do tego co chwilę piliśmy szoty, więc po pewnym czasie mój pęcherz ledwo dawał radę. Wyszłam do łazienki, a gdy zapinałam spodnie, stało się coś czego najbardziej się obawiałam. Mój rozporek się zepsuł. Nie było opcji, żebym w jakikolwiek sposób go naprawiła a tym bardziej zapięła. Oczywiście pierwsze co, to wróciłam do znajomych i opisałam im mój problem. Po chwili ciszy, jak to przyjaciele, wybuchnęli śmiechem, co przykuło uwagę innych osób w barze. Myślałam, że ich zabije. Miałam wrażenie jakby każdy patrzył się na moje spodnie. Na szczęście moja przyjaciółka Julia zlitowała się nade mną i pomogła mi, szukać po sklepach jakichkolwiek spodni. Jak na złość w okolicy nie było żadnej sieciówki, tylko butiki, do których nigdy w życiu nawet nie weszłam. Ostatecznie nic nie kupiłyśmy, a ja przez całą noc chodziłam z rozpiętym rozporkiem. Jednak to było nic w porównaniu do tego co czułam na lotnisku następnego dnia.

Przechodząc przez bramki kontrolne, oczywiście nie mogło być inaczej i zapikałam. Ochroniarz od razu do mnie podszedł i powiedział, że muszę przejść dodatkową kontrolę. Poproszono mnie, abym uniosła ręce i wtedy nie miałam możliwości, aby w jakikolwiek sposób przytrzymać moją koszulkę, zasłaniając swój rozporek. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Całe szczęście, że tego dnia miałam czas, aby nałożyć podkład. Dzięki temu zaoszczędziłam ludziom na lotnisku widoku mojej twarzy wyglądającej jak burak ze wstydu. Zamknęłam oczy, nawet nie wiem czemu, chyba pomyślałam, że jak ja nikogo nie widzę to inni również mnie nie zobaczą. Modliłam się, żebym po otworzeniu oczu znalazła się w swoim ciepłym łóżeczku. Uchyliłam jedno oko, bo dłuższy czas panowała wokół mnie cisza, a chciałam dowiedzieć się, o co chodzi. Wtedy ochroniarz wskazał palcem, jak mogłam się domyśleć właśnie na moje spodnie i powiedział:

Another love [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz