Rozdział 24.Skarbie, chyba nie powinniśmy tu być.

12.8K 356 3
                                    

Eileen

Od dobrych trzydziestu minut tkwiliśmy na komisariacie. Po przyjechaniu tutaj ponownie musiałam złożyć wyjaśnienia, co było dla mnie niesamowicie trudne. Obawa o zdrowie i życie córki mieszała się z ogromną złością i chęcią dokonania mordu na Julianie. Chęć ta wzmogła się, gdy usłyszałam słowa podkomisarza.

- Nagrania z kamery zamontowanej na lampie wyraźnie pokazują mężczyznę w wieku mniej więcej trzydziestu lat. Uchwycony został moment, jak wchodzi na teren posesji, a następnie opuszcza ją, trzymając dziecko na rękach. Proszę obejrzeć je, i powiedzieć czy poznają państwo tego mężczyznę na nagraniu?

- Oczywiście - oznajmiliśmy jednocześnie z Laurentem. Policjant uruchomił nagranie i po chwili na ekranie laptopa ukazała nam się sylwetka Juliana. Mężczyzna przeszedł przez jezdnię, rozmawiając przez telefon, następnie tuż przed wejściem na teren kamienicy odsunął słuchawkę od siebie. Nie więcej niż trzydzieści sekund później zauważyć można było, jak opuszcza ogród z Maisie na rękach.

- Zabiję skurwiela! - Wykrzyknął Laurent. Choć nie był on jedyną osobą chętną dokonania samosądu na doktorku, wiedziałam, że muszę go uspokoić. W tym przypadku nerwy i groźby w nich rzucane nie są nam potrzebne. Chwyciłam jego dłoń pod stołem, ściskając ją w uspokajającym geście.


- To on, Julian Breckers. - powiedziałam krótko - Jedziecie po niego? - spytałam się funkcjonariusza.

- Patrol właśnie wyrusza w drogę. Proszę być dobrej myśli. - powiedział.

Niespełna dwadzieścia minut później na korytarzu rozległ się dźwięk kroków, podniosłam głowę i dostrzegłam Juliana w asyście dwóch policjantów. Wystarczył ułamek sekundy, by nasze spojrzenia spotkały się. W oczach porywacza zobaczyłam pustkę, natomiast na jego wargach malował się przeklęty uśmiech. Przerwałam kontakt wzrokowy, wzdrygając się, a gdy ponownie podniosłam spojrzenie, nie było już po nim śladu. Podniosłam się z krzesła.

- Eileen, co się stało? - spytał Laurent.

- Widziałam Juliana. - powiedziałam, idąc w stronę gdzie widziałam tego człowieka. Zamierzałam skręcić w prawo, jednak usłyszałam głos funkcjonariuszki.

- Pani Wayver, dobrze, że panią widzę. - odwróciłam się w jej kierunku.

- Pani porucznik, ja właśnie widziałam Breckersa. - powiedziałam pewnie.

- Dobrze pani widziała. Udało nam się go zatrzymać. - powiedziała.

- Gdzie jest nasza córka? - usłyszałam głos Laurenta. Nawet nie zauwazyłam, kiedy pojawił się koło mnie.

- Zapraszam do pokoju przesłuchań, tam wszystko państwu wyjaśnie. - powiedziała i ruszyła przed siebie. Bez chwili zwłoki podążyłam za nią. Weszłam do średniej wielkości pokoju i usiadłam na jednym z dostępnych krzeseł. Laurent zrobił to samo. Kobieta zajęła miejsce za biurkiem.

- Czy może nam pani powiedzieć, gdzie jest Maisie? - ponowił pytanie.

- Państwa córka jest pod opieką w izbie dziecka. - powiedziała - Zatrzymaliśmy pana Breckersa na jego posesji, był w trakcie pakowania bagaży do samochodu.

- Próbował wyjechać? - zapytałam z przerażeniem. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, że wystarczyło, by policja dotarła pięć minut później, a Mai zostałaby wywieziona za granice.

- Znaleziono przy nim fałszywy paszport i podrobiony akt urodzenia dziecka. - dodała.

- Mój boże! - załkałam. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, a następnie przeszedł przez nie młody sierżant trzymający nosidełko w dłoniach. Jak na zawołanie, tym samym czasie ja i Laurent zerwaliśmy się do fotelika. Policjant postawił go na ziemi, a ja bez chwili zwłoki wyciągnęłam z niego dziecko. Emocje, które wtedy czułam, były nie do opisania, wiedziałam jednak jedno, już nigdy nie pozwolę, by ktokolwiek zrobił krzywdę mojej małej Mai.

- Cholernie się bałem. - wyznał Laurent, chwytając córeczkę za dłoń.

- Już wszystko będzie dobrze. - powiedziałam z pewnością w głosie.

Spędziliśmy na komisariacie dobre dwie i pół godziny, nim we trójkę mogliśmy opuścić to miejsce. Wstępnie Julian został zatrzymany w areszcie, gdzie miał zostać poddany badaniom psychiatrycznym. Z ustaleń policji wynikało, że mężczyzna nie działał sam. Podczas przesłuchania wyznał, że na plan wpadła Olivia. Powiedział, że skontaktowała się z nim tuż po tym, jak Laurent przedstawił jej wyniki testu na ojcostwo. Julian powiedział, że zakochał się we mnie i chciał wychować ze mną córkę, ale gdy zorientował się, że wiem o Lorraine, domyślił się, że nie będę chciała z nim kontaktu. W ramach zemsty uknuł z Liv, że zabierze Maisie, którą z tylko sobie znanych powodów uważał za swoją córkę.
Weszliśmy do mieszkania. Laurent odłożył Maisie do łóżeczka i nastawił kamerkę. Ja w tym czasie usiadłam na kanapie w salonie. Gdy opuszczałam mieszkanie kilka godzin temu, nie spodziewałam się, że ten dzień tak się potoczy.

- Mała śpi. - oznajmił i usiadł na kanapie tuż obok mnie.

- Laurent, ja w dalszym ciągu nie mogę w to uwierzyć. Chciałabym wymazać ten dzień z pamięci. Na samą myśl tego, że on mógł jej coś zrobić, mam ochotę zabić go. - wyznałam. Byłam pewna, że mój partner nie będzie oceniał moich morderczych zapędów.

- Wierz mi skarbie, rozumiem cię w stu procentach. Sam chciałbym patrzeć, jak ten gnój żre gruz, Olivia zresztą mogłaby podzielić jego los.

- Najgorsze jest to, że ona nie odpowie za to jakoś szczególnie, w końcu wycofała się w połowie planu, a do tego jest w ciąży i nigdy nie była karana. Sąd na pewno weźmie to pod uwagę jako warunki łagodzące wyrok.

- Niestety zdaję sobie sprawę z tego - westchął - o tyle dobrze, że teraz na pewno jej dziadek ją wydziedziczy.

- Ja nadal nie rozumiem, dlaczego to zrobili. - powiedziałam - Nie wiedzą, że nie można nikogo zmusić do miłości?

- Też chciałbym to wiedzieć.

- Mam tylko nadzieję, że mimo wszystko nie ujdzie im to płazem. - wtuliłam się w ukochanego. - Czuję się taka zmęczona, a jeszcze muszę się wykąpać i zadzwonić do pracowników powiedzieć, że jutro nie otwieramy. - Potrzebowałam zamknąć się w domu z moją rodziną, nie chciałam, by ktokolwiek kręcił się po naszym domu.

- Może zrobimy tak, że ty pójdziesz się wykąpać, a ja zrobię kolację i zadzwonię do Lucy? - zaproponował.

- Jestem za, kocham cię! - pocałowałam go i poszłam do łazienki, gdzie po rozebraniu się weszłam pod prysznic. Gdy ciepłe krople wody dotknęły mojego ciała, pozwoliłam sobie wypuścić emocje. Łzy strachu, złości i frustracji spływały strużkami po mojej twarzy. Obwiniałam sama siebie za to, że zostawiłam mała sama w wózku, myślałam, że skoro jest w domu nic jej się nie stanie, jednak myliłam się. Zło czaiło się na każdym kroku. Przez moją głowę przemknęły myśli, że może jestem złą matką, że Maisie zasługuje na lepszą rodzicielkę. Czarne myśli opanowały cały mój umysł, dodatkowo przenosząc napięcie na ciało. Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy Laurent wszedł do łazienki.

- Eileen, skarbie oddychaj, już jest dobrze - prosił, tuląc mnie do siebie. Nie widziałam co się dzieje dookoła mnie, szloch i niezrozumiałe słowa opuszczały moje usta, a ręce znajdowały się we włosach ciągnąć za nie.

- Jestem beznadziejną matką. - załkałam - Najpierw prawie pozbawiłam ją ojca, a teraz zostawiłam ją sama i naraziłam na porwanie. Mai zasługuje na lepszą matkę.

- To nie prawda, jesteś najlepszą matką dla naszej córki, a to, co się dzisiaj stało, w żadnym stopniu nie jest twoją winą. To ci chorzy ludzie są winni i odpowiedzą za to. - Trzymał mnie w uścisku kilka kolejnych minut, pozwalając mojemu oddechowi uregulować się. Odsunął mnie od siebie. - Przebierz się w piżamę i chodź zjeść kolację.

To nie prawda, jesteś najlepszą matką dla naszej córki, a to, co się dzisiaj stało, w żadnym stopniu nie jest twoją winą. To ci chorzy ludzie są winni i odpowiedzą za to.

A Whole New World +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz