Wodospad (rozdzial 15)

329 9 0
                                    

- Noemi!..dzieciaku ubierz się w tej chwili mamy do porozmawiania.. teraz! - właśnie rozpoczęła się kłótnia której tak bardzo chciałam uniknąć
Matka wyszła z kuchni a ja z Natem szybko się ubraliśmy. Kiedy chłopak szedł do wyjścia został świadkiem ułamka jednej z wielu kłótni przez co mógł chociaż trochę zobaczyć jaka Elizabeth Wilson jest na prawdę. Kim jest kiedy wróci do domu i w końcu ściągnie maskę idealnej matki, której zależy na swojej córce..na swoim jedynym dziecku. Zapowiadał się kolejny wieczór wysłuchiwania jej krzyków o tym jaka jestem okropna. Zawsze to ja wychodzę na najgorszą a ona na wielce poszkodowaną przez co kończę dzień płacząc w poduszkę a w głowie słyszę jej słowa. Wiem ze nie zawiniłam ale zawsze zasypiam czując się czemuś winna.
Cała nasza trójka stała w ciszy którą przerwał Nate. Szczerze podziwiałam go że miał odwagę się odezwać.
- to ja.. ja może już pójdę
-  tak radzę ci stąd wyjść natychmiast!- wrzasnęła na niego moja matka
Nate podszedł do drzwi ale zanim wyszedł zwrócił się do mnie
- pa Emi do jutra
Nie odpowiedziałam jedynie słabo się do niego uśmiechnęłam.
- Nathanielu idź już
Brunet wyszedł z domu nie odzywając się więcej.
- zacznijmy..pierwsze pytanie... gdzie ty masz mózg dzieciaku!
- w dupie - zdziwiłam się z to ja wypowiedziałam te słowa. Nawet rozejrzałam się po salonie w poszukiwaniu jakiegoś mojego klona który chce jeszcze bardziej pogorszyć moją obecną sytuacje. Ale nie było tutaj nikogo oprócz mnie i wściekłej matki To z moich ust padły te słowa. Byłam z siebie dumna ze w końcu zaczęłam stawiać się  matce ale ta duma zniknęła szybciej niż się pojawiła a dokładniej kiedy poczułam ze policzek zaczął mi pulsować a lewa cześć twarzy mocno piec. Oszołomiona całą tą sytuacją pusto wpatrywałam się w rodzicielkę ale kiedy uświadomiłam sobie co się właśnie wydarzyło moje spojrzenie zmieniło się w pełne bólu i nienawiści.
- czy ty mnie właśnie uderzyłaś
Zamiast odpowiedzi poczułam ze policzek zapiekł mnie jeszcze raz tym razem mocniej a na dolnej wardze poczułam powoli spływającą ciepłą ciecz która okazała się być krwią.
- nie jesteśmy na ty, nie wdzięczny bachorze.
Walczyłam z napływającymi mi do oczu łzami. Nie mogłam się rozpłakać. Nie teraz... nie przy niej. Nie mogłam dać jej satysfakcji której tak bardzo w tym momencie pragnęła. Pomimo dwóch uderzeń trzymałam głowę prosto wpatrując się w moją rodzicielkę z pogardą.
- co miałaś w głowie siedząc w samej bieliźnie przed chłopakiem którego znasz niewiem może miesiąc nie wspominając o tym ze nie masz nawet skończonych 18lat!- znowu krzyczała. Tym razem nie miałam zamiaru wrócić do pokoju i się rozpłakać dziś chciałam postawić się matce a dopiero później wrócić do pokoju i płakać.
- luzuj do niczego między nami nie doszło poza tym ty napewno nie jesteś..., o przepraszam zapomniałam, kochana mamusiu napewno nie jesteś odpowiednią osobą żeby mówić mi w jakim wieku mogę to zrobić bo sama zaszłaś w ciąże nie mając skończonej siedemnastki.
- właśnie byłam młodsza a mogłam poczekać i może wtedy nie zaszłabym w ciąże i nie miałabym córki która sprawia mi same problemy! Gdyby nie tamta noc moje życie było by lepsze! Dlaczego to ja musiałam z tobą zostać a nie ojciec. Moje życie bez niebie byłoby lepsze.
Wtedy coś we mnie pękło. Byłam świadoma ze jestem wpadką ale teraz dowiedziałam się ze byłam nie chciana i dalej jestem. Nie próbowałam już  nawet powstrzymywać łez które spływały mi po policzkach jak wodospad.
Nie czułam nic. Nic oprócz nienawiści do tej kobiety. W tym momencie nie dawałam rady nazwać jej choćby matką bo czułam jakby była dla mnie jakąś obcą kobietą. Cała zapłakana odwróciłam się i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi po których zsunęłam nie na podłogę. Siedziałam oparta i dusiłam się łzami. Kilka minut temu usłyszałam najgorszą rzecz jaką rodzic może powiedzieć swojemu dziecku. Czułam ze nie daje rady oddychać. Zaczynałam się dusić. Zanosiłam się łzami. Nie czułam już nawet złości. Nie czułam niczego. Będąc w amoku poszłam do łazienki. Sięgnęłam do szafki pod zlewem i wyjęłam żyletkę. Tak bardzo nie chciałam znów tego robić. Nie chciałam do tego wracać ale w tym momencie tylko to mogło mi pomóc. Skończyłam z tym w wieku 14 lat. Myślałam ze to już koniec.. ze nigdy nie wrócę do tego stanu ale pomimo to nigdy nie pozbyłam się żyletki zawsze leżała w szafce i czekała do momentu w którym znowu będzie ze mną źle. Bardzo źle.
Ledwo trzymając się na nogach wróciłam do pokoju.
Nie dawałam rady już dłużej stać. Upadłam na kolana obijając je ale nie przeszkadzało mi to, nie czułam bólu . Musiałam go poczuć. Chciałam móc znów go czuć. Dusiłam się. Drżącymi rękoma chwyciłam mały metalowy przedmiot i zbliżyłam go do ciała. Najpierw cięłam wewnętrzną cześć uda gdzie były już zagojone, wyblakłe blizny. Kiedy zabrakło mi miejsca zaczęłam ranić całą resztę powierzchni ud ale mi dalej było mało. Chciałam w końcu móc cokolwiek poczuć. Przeniosłam się na ręce.
Cięcia nie były regularne,
Były brzydkie,
Jedne proste drugie krzywe,
Długie i krótkie,
Były wszędzie,
Krew była wszędzie.
Piekło. Wszystko mnie piekło i bardzo bolało.
Krew. Dużo krwi. Było jej za dużo, nie chciałam tyle. Miałam jedynie sobie pomóc. Chciałam tylko móc oddychać.
Słabo.
Zrobiło mi się słabo.
Kręciło mi się w głowie.
Nie wiem czy chciałam to kończyć ale napewno nie w ten sposób. Nie miałam dla kogo tu zostać ale chciałam. Chciałam przeżyć wszystkie najważniejsze momenty w życiu. Nie mogłam się poddać nie tak łatwo. Nie teraz. Musiałam walczyć.
Próbowałam się podnieść ale byłam za słaba. Nie miałam siły wstać, chciałam sięgnąć telefon leżący obok i do kogoś zadzwonić ale nie dałam rady. Wszystko było rozmazane. Nie mogłam dostrzec niczego oprócz czerwieni.
Dlaczego wszystko wokół było takie czerwone?
Dlaczego wszędzie było tak ślisko?
Wszystko mnie przytłaczało a ja byłam taka słaba.
Zrozumiałam ze to był mój koniec
Nie chciałam tego ale nie miałam już na nic wpływu.
Gdzieś w tle usłyszałam jakiś hałas.
A może tylko mi się wydawało?
Glos był stłumiony.
- jedziesz jutro ze mną do szkoły?
Może nikt tak naprawdę do mnie nic nie mówił a ja sobie to wyobraziłam.
Byłam poza świadomością.
Odpływałam.
Znów usłyszałam jakiś głos ale był bliżej. Jeśli naprawdę ktoś tu był brzmiał na naprawdę zmartwionego.
- myszko...słyszysz mnie. Otwórz oczy.. proszę. Tak bardzo cię proszę Emi słyszysz...
Ktoś mnie przytulał? Klęczał obok mnie?
Nie, to przecież nie możliwe.
Czułam ze powoli znikam.
Nie. Nie moglam tego czuć bo mnie już nie było. Zniknęłam. Przepadłam. Było po mnie.
Jedyne co po mnie zostało to czerwona kałuża. Kałuża krwi.

Świat nie jest na nas gotowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz