4. Szczudła

333 50 23
                                    

Wieczorem pod kamienicę podjechał czarny samochód. Już w drodze do klubu zapytałam Bartka, czy mogę wziąć wolne w piątek. Nawet nie pytał, z jakiego powodu tylko od razu się zgodził.
Kiedy weszliśmy razem do salki, gdzie znajdował się stół bilardowy i sofy oraz kilka stolików, oczy wszystkich chłopaków skierowaly się na nas.

Bartek położył mi rękę na ramieniu i poprowadził w stronę reszty towarzystwa. Dziwne to wszystko. I chłopaki też dziwnie się patrzyli w naszą stronę. Nikt jednak nie poczynił żadnego komentarza. U boku Maćka i Fabiana zauważyłam dwie dziewczyny, które trzymały w rękach piwa smakowe.

— Może zagrajmy? — Bartek wskazał ręką na zielony stół. Pośrodku w trójkącie błyszczały kolorowe kule.

— Nie wiem... Nie jestem w tym dobra.

— Chętnie ci pokażę...

Pokręciłam głową i szybko opadłam na sofę obok Byka, pociesznego osiłka który wygląd miał przerażający ale nie skrzywdziłby nawet muchy. No, chyba że ta mucha zrobiłaby krzywdę komuś, kogo on uważa za przyjaciela. Wtedy powinna mieć się na baczności. Byku miał też psa, buldoga francuskiego, którego nazwał Byczkiem, a jakże. Byczek natychmiast, jak tylko usiadłam, wskoczył mi na kolana, co widocznie nie ucieszyło Bartka.

Siedzieliśmy dwie godziny, jedząc pizzę i śmiejąc się z żartów największego pajaca z ekipy, Rudego, który wcale nie był rudy.

— Byku! Ale ty to też jesteś agent... — zaśmiał się Maciek. — Zawsze ładujesz się w jakieś tarapaty. Pamiętacie jak pomylił hantle i ledwo go sztanga nie udusiła na ławeczce? Oj, Byku...

Wszyscy znowu zarechotali, nie wyłączając samego Byka. Nikt nie umiał śmiać się z samego siebie tak jak on. Zerknęłam w telefon  i przypomniałam sobie, że muszę się przecież zbierać żeby podać mamie wieczorny zestaw leków. A Bartek odebrał jakiś ważny telefon i wyszedł. Nie było go już z pół godziny.

— Chłopaki... Będę się zbierać... — podniosłam się z sofy z zamiarem pójścia na poszukiwania szefa. Zawsze w sumie mogłam wrócić z buta, tylko trochę mi się spieszyło.

— Odwiozę cię — zaoferował się natychmiast Tony. Jako jedyny prócz Bartka nie pił dzisiaj alkoholu.

Poprosiłam chłopaków, żeby dali znać szefowi o moim wyjściu, po czym razem z Tonym wyszłam z klubu. Mężczyzna zachowywał się nieco dziwnie. Chrząkal jakby zbierając się do zabrania głosu.

— No wyduś to wreszcie — zaśmiałam się, dając mu kuksańca w napakowany bok. Pewnie nic nie poczuł.

— Słuchaj, Lena... Co jest między tobą a Bartkiem? — wypalił ni z gruchy ni z pietruchy.

— Co? Nic...

— Posłuchaj... Lepiej uważaj na szefa. Bartek jest w porządku, ale lubi... No... Lubi generalnie kobiety. Myślę że wpadłaś mu w oko i...

— Nie wiem o czym mówisz. To śmieszne  — przerwałam mu natychmiast.

— Nie widzisz, że on cię urabia? Nie pierwszy raz widzę jak...

— Przestań — oburzyłam się. — Bartek jest w porządku. Nie zrobił nic złego, wręcz przeciwnie, a ty go oczerniasz.

— Dobra... Tak tylko ostrzegam. Żebyś mi potem nie płakała — burknął Tony i ruszył z piskiem opon.

— A widziałeś kiedykolwiek, żebym płakała? — zapytałam po chwili.

— Nie. I wolałbym nigdy nie widzieć. Rob tak dalej, to zobaczysz... 

To źle myślałeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz