Wysiadłam z autobusu miejskiego i włączyłam nawigację, według której musiałam przejść jeszcze jakieś pięćset metrów. Niby mniej więcej wiedziałam, gdzie znajdował się mój cel, ale wolałam się nie pomylić. Pożałowałam, że szczudeł nie spakowałam do plecaka i nie założyłam normalnych butów. Trudno. Dokuśtykałam jakoś do bramy rezydencji i nacisnęłam domofon.
— Tak? — zapytała jakaś kobieta.
— Dzień dobry. Lena Ostasz, ja byłam umówiona na sprzątanie u państwa — powiedziałam uprzejmym tonem.
— Ach tak... Już panią wpuszczam.
Zabrzęczało, a furtka się otworzyła. Szybko ruszyłam przez ogrodową ścieżkę w stronę wejścia do ogromnej, białej rezydencji. Nie miałam zielonego pojęcia, jaki to styl architektoniczny, ale posiadłość robiła wrażenie. Drzwi otworzyła mi chyba ta sama kobieta, z którą rozmawiałam przez domofon. Ubrana była w granatową sukienkę podobną do mojej, ale dłuższą. I nie nosiła wcale żadnych szpilek. Momentalnie zdałam sobie sprawę, że się wygłupiłam, ale robiłam dobrą minę do złej gry.
— Dzień dobry. Proszę za mną — powiedziała kobieta, a ja przekroczyłam próg, podążając za nią wpatrzona w jej idealnie upięty w bułeczkę kok. Znalazłyśmy się w przestonnej sali wejściówej z wysokimi oknami, za którymi dostrzec można było oświetlony zachodzącym słońcem taras, stoliki i krzesła oraz donice z kwiatami. Pośrodku sali piętrzyły się potężne schody, a po bokach zauważyłam rzędy drzwi. Kobieta pchnęła jedne z nich i kortarzykiem przeszłyśmy do kolejnych, za którymi znajdował się jej gabinet. Usiadłam na wskazanym mi miejscu tuż przed uporządkowanym biurkiem. Kobieta również zajęła miejsce.
— Pani Leno, nazywam się Maria Wrzos, w domu państwa Smogorzewskich pełnię funkcję dawnej ochmistrzyni, dziś można nazwać to po prostu gospodynią czy zarządczynią domu. Z tego co wiem, ma pani sprzątać w apartamencie północnym na samej górze. Jeśli chodzi o umowę, to dostałam tylko to — pokazała mi kartkę z umową o dzieło. — Nie wiem, jak się pani umawiała. Z kim konkretnie? Bo ja jedynie otrzymałam informację od pani Urszuli, która generalnie czuwa nad kwestią sprzątania w posiadłości.
— Cóż... Tak naprawdę to umawiałam się przez znajomą, a właściwie przez jej syna, nie bezpośrednio...
— Hmm... Czyli w ten sposób... Rozumiem... Później zapytam o szczegóły Ulę... W takim razie proszę tu podpisać...
Uzupełniłam potrzebnr dane, podałam pani Wrzos numer konta i złożyłam podpis na kartce, kobieta zaś wręczyła mi kopię, po czym zaprowadziła najpierw do pomieszczenia gospodarczego, skąd wzięłam rzeczy potrzebne do sprzątania, a później na górę, gdzie miałam zacząć pracę. Na zewnątrz już robiło się ciemno, ale wolałam nie pytać, czemu preferują sprzątanie o tej porze. Im mniej pytań będę zadawać, tym lepiej.
— Czy potrzebuje pani jeszcze czegoś? — zapytała pani Wrzos.
Spojrzałam na wiaderko na kółkach, zestaw detergentów i czystych szmatek. Wydawało mi się, że niczego nie brakuje aby doprowadzić do błysku pokój i łazienkę.
— Nie, chyba wszystko mam.
— Świetnie. W takim razie zostawiam panią samą. Proszę nie wymieniać pościeli. Zrobiono to już wczoraj. Jeśli by pani czegoś potrzebowała, proszę zejść na dół, będę prawdopodobnie w gabinecie.
— Dobrze, dziękuję.
Kiedy kobieta odeszła, z ulgą wypuściłam powietrze z płuc. Rozejrzałam się po przestronnej, urządzonej luksusowo sypialni. Wszystko wyglądało na czyste, więc po co te porządki?
CZYTASZ
To źle myślałeś
RomanceLena Ostasz nie ma w życiu lekko. Nie dość, że musi pracować całymi dniami, żeby zarobić na wymarzony kurs ochroniarski, to jeszcze opiekuje się chorą matką i ją utrzymuje. Dlatego gdy pewnego razu dostaje propozycję jednorazowego zarobku, za namową...