Całe święta spędziłam nad dokumentacją, którą przekazał mi pan Mariusz. W domu obecna byłam tylko ciałem. Moja głowa znajdowała się gdzieś na kolejnych piętrach siedziby SMOGPharmy. Wkuwałam na pamięć plany budynku, procedury postępowania w różnych hipotetycznych sytuacjach, systemy łączności, systemy zabezpieczeń... Dosłownie wszystko, co dotyczyło ochrony obiektu i ludzi w nim pracujących. Ciocia nie była zadowolona z mojego oderwania od rzeczywistości.
— Lena... Mówię do ciebie! — Pstryknęła mi pulchnymi paluchami przed nosem.
— Tak? — mruknęłam, nie podnosząc głowy znad kolejnego skoroszytu, tym razem z sylwetkami osób zasiadających w zarządzie firmy.
— Zostaw to... Pytam się ciebie, czy gdzieś idziesz na sylwestra?
— Tak... — mruknęłam pod nosem na odczepnego.
— Gdzie? Z kim? — dopytywała ciotka.
— Yyy... A, na sylwestra, to nie, jednak nie idę — wymamrotałam, przekręcając kolejną stronę.
Tony przed świętami zaprosił mnie do siebie na sylwestra. Z początku się wahałam, mając ochotę wyrwać się chociaż na chwilę z domu, ale w momencie w którym zdałam sobie sprawę, że przyjaciel chyba ma nadzieję na zacieśnienie naszych relacji, zrezygnowałam. Po pierwsze traktowałam go jak przyjaciela i nic ponad to. A po drugie nie chciałam robić mu niepotrzebnie nadziei. Przecież nie będę na siłę zmuszać się do poczucia czegoś. Albo się coś czuje, albo nie. Serce nie sługa, prawda? Poza tym dobrze mi było samej ze sobą i wolałabym żeby tak zostało już zawsze. Po akcji ze Smogorzewskim i Bartkiem miałam dość facetów. Niedobrze mi się robiło na samą myśl o nich.
— Więc jakie plany? — Ciotka nie dawała za wygraną.
— Żadne. Pójdę spać — wzruszyłam ramionami.
— Jesteś jeszcze młoda, powinnaś się wyszaleć, zaznać przygód, uniesień... — zaczęła kobieta swoim pouczającym, przemądrzałym tonem, którego szczerze nie znosiłam. Sama była starą panną więc chyba nie powinna udzielać mi rad w tym temacie.
— Ciociu... Nie w głowie mi żadne uniesienia. Daj mi spokój — rzuciłam niecierpliwie.
Ciotka pokręciła głową z dezaprobatą i zaczęła przeglądać skoroszyt z osobami z zarządu.
— O, ten jest niezły — odezwała się nagle.
— Kto?
— Aleksander Banach — przeczytała i poruszyła sugestywnie narysowanymi kredką brwiami.
Zerknęłam na typa. Na oko wyglądał na faceta przed trzydziestką. Lekko przydługie kręcone włosy wiły mu się na karku, a kołnierzyk koszuli był stanowczo zbyt rozchełstany. Wąskie usta wygięły się w jedną stronę, a policzek uniósł, tworząc dołeczek. Można by było nazwać to zawadiackim, jeśli nie cwaniackim uśmiechem.
— Ach, jaka szelma... Ma ten błysk w oku... — zachwycała się ciotka.
Spojrzałam na zdjęcie faceta i prychnęłam.
— Nie w moim typie — skwitowałam.
— A ktokolwiek jest w twoim typie? Masz w ogóle jakiś typ? — zapiała ciotka wznosząc ręce do góry aż skóra wisząca na jej ramionach się zatrzęsła niczym galareta.
— Dobre pytanie. Odpowiedź brzmi nie. Dziękuję za uwagę.
— Lenka... Na pewno jacyś chłopcy ci się podobają — powiedziała ciotka zaczepnie i szturchnęła mnie w żebro.
— Żadni. Nikt mi się nie podoba, dobra? Wszyscy to albo łamagi życiowe, albo oszuści żerujący na naiwności zakompleksionych kobiet złaknionych komplementów. Sama to mówiłaś, nie pamiętasz?
CZYTASZ
To źle myślałeś
RomanceLena Ostasz nie ma w życiu lekko. Nie dość, że musi pracować całymi dniami, żeby zarobić na wymarzony kurs ochroniarski, to jeszcze opiekuje się chorą matką i ją utrzymuje. Dlatego gdy pewnego razu dostaje propozycję jednorazowego zarobku, za namową...