— Na tamtym osiedlu mam mieszkanie — odezwał się Adam, pokazując ruchem głowy rząd nowoczesnych wieżowców.
— Myślałam, że mieszkasz z rodzicami.
— Fakt, często tam bywam, ostatnio nawet raz w tygodniu. Lubię jeździć do domu rodzinnego, ale wolę mieć swoje miejsce. Poza tym już od wielu lat jestem za duży na mieszkanie z rodzicami — zaśmiał się i mrugnął do mnie.
— Słusznie... — mruknęłam, zastanawiając się, co by pomyślał Adam gdyby zobaczył, gdzie ja mieszkam. Chyba spłonęłabym ze wstydu. Lepiej, żeby jego stopy nigdy tam nie stanęły. Wyobraziłam sobie, jak idzie śmierdzącą moczem klatką i wchodzi do naszego mieszkania, w którym również nie pachniało fiołkami. O nie. Nie wolno nigdy dopuścić do tego, żeby tam się pojawił. Siedziałam zasępiona przez resztę podróży i na pytanie Adama, co mi się stało skłamałam, że czuję się zmęczona i nieco zdenerwowana czekającym mnie spotkaniem z jego rodziną. O nic już nie pytał, więc chyba połknął haczyk.
Kiedy zajechaliśmy przed rezydencję państwa Smogorzewskich, było już całkiem ciemno. Niby śnieg już stopniał i temperatury wzrosły, jednak dni nadal były krótkie, a wiosna jeszcze się nie rozkręciła.
Brama otworzyła się automatycznie i zajechaliśmy na posesję, parkując obok dwóch innych lśniących samochodów.— Chyba robię teraz najbardziej szaloną rzecz w życiu — mruknęłam, rozpinając pas.
Adam obrócił się w moją stronę i uśmiechnął, pocieszająco chwytając mnie za przedramię.
— Nie stresuj się.
— Łatwo ci mówić — rzuciłam z przekąsem.
— Przede wszystkim pamiętaj, że to wszystko jest tylko udawane. Nie musisz się w ogóle przejmować, jak wypadniesz, bo to i tak nie ma większego znaczenia. Spodobasz się, fajnie. Nie spodobasz, trudno. To wszystko tylko po to, żeby uwiarygodnić naszą wersję.
Uspokoił mnie tą przemową momentalnie ale jednocześnie też zgasił jak zimny podmuch. Poczułam chłód rozczarowania. W sumie niby racja, nie powinno mnie obchodzić, co sobie pomyślą o mnie państwo Smogorzewscy. Z drugiej jednak strony zrobiło mi się jakoś dziwnie przykro. Adam zdawał się niczego nie zauważać. Jak zwykle otworzył mi drzwi i poprowadził do wejścia, które dobrze znałam. Nie sądziłam, że przyjdzie mi przejść przez próg tego domu w takiej roli, nawet odgrywanej.
— No wchodź, śmiało — zachęcił mnie, kładąc rękę na plecach.
— Co ja wyprawiam — szepnęłam wkraczając do środka, a Adam zaśmiał się, wchodząc tuż za mną.
W przestronnym przedpokoju nie natknęliśmy się na nikogo. Adam pomógł mi zdjąć kurtkę i wieszał ją właśnie na wieszaku, kiedy z drzwi prowadzących do kuchni wyszła kobieta, którą już raz spotkałam. Wpadłam na nią ostatnio na schodach, uciekając z płaczem przed Adamem. Od razu rozpoznałam ten charakterystyczny, elegancki bob w odcieniach szarości.
— Jesteście już — powiedziała matka Adama z uśmiechem, rozkładając ręce i przytulając syna. Zdziwiło mnie to ich czułe przywitanie, ale starałam się nie dać po sobie niczego poznać.
— Mamo, to jest Lena — przedstawił mnie Adam, a ja uścisnęłam wyciągniętą dłoń kobiety.
— Bardzo mi miło. Aneta jestem.
— Miło mi panią poznać — bąknęłam trochę onieśmielona.
— Ach, mów mi proszę po imieniu. Będę się czuła młodziej. Lata lecą, ale duch wciąż świeży.
Nie tylko duch, pomyślałam z podziwem, ukradkiem taksujac jej zgrabną figurę, której mogłaby pozazdrościć niejedna nastolatka. Aneta Smogorzewska musiała mieć ponad pięćdziesiąt lat, ale czas jakby się dla niej zatrzymał około czterdziestki. Elegancki kostium ze ślicznymi guzikami opinał się na jej talii i biodrach, uwypuklając ładne kształty. Chyba nigdy nie widziałam tak zadbanej kobiety w jej wieku. Może jedynie w telewizji. Moja matka była z pewnością dobrych dziesięć lat młodsza, a wyglądała stokroć gorzej.
CZYTASZ
To źle myślałeś
RomanceLena Ostasz nie ma w życiu lekko. Nie dość, że musi pracować całymi dniami, żeby zarobić na wymarzony kurs ochroniarski, to jeszcze opiekuje się chorą matką i ją utrzymuje. Dlatego gdy pewnego razu dostaje propozycję jednorazowego zarobku, za namową...