W połowie grudnia umówiłam się na rozmowę kwalifikacyjną, która podobno miała być tylko formalnością, a tak naprawdę chodziło o pokazanie mi przez przełożonego co i jak. Kiedy nadszedł ten dzień ubrałam się w swoje najlepsze ciuchy, które oczywiście swego czasu kupiłam z drugiej ręki. Bojówki, bomberka, zwykła bluza i proste czarne kamasze. Idealny zestaw. Miałam nadzieję, że praca w ochronie firmy nie będzie na mnie nakładać obowiązku noszenia jakichś spódnic, szczudeł czy innych babskich fatałaszków.
Dojechałam pod siedzibę firmy w niecałą godzinę i zaparkowałam starym oplem Tony'ego obok drogich, luksusowych aut. Pasowałam tu jak pięść do nosa ale cóż... Miałam swój cel i musiałam do niego dążyć, bez względu na niedogodności.
Ciotka Renia uważała mój plan za naiwny i nie mający szans powodzenia. Według niej łudziłam się zakładając, że cokolwiek zdziałam w sprawie tego leku. Ja jednak byłam po prostu zdesperowana, a tonący brzytwy się chwyta, nieprawdaż? Zresztą i tak planowałam pracować w ochronie, więc mogłam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Weszłam przez automatycznie rozsuwane drzwi i aż przystanęłam. Zatkało mnie. Wszystko w sali wejściówej lśniło. Szklane ściany, błyszczące czarne schody, fantazyjne lampy. Nowoczesne oświetlenie rzucało chłodne światło na wypolerowaną podłogę.
— Przepraszam, muszę panią sprawdzić pod kątem posiadania niebezpiecznych przedmiotów — mruknął ochroniarz, po czym przeszukał mi z grubsza torbę i ręcznym wykrywaczem metali przejechał wzdłuż mojego ciała, od stóp do głów.
— Wszystko w porządku, może pani wejść — burknął pod nosem.
Ruszyłam dziarsko w stronę recepcji, z każdym krokiem słysząc jak moje buty skrzypią o posadzkę. Za ladą siedziała młoda, elegancka kobieta ubrana w ciemnoniebieski uniform z logiem SMOGPharmy: skrzydłami wieńczącymi fiolkę z lekiem. Kobieta spojrzała na mnie z miną wyrażającą uprzejme oczekiwanie.
— Dzień dobry — przywitałam się. — Przyszłam w sprawie rozmowy kwalifikacyjnej na stanowisko pracownika ochrony.
— Pani Lena Ostasz? — dopytałam kobieta, sprawdzając coś w komputerze.
— Zgadza się.
— Czwarte piętro, pokój czterysta osiem. Pan Mariusz już na panią czeka.
Pokiwałam głową i rozejrzałam się w poszukiwaniu windy.
— Jest wprost za panią — poinstruowała mnie uprzejmie recepcjonistka.
— No tak. Dziękuję — bąknęłam z uśmiechem zakłopotania i ruszyłam w stronę metalowych drzwi. Po chwili pukałam już do odpowiednich drzwi.
Pan Mariusz, na oko sześćdziesięcioletni mężczyzna o szpakowatych włosach okazał się niezwykle konkretnym i bezpośrednim człowiekiem. Kiedy usiadłam naprzeciwko niego, zlustrował mnie uważnie od góry do dołu, przejrzał moje dokumenty poświadczające posiadanie wymaganych uprawnień, sprawdził zaświadczenie o niekaralnosci, zadał kilka wprowadzających pytań i zaczął objaśniać, jakie obowiązki wchodziłyby w zakres mojej pracy.
— Dobrze... Zatem ogólnie główne zadania pracownika ochrony w siedzibie naszej firmy to zapewnienie bezpieczeństwa, ochrona mienia oraz osób przebywających na terenie obiektu. Nic zaskakującego, prawda? — zapytał lekko ochrypłym głosem.
Pokiwałam głową. Wszystko jasne.
— A bardziej szczegółowo to tak: na swojej zmianie byłaby pani odpowiedzialna za kontrolę dostępu osób do budynku lub wydzielonych stref. Na wszystkich piętrach używamy magnetycznych kart dostępu — Pokazał swoją, zawieszoną na granatowej tasiemce wokół szyi. Zauważyłam już, że cała SMOGPharma była urządzona w granatowo szarej kolorystyce.
CZYTASZ
To źle myślałeś
RomanceLena Ostasz nie ma w życiu lekko. Nie dość, że musi pracować całymi dniami, żeby zarobić na wymarzony kurs ochroniarski, to jeszcze opiekuje się chorą matką i ją utrzymuje. Dlatego gdy pewnego razu dostaje propozycję jednorazowego zarobku, za namową...