Im szybciej będę miała to durne zadanie z głowy, tym lepiej, więc jak tylko Banach opuścił mój samchod, ruszyłam do domu. Musiałam przecież wziąć najpierw coś, żeby zostawić w sypialni Smogorzewskiego. Padło na szczudła, bo do niczego mi nie będą potrzebne. Przy okazji wizyty w domu mogłam też podać mamie wieczorne lekarstwa.
Ze wszystkim uwinęłam się dość szybko. Patrząc na mamę śpiącą po lekach jak suseł pomyślałam, że robię to dla niej, co niezwykle dodało mi odwagi i pewności, że nie chcę i nie mogę się wycofać. Trzymając szczudła pod pachą zbiegłam na dół i wsiadłam do samochodu. Pod domem Smogorzewskich byłam po dwudziestu minutach. Zbliżała sie dziewiętnasta i wieczór już dawno spowił okolicę szarym, zimowym cieniem. Podeszłam do domofonu i nacisnęłam przycisk.
— Maria Wrzos. Słucham.
— Dobry wieczór. Przysłał mnie pan Adam, jestem pracownikiem SMOGPharmy. Mam dostarczyć przesyłkę do apartamentu pana Adama — powiedziałam, starając się brzmieć na pewną siebie i tego, co robię.
— Oczywiście. Juz otwieram...
W furtce mechanizm zabrzęczał, więc prędko popchnęłam ją i wskoczyłam na białe płyty odśnieżonego chodnika tuż za progiem. Rozejrzałam się wokoło. Zima skuła lodem cały ogród, a śnieg skrzył się w światłach lamp. Przy dachu gdzieniegdzie zwisały sople i wszystko wyglądało jak rodem z bajki o jakiejś lodowej krainie.
— Dobra, Arktosie, zaczynamy zabawę — mruknęłam pod nosem, a mój oddech zamienił się w srebrną mgiełkę.
Pewnym krokiem podeszłam do drzwi wejściowych, nacisnęłam dzwonek i zakryłam twarz szalikiem, żeby zarządczyni mnie nie rozpoznała. Na szczęście wyglądałam teraz całkowicie inaczej niż ostatnio, więc kiedy otworzyła drzwi, pokazałam jej swoją plakietkę z nazwiskiem i logiem firmy, nie wzbudzając w niej żadnych podejrzeń.
— Proszę... Niech pani wejdzie. Adam nic nie mówił, że kogoś dzisiaj przyśle — rzuciła przed ramię, bo już chyba wracała do swoich obowiązków.
— To nagła sprawa, zapewne nie zdążył pani poinformować...
Pani Wrzos zostawiła mnie w przedpokoju, a ja, zsunąwszy zaśnieżone buty na ociekaczu, ruszyłam w samych skarpetkach na górę. Nie miałam czasu szukać domowych kapci. I tak nie zamierzałam przebywać tam dłużej niż kilka minut. W tym czasie powinnam znaleźć coś osobistego, co należy do Adama i niepostrzeżenie wymknąć się z tym z rezydencji. Po drodze usłyszałam jakieś głosy dobiegające chyba z salonu i miałam nadzieję, że uda mi się wymknąć z budynku, zanim ktokolwiek prócz pani Wrzos odkryje moją obecność.
Dotarłam do odpowiednich drzwi i nacisnęłam klamkę. W sypialni było ciemno i cicho. Włączyłam kinkiety i rozejrzałam się. Gdzie by tu zostawić te szczudła... Dobra... Pod łóżkiem będzie w sam raz. Rzuciłam szpilki na zacieniony parkiet i ruszyłam do garderoby w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym zabrać. Szukałam i szukałam, ale niczego nie mogłam znaleźć w tej pachnącej pierniczkami świątyni pedanta. Same wyprasowane koszule i marynarki. Gdzie chowasz te cholerne krawaty, Arktosie? Wysuwałam po kolei każdą szufladę. No bokserki ani skarpety się nie nadawały, ale wyobraziłam sobie minę Jana Smogorzewskiego, jak w jego obecności oddaję synowi gacie. Parsknęłam śmiechem i w końcu znalazłam to, czego szukałam. Wzięłam z szuflady jeden ze zwiniętych w schludny rulon krawatów i wepchnęłam go do kieszeni bojówek. No i git, mission complete.
Czas się stad zabierać. Z uśmiechem ulgi rozsunęłam drzwi garderoby i stanęłam nieruchomo jakby ktoś rzucił na mnie zaklęcie mrożące. Poczułam się, jakbym przeżywała właśnie deja vu. Adam Smogorzewski we własnej osobie patrzył na mnie z niedowierzaniem pomieszanym z chęcią mordu w oczach. A ja co zrobiłam? Chyba najgłupszą, a zarazem jedyną rzecz, która wydała mi się przez chwilę racjonalna w tym całym absurdzie. Zerwałam się do biegu, jakby w ogóle ucieczka przed konsekwencjami mojej wieczornej eskapady była możliwa. Z tej sytuacji nie istniało już dobre wyjście. Przecież miało go tu nie być!
CZYTASZ
To źle myślałeś
RomanceLena Ostasz nie ma w życiu lekko. Nie dość, że musi pracować całymi dniami, żeby zarobić na wymarzony kurs ochroniarski, to jeszcze opiekuje się chorą matką i ją utrzymuje. Dlatego gdy pewnego razu dostaje propozycję jednorazowego zarobku, za namową...