13

14 3 0
                                    

Zgodnie ze słowami Lothara, następnego dnia rozpoczęła naukę z magiem Su. Spotkała go tylko trzy razy, jeśli można liczyć spotkanie podczas którego była odprowadzana przez niego do lecznicy. Wydawał jej się wtedy przystępnym młodym mężczyzną. Jednak dzisiaj się przekonała, że gdy wchodził w rolę nauczyciela, stawał się kimś zupełnie innym. Biła od niego powaga i mądrość. Emanował spokojem i czymś, czego nie potrafiła określić. Po prostu był jak jakiś wybitny profesor, albo nawet ktoś więcej.

Powoli tłumaczył jej ruchy, które powinna wykonywać. Nie należało to do najprostszego zadania, ponieważ czasami naprawdę nie potrafiła zrozumieć o co mu chodzi. Nie mogła również zobaczyć prezentowanych przez niego ruchów, o czym zdarzało mu się zapominać. Oboje jednak z ogromną dozą cierpliwości próbowali dać z siebie wszystko podczas tych lekcji.

Chiara była bardzo zadowolona ze swojego nauczyciela. Dzięki niemu mogła poszerzyć gamę swoich umiejętności. Chociaż zajmowało jej to sporo czasu, to już po dzisiejszej lekcji widziała pewien postęp. Nauczyła się kilku podstawowych ruchów, które mogła wykorzystać przy wielu kombinacjach podczas korzystania ze swojej magii.

- Jeśli uda ci się zrobić bicz, który poprzednio w ogrodzie ci się nie udał... - mówił Su. - Zabiorę cię na wycieczkę i zjemy coś słodkiego.

- To ma być kara czy nagroda? - zapytała, a on popatrzył na nią z dezorientacją, którą wyczuła. - Nie lubię słodyczy. Wolę słone rzeczy.

- Nie lubisz słodyczy, a jadłaś z Lotharem bezy?

- Skąd wiesz, że jedliśmy bezy?

- Syrenko, wszyscy o tym wiedzą. To była najgłośniejsza plotka od dłuższego czasu. Dosyć, że jedliście w najsłynniejszej cukierni, to jeszcze byliście tam sami. Uwierz mi to nie było byle co.

- Syrenko? Zresztą nieważne. Tak się starał tamtego dnia, że nie chciałam sprawić mu przykrości. Poza tym Wielki Kapłan...

Zatrzymała się w swojej wypowiedzi. Nie wiedziała ile mogła powiedzieć Su. Fakt, że wydawał się człowiekiem godnym zaufania, ale to go wcale takim nie czyniło. Mógł po prostu stwarzać takie pozory. Postanowiła więc nie mówić zbyt wiele, aby nie sprowadzić na siebie kłopotów.

Z tego co wiedziała, to magowie podlegali pod Wielkiego Kapłana. Był on ich zwierzchnikiem i pilnował porządku. Słyszała również, że niekażdemu władającemu magią się to podobało. Było tak ze względu na to, że podobno nie panował on nad żadnym żywiołem. Był pierwszym kapłanem, który tego nie potrafił. Nikt nie wiedział dlaczego. Plotki głosiły, że podobno podczas jednej z bitew zużył całą swoją moc i nie mógł jej już odzyskać. Wcześniej podobno panował nad wszystkimi żywiołami. Nikt jednak nie wiedział czy to prawda. Być może król znał prawdę i całą historię, ale dziewczyna nie czuła potrzeby go o to pytać.

- Spokojnie - powiedział Su. - Nie musisz mówić. Domyślam się o co chodzi. Mam w stosunku do tego człowieka podobne odczucia.

Nie odpowiedziała na to. Zamiast tego spróbowała wykonać bicz, jednak po raz kolejny skończyło się to niepowodzeniem i tym samym lekcja się zakończyła. Kolejna miała być dopiero jutro.

Oboje udali się w stronę pałacu. Ich treningi odbywały się w budynku znajdującym się niedaleko. Znajdowała się w nim sala ćwiczebna. To tutaj szkolili się żołnierze, ale także magowie. Mieli tutaj ogromne pole do popisu i doskonalenia swoich umiejętności.

Brunetka musiała przyznać, że w najgłębszych wyobrażeniach nie przypuszczała, że właśnie tak to wygląda. Spodziewała się raczej jakiś starodawnych modeli ćwiczebnych oraz lalek i manekinów, takich jak w filmach. Jednak tutaj wszystko było bardzo nowoczesne. Wiedziała, że jest tu elektryczność, bo w końcu miała lampy w pokoju, ale brak samochodów i telefonów komórkowych raczej przeczył postępowi i nowoczesnym technologiom. Jednak tutaj były roboty. Roboty! W dodatku były tak zwinne, jakby były żywymi ludźmi. Natomiast część dla magów wyglądała niczym rajski ogród. Wszędzie były strumyki, jeziorka i najróżniejsza roślinność. Była tym wszystkim zachwycona.

Zdecydowała, że gdy tylko spotka Lothara, musi go wypytać o to wszytko. W końcu skoro dysponowali takimi technologiami to mogliby wprowadzić wiele innych udogodnień w życiu codziennym. Telefon i komputer wcale nie byłyby takim złym rozwiązaniem, a była pewna, że ludzie, którzy zaprojektowali i wykonali tę salę, byliby w stanie stworzyć coś tak banalnego.

Su odprowadził ją pod drzwi komnaty. Pożegnał się z nią, a Xavier zajął swoje standardowe miejsce przy wejściu. Od kiedy się przy niej pojawił, nie odstępował jej na krok. Już powoli się do tego przyzwyczajała, ale nadal nie czuła się z tym w pełni komfortowo. W dodatku fakt, że on nie chciał z nią rozmawiać, trochę komplikował sprawę. Czułaby się swobodniej, gdyby się lepiej poznali.

Zajęła swoje ulubione miejsce w tym pokoju, czyli miękki fotel. Zazwyczaj tutaj spędzała najwięcej czasu. Elzna nauczyła ją plecionek, więc na tym spędzała większość czasu. Wyplatała najróżniejsze rzeczy: koszyki, serwetki, szaliki. Teraz chciała wykonać kocyk. Dostała niezwykle mięciutką włóczkę, która doskonale się na ten cel nadawała.

Dzisiaj jednak nie było jej dane zbyt długo zajmować się swoim nowym hobby, ponieważ do środka weszła jedna z pokojówek, która przyniosła jej dzbanek z herbatą z szałwi. Herbata ta była znakiem, że król jej oczekuje zaraz po wypiciu. Wybrał sobie dziwny sposób na powiadamianie jej o tym, jednak po raz kolejny postanowiła tego nie kwestionować. Powoli godziła się również z faktem, że większość rzeczy jest tutaj odbiegająca od normy.

Wzięła łyk herbaty i się skrzywiła. Była gorąca, ale nie to spowodowało u niej odrzucenie. Napój smakował zupełnie inaczej niż zawsze. Wzięła jeszcze jeden łyk i próbowała wyczuć, co się zmieniło. Nie potrafiła jednak tego zrobić. Zdecydowała, że nie będzie piła. Po prostu od razu uda się do króla. Nie wiedziała, jak zostanie to odebrane, ale zauważyła, że sporo łamanych zasad uchodzi jej na sucho, więc miała nadzieję, że w tym przypadku również tak będzie.

Idąc korytarzem zachwiała się. Miała dziwne uczucie w głowie. Zupełnie tak, jakby nie spała od kilku nocy. Było to absurdem, ponieważ na jakość i ilość snu nie mogła narzekać. Była zawsze wyspana. Jeszcze się nie zdarzyło, aby miała problemy ze snem, co było dosyć częste zanim tutaj trafiła.

Zatrzymała się na chwilę, aby ochłonąć i ruszyła dalej. Xavier stąpał za nią krok w krok. Uderzanie jego ciężkich podeszw o podłogę było nawet kojące, chociaz sama świadomość, że to będzie codzienność ją denerwowała.

Ponowne zachwianie. Strażnik podszedł do niej i złapał za przedramię, aby się nie przewróciła. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nigdy wcześniej tak się nie czuła. Zastanawiała się, czy to może być efekt zbyt dużej ilości zużytej magii. W końcu przed lekcją nigdy wcześniej nie używała jej aż tyle.

- Xavier odsuń się - usłyszała głos Lothara. - Myślę, ża zachowujesz się nieodpowiednio w stosunku do swojej przyszłej królowej.

- On mi pomógł - powiedziała, ale z jej ust na końcu wydobył się jakiś bełkot, którego sama nie zrozumiała.

- Co się dzieje? - zareagował natychmiast król i stanął w miejscu Xaviera, po czym się do niego zwrócił. - Wiesz coś na ten temat?

- Nie, wasza wysokość - odpowiedział twardym głosem. - Panienka jest taka od kiedy wyszła z pokoju. Na lekcji było wszystko dobrze. Nie zauważyłem niczego niepokojącego.

- W tej chwili idziemy do lecznicy - zadecydował blondyn i zaczął ją prowadzić w odpowiednim kierunku.

Jednak już po trzech krokach dziewczyna poczuła, że traci grunt pod nogami i upada.

CelirisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz