Rozdział 12.

2.3K 93 41
                                    

Pov: Lisa

Will jakby wiedział, o co chodzi, wciągnął mnie do swojego pokoju, posadził na łóżku i kazał czekać. Po chwili przyszedł z tabletką i szklanką wody. Wręczy mi dwie te rzeczy, w ja jak najszybciej połknęłam wręczony mi lek i skinęłam mu wdzięczna głową.

Najstarszy z braci mojego ojca położył się, gestem zachęcając, abym się przytuliła do jego boku. Gdy to zrobiłam, w sercu poczułam ogromne ciepło, które otuliło moje ciało jak miękki kocyk.

Pierwszy raz od bardzo dawna, poczułam się bezpiecznie. Ból ustąpił, a moje powieki z chwili na chwilę, stawały się cięższe. Po niedługim czasie odpłynęłam do krainy snów.

Pov: Will

Widząc, że mała zasnęła, przykryłem ją kołdrą. Wstałem i udałem się do pokoju Vince'a, zobaczyłem, że drzwi były lekko uchylone, ale Vince spał. Zapewne Lisa tu była, ale nie udało jej się go obudzić.

Zacząłem delikatnie szarpać za ramię brata, dopiero za piątym czy szóstym razem mi wyszło.

Vincent spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę 4:00. Było to około pół godziny przed budzikiem, Vince spojrzał na mnie pytająco.


– Twoja córka próbowała cię obudzić – w moim głosie było słychać lekki wyrzut. Wziąłem głęboki oddech.– Źle się czuła, teraz śpi u mnie w pokoju – dokończyłem wyjaśniać co i jak.

Minęło parę chwil, a doczekałem się odpowiedzi.


–Jakby coś się działo, to dzwoń– nakazał jak zwykle zimnym tonem. Mimo wszystko sądziłem, że mógł być dobrym ojcem, ale musiał się z tym oswoić. Było to też ciężkie dla reszty, bo w tak krótkim czasie, w ich życiu pojawiły się dwie dziewczynki. Z Hailie nie było takiego problemu, w końcu była tylko dwa lata młodsza od bliźniaków. Lisę natomiast z chłopakami dzieliły cztery lata.

Wróciłem do pokoju. Dziewczyna spała w najlepsze, dopiero teraz mogłem się lepiej przyjrzeć jej spokojnej twarzy.

Miała mały lekki zadarty nosek, na którym widniało parę piegów. Nos, jak i policzki, były zaróżowione, kolorem przypominały jej malinowe usta. Jej drobną twarzyczkę okalały ciemnobrązowe włosy, które wystawały z warkocza. Włosy bardzo kontrastowały z jej bladą cerą, bo były prawię czarne. Była bardzo podobna do Vince'a, nie tylko z twarzy, ale i z charakteru. Starała się nie okazywać emocji, nie podobało mi się to, bo z takimi ludźmi trudniej się dogadać.

Położyłem się obok niej, przytulając jej drobne ciałko do swojego. Po paru chwilach również odpłynąłem w objęcia Morfeusza.

                                 ***

Pov: Lisa

Siedziałam przed telewizorem owinięta w koc, wszyscy pilnowali, abym się nie wysilała. Jednak nie zmieniało to faktu, że było mi przykro. Było mi przykro, bo mój tata miał mnie w dupie. Mogłam nawet się upierać, a on i tak nic by sobie z tego nie zrobił. Podejrzewam jednak, że gdybym zrobiła coś niezgodnego z zasadami, to byłby pierwszą osobą, którą zwróciłaby mi uwagę, a nawet by mnie wziął na rozmowę.

Z kuchni dobiegł mnie podniesiony ton wujka Willa:


– Shane zanieś Lisie leki!– zwrócił się do milszego bliźniaka. Ten jak na zawołanie, pojawił się w progu salonu, a w dłoniach trzymał tackę ze szklanką wody i tabletkami. Nagle odezwał się Dylan, który razem ze mną oglądał film:


–O idzie nasz pan pielęgniarka!– wykrzyczał z teatralną radością, na co Shane przewrócił oczami i podał mi tackę. Posłusznie wzięłam leki, a następnie zwróciłam to, na czym jeden z bliźniąt przyniósł mi tabletki.

Cieszyłam się, że ich miałam, w końcu czułam się jak część rodziny. Czułam, że nie byłam sama.

_______________________________________
840 słów.

Hejka, powoli wracam do żywych, mam nadzieję, że rozdział się wam podoba i przepraszam za ewentualne błędy.
Mam nadzieję, że u was wszystko dobrze.
Miłego dnia/wieczoru/nocy🩵🩵🩵


||Jak wychował mnie deszcz|| Rodzina Monet|| KOREKTA||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz