Rozdział 19.

1.7K 83 21
                                    

Ferie zbliżały się wielkimi krokami i już dostałam zapowiedź, że jedziemy do Tajlandii. Ciekawe czemu akurat Tajlandia? No nie wiem. Nie byłam zbyt przekonana do wyjazdu. Siedziałam w bibliotece, rozglądając się za książkami, gdy błyszczący metal przykuł moją uwagę. Podeszłam bliżej i wyjęłam rzecz spomiędzy książek. Okazało się, że był to pistolet, ale nie jakiś zwykły. Co to, to nie. Był to Glock 45 generacji 5. I tu przejawiało się moje zainteresowanie bronią... Odłożyłam to cacko na miejsce i odwróciłam się, a tam... O kurde! Will stał za mną, cóż, czym prędzej uciekłam z pomieszczenia i zamknęłam się u siebie. Zajęłam się rysowaniem, następnie leniwymi piruetami, a na końcu puszczałam muzykę, cicho podśpiewując. Minęła godzina, może mniej, postanowiłam wyjść. A więc potupałam do salonu.


Siedziałam spokojnie, oglądając „Mulan", gdy moim oczom ukazał się pająk. PAJĄK!

- TATO, RATUJ! ON MNIE ZJE!!!- Wrzasnęłam przerażona, gdy pająk poruszył nogą.- NIE CHCĘ UMIERAĆ TAK MŁODO!- W moich oczach pojawiły się łzy. No moje szczęście przybiegł tata, a zaraz za nim Tony. Ojciec spojrzał na mnie politowaniem, a Tony zaśmiał się głośno.

W końcu starszy z braci Monet, podszedł do mnie i wziął mnie na ręce.

- Tony, zabij tego pająka.- Nakazał swojemu bratu, a ten wykonał polecenie. Dalej przyczepiona do taty niczym rzep, płakałam. Tym razem nie dlatego, że przestraszyłam się pająka, a dlatego, że Tony go zabił.

- Zabiłeś go...- wyszeptałam przez łzy. Mężczyźni posłali mi spojrzenia mówiące „O co jej chodzi?" .

- A co miałem z nim zrobić?- Głos Tony'ego był obojętny, ja za to patrzyłam na niego z widocznym wyrzutem. Nie musiał go zabijać, mógł go przenieść. Jest agresywny...

- Zanieść na zewnątrz — wymamrotałam, pociągając nosem. Tony rzucił pod nosem ciche „Boże". Nie chciałam się odczepić od taty, więc on poszedł ze mną na rękach do swojego gabinetu. W nim (razem ze mną na kolanach) zajmował się papierami.


Nie mam pojęcia, ile siedziałam przytulona do taty. Z czasem, zaczynałam się robić senna, moje powieki były bardzo ciężkie. Mocnej wtuliłam się w ciepłe ciało ojca. On poruszył się lekko na krześle, zadałam głowę do góry. Złapaliśmy kontakt wzrokowy i może mi się zdawało, ale jego oczy zdawały się mniej surowe niż zazwyczaj.

- Coś się stało?- jego głos był o wiele łagodniejszy- Córciu?- Gdy tak mnie nazwał, to przysięgam, że prawie się posikałam ze szczęścia. Dotarł do mnie fakt, że mimo nieprzyjemnych sytuacji i tego, że było mi ciężej niż kiedykolwiek, było warto. Było warto, bo pokochałam ich.

||Jak wychował mnie deszcz|| Rodzina Monet|| KOREKTA||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz