18.

25 4 0
                                    

Nasiona leżały w doniczce, otoczone wilgotną ziemią. Na blacie leżało pudełko z maścią. Wokół panował półmrok, słońce powoli wschodziło. Grupa nastolatków spała na podłodze, mimo wcześniejszego ustalenia wart.

Jako pierwszy obudził się Strzała. Wstał z paniką i rozejrzał się wokół. Nikogo nie brakowało, Żądełko leżała obok niego, Jet na posłaniu, a Lee na Jecie, w takiej pozycji, jakby zasnął podczas leczenia.

Drzwi dalej były zamknięte, nie było śladów obecności kogoś obcego. Czarnowłosy odetchnął z ulgą i podszedł do kuchenki, gdzie zapalił ognisko.

Nie czekał długo, by woda się zagotowała. Już miał zalać liście herbaty, kiedy wybudził się Lee.

— Co ty robisz? — zapytał go oburzony, powstrzymując nastolatka. — Nie tak się robi herbatę!

W ułamku sekundy chłopak znalazł się obok przyjaciela i powstrzymał wodę przed bliskim spotkaniem z liśćmi. Usiadł na stołku, ciężko oddychając i otarł pot z czoła. Strzała popatrzył na niego głupio, po czym zerknął, czy nikt inny się nie obudził.

— Pracuję w herbaciarni, trochę się nauczyłem od pana Mushiego — wyjaśnił szeptem Lee. Dopiero po chwili do niego dotarło, jaki był głośny. — Właśnie, muszę się zbierać do pracy…

— Co ty gadasz, przecież wojna dostała się do miasta!

— Nie zwolni mnie to z płatności — odpowiedział chłopak, po czym zaczął się pakować. — W szufladzie obok ciebie są moje napiwki, kupcie coś do jedzenia. Za godzinę posmaruj siniaki Jeta. Czy coś jeszcze… — Lee stał już przy drzwiach, gotowy do biegu przez Ba Sing Se. — Już możesz zalewać herbatę.

Nastolatek szedł w stronę Jaśminowego Smoka, udając, że nie widzi patroli żołnierzy Kraju Ognia. Nie chciał się nawet zastanawiać, dlaczego Dai Li nie rozpoczęli walki obronnej.

W środkowym okręgu widać było efekty przybycia okupanta. Wielu cywili stało na ulicach z własnym bagażem, kiedy ich domy były zajmowane przez nowych lokatorów. To samo za niedługo miało spotkać pierścień dolny.

Lee szedł pospiesznie, aż nie usłyszał na ulicy znajomego głosu. Przystanął, a krew się w nim zagotowała.

To nie mógł być on. Powinien przecież siedzieć w Omashu.

— Kapitanie! Tu mają zapasy wina! — krzyknął jeden z żołnierzy do mężczyzny przez co ten odwrócił się w stronę Lee.

Nastolatek nigdy nie uciekał tak szybko.

Zatrzymał się dopiero w herbaciarni, która, ku jego zaskoczeniu, była zamknięta i pusta. Otworzył drzwi, a w środku zobaczył przybitą do nich kartkę.

Na szybko przeczytał treść, po czym opadł na ziemię, załamany. Mushi z synem zostali aresztowani i musieli opuścić Ba Sing Se. Zostawili Jaśminowego Smoka pod opieką maga wody, który teraz był o krok od płaczu.

Z drżącymi rękami Lee zaczął wyciągać z magazynu liście herbaty. Przystawił krzesła do stołów, porozstawiał ozdoby, jak zawsze były. Ot, namiastka codzienności, której zmiana wciąż zdawała się do chłopaka nie dochodzić.

Dostawa jedzenia nie dotarła. Nie miał żadnych deserów do zaoferowania z herbatą.

Mimo to, założył na siebie robocze ubranie, po czym poszedł otworzyć drzwi dla klientów.

Plusy bogatej dzielnicy były spore. Po pierwsze, ruch był minimalnie mniejszy. Lee odczuwał brak reszty pracowników, ale dalej krążył między stolikami, próbując jak najlepiej serwować. Nawet usłyszał pochwałę, że jego herbata jest tak dobra, jak szefa. Po drugie zaś, żołnierze jeszcze nie odważyli się spenetrować górnego pierścienia. Na to też przyjdzie czas, ale Lee jeszcze nie wiedział, kiedy.

Czarnowłosy wyznaczył sobie wyjątkowo wyższą dniówkę. Spakował swoje rzeczy do torby, zamknął herbaciarnię i ruszył dalej spełniać swoje obowiązki. Musiał uzgodnić z dostawcą, co zrobią w czasie okupacji.

— Oby tylko kapitan mnie nie znalazł… — szepnął do siebie, przechodząc przez ulicę, w której wcześniej słyszał jego głos.




***
Mam nadzieję, że się spodobało.
Pozdrawiam z podłogi - Dywan.

Sól, Pieprz I Mocne Wrażenia |Jet x OC|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz