10.

34 7 2
                                    

Praca do łatwych nie należała, ale atmosfera, jaką roztaczał Mushi, jak i zarobki, motywowały Lee do starania się bardziej, niż musiał. Może herbata przez niego zaparzona nie była tak dobra jak właściciela, ale nie przeszkadzało mu to w zdobywaniu popularności wśród klientów. Podczas podawania herbaty dodawał różne sztuczki magii wody. Dla zakochanych układał parę w serduszka, a dzieci ratował przed poparzeniem.

Syn Mushiego, również Lee, prezentował się teoretycznie najsłabiej. Był lekko sztywny i wydawał się wiecznie niezadowolony. Chyba to sprawiło, że tyle dziewcząt prosiło, by to on je obsłużył. Przynajmniej kiedy nie myliły go z magiem wody. 

Mushi dostawał przez to pochwały, że dobrze wychował synów, albo pytania, jak ich nie myli. No cóż, swojego syna rozpozna wszędzie. Tak przynajmniej odpowiadał sobie w myślach Lee, starając się nie podsłuchiwać. 

Syn Mushiego poszedł na przerwę, na którą, szczerze mówiąc, zasługiwał po wizycie dużej grupy nastolatek. Lee usłyszał coś o sekretnym składniku herbaty, czyli miłości. I nagle drzwi się otworzyły. 

Wszystkie pary oczy zwróciły się w stronę nastolatka ze źdźbłem w ustach. 

— Mam dość czekania! — powiedział, po czym wskazał palcem na Lee i jego szefa. — Ta dwójka to magowie ognia! 

Jakby podkreślić znaczenie swoich słów, wyciągnął długie haki i stanął w pozycji gotowej do ataku. 

Staruszek zdziwiony spojrzał to na niego, to na chłopaka obok siebie. Gdyby jego bratanek tu stał zamiast Lee, pewnie by się tak nie martwił. Ale nie wiedział, czy ten Lee umiał walczyć. 

— Wiem, że są magami ognia! Ten starzec grzał napar! 

— No tak, prowadzi herbaciarnię — odezwał się jeden z klientów. Obcy rzucił mu takie spojrzenie, że mężczyzna schował się w sobie. — Ogarnij się, chłopcze. 

Nastolatek zrobił kilka kroków w ich stronę. Lee zrobił szybki ruch ręką i zielona herbata, jaka była wcześniej w filiżankach, lewitowała przed twarzą czarnowłosego. On sam wyglądał, jakby był gotów poświęcić swoją ciężką pracę, jaką poświęcił na przygotowanie napoju, byle tylko wygonić nieproszonego gościa. 

Brunet puścił haki. Padł na kolana, jakby w szoku. 

Wtedy do środka wbiegli Żądełko i Strzała. Stanęli między herbaciarzami i swoim przyjacielem, po czym sami posłali sobie pełne zdziwienia spojrzenie. 

Zielona herbata wróciła do filiżanek, a Lee odetchnął z ulgą. Podobnie Mushi. 

— Więc już poznałeś naszego przyjaciela, Jeta... — powiedziała dziewczyna, zawstydzona okolicznościami spotkania. 

Wymieniony chłopak zebrał swoje rzeczy, po czym wstał. 

— Przepraszam — powiedział ze spuszczoną głową, po czym z niesmakiem wyszedł. Tuż za nim podreptała jego banda. Zatrzymał się jeszcze przy drzwiach, by powiedzieć ostatnią rzecz. — Dzięki za obiad. Tylko nie bój się bardziej doprawić. 

I wyszli. Lee upadł na ziemię, oddychając głęboko. 

— Jak się wystraszyłem! — powiedział, kiedy kilka osób zaczęło do niego podchodzić, by sprawdzić jego stan. 

— Mogłem nie iść na przerwę. Użyłbym tych szabli — odezwał się drugi Lee, zwracając na siebie uwagę. Wskazał głową na "ozdobę", po czym podszedł do nastolatka. — Lepiej ty idź na przerwę, za słaby jesteś. 




***
Mam nadzieję, że się spodobało.
Pozdrawiam z podłogi - Dywan.

Sól, Pieprz I Mocne Wrażenia |Jet x OC|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz