Rozdział 7

49 3 0
                                    

Wpadając z powrotem do centrum dowodzenia, Hux uniósł wysoko brodę. 

Wiedział, że teraz faktycznie statek należał do niego. Że to on dowodził, bez względu na wszystko. Był odpowiedzialny za każdą jedną osobę na okręcie. I nie zamierzał zawieść. 

Nie mógł jednak zrobić żadnego kroku w przód, bo prawie wpadł na porucznika Rodinona, który stał zaraz po drugiej stronie śluzy. Hux zmierzył go zaskoczonym spojrzeniem, nie komentując jego postawy. Bo mężczyzna, widząc dowódcę, nagle wyprostował się niczym struna, stając na baczność. I wciąż blokując przejście. 

- Kapitanie - mruknął tylko dziwnie spiętym głosem. 

- Planowałeś opuścić stanowisko?- Hux szybko połączył fakty. I choć zapytał wprost, to nie otrzymał odpowiedzi. Przynajmniej nie od oficera.

- Twierdził, że ty to zrobiłeś, więc namawiając innych do ucieczki, sam próbował zwiać - wyjaśniła Phasma tak zimnym głosem, że Rodinon głośno przełknął ślinę, wciąż jedynie stojąc i wpatrując się w rudowłosego Kapitana przed sobą. 

A Hux, słysząc słowa blondynki w chromowanej zbroi, znów skupił się na oficerze i obrzucił go takim spojrzeniem, że drugiego mężczyznę zemdliło z nerwów. 

- To zakrawa o zdradę, poruczniku. Nie zapomnę o tym zaraportować. A teraz szczerze radzę zejść mi z oczu i wracać na stanowisko - pomimo prywatnej urazy, głos Armitage'a pozostał zimny i skupiony. W końcu nie mógł pokazać, że dogłębnie wkurwiło go postępowanie Rodinona. A tym bardziej to, w jakim świetle go postawił. Bo to Terec uciekał. Nie Hux. Jednak poczynań Admirała nikt nawet nie kwestionował. 

Żenujące. 

Rodinon prawidłowo uznał, że to moment, w którym powinien bez słowa odwrócić się i z przeświadczeniem, że wszyscy umrą, wrócić na stanowisko. Dzięki temu rudy Kapitan twardym krokiem wszedł w głąb pomieszczenia, skanując innych oficerów czujnym spojrzeniem. 

- Kapitanie Phasma, zadysponuj minimalną ilość żołnierzy do pilnowania kapsuł ratunkowych. Nie chcę więcej słyszeć o dezercji na tym statku - rozkazał, ufając, że kobieta go zrozumie. 

A gdy blondynka przytaknęła, Hux zwilżył lekko wargi, następnie głośno gwiżdżąc, dzięki czemu na nowo zwrócił na siebie uwagę wszystkich pracowników mostka. 

- Zapraszam Praktyków do mnie - oznajmił donośnie, dzięki czemu kierownicy wszystkich sekcji centrum dowodzenia stanęli w rzędzie przed Kapitanem.- W jakiej pozycji znajduje się Colossus?- zadał pierwsze pytanie.

- Za nami są wrogie jednostki, przed nami pół parseka zanieczyszczeń kosmicznych ze zniszczonej bazy, sir - odpowiedział podoficer Wal, Praktyk loży obserwującej okolice statku. 

- Jesteśmy w stanie bezpiecznie przez nie przelecieć?

- Przez nie? Do przodu?- zapytał major Datoo, upewniając się, że dobrze zrozumiał Kapitana. W końcu, całkiem niedawno kazał się z nich wycofać.

- Tak - potwierdził Armitage.

- Jeśli polecimy bardzo wolno, powinniśmy być w stanie utrzymać temperaturę ogniw paliwowych na odpowiednio niskim poziomie. Ale poszycie okrętu na pewno zostanie w większym lub mniejszym stopniu uszkodzone.

- Jak w ogóle podczas ataku, więc nie ma co na to patrzeć. I tak nie wyjdziemy z tego bez szwanku - skomentował któryś z Praktyków.

- Błędne założenie - stwierdził Hux, patrząc w ziemię i analizując sytuację. Wiedział, że przez osłabione generatory już kilka razy faktycznie oberwali. I już pomijając możliwość spowodowania kolejnego, wewnętrznego uszkodzenia, które tym razem przez niesprawne osłony mogło by doprowadzić do dekompresji, to równie intensywnie zastanawiał się nad żywotnością swoich anten nadawczych. Bez sprawnej komunikacji, szybko przegrali by bitwę.- Kapitanie, czy twoi piloci będą w stanie ubezpieczyć nasze anteny na czas przelotu przez te zanieczyszczenia?- skracając ułamki sekund swoich myśli w jedno zdanie, mężczyzna spojrzał na Phasme.

Problem || SWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz