Rozdział 4

50 3 0
                                    

Phasma była urodzoną wojowniczką. Dosłownie, urodziła się na planecie, gdzie każda chwila była walką o przetrwanie, więc trudno było ją w jakikolwiek sposób wyprowadzić z równowagi. Nigdy nie bała się też śmierci, była jej zbyt bliska.

Mimo wszystko, stojąc na mostku i rozumiejąc, że widzi za wizjerami coraz większą ilość dryfujących w przestrzeni ciał poległych funkcjonariuszy, zrobiło się jej w jakiś sposób dziwnie. Głównie przez to, że nie miała okazji za nich walczyć. Gdy została żołnierzem Najwyższego Porządku, nie miała jeszcze sytuacji, w której trafiłaby na miejsce po wszystkim

Ale musiała to przyznać Ruchowi Oporu, faktycznie mieli rozmach. Zniszczenie całej Bazy Operacyjnej... To faktycznie było coś.

- Nadajcie sygnał o pełnej mobilizacji, podnieście osłony, przeskanujcie przestrzeń w poszukiwaniu jakichkolwiek form życia, poszerzyć zakresy radarów...- Hux wydawał rozkazy odpowiednim działom, widocznie szybciej radząc sobie z zaistniałą sytuacją, niż Admirał. 

Phas wiedziała, że nie zostanie pominięta, więc cierpliwie stała i czekała na dalsze wytyczne, podczas gdy oficerowie wykonywali coraz to kolejne zadania wydawane przez rudego Kapitana. 

Nagle do jej uszu dobiegło donośne, potrójne dudnienie ostrzeżenia załogi statku. I nie przejęła by się tym, w końcu sama słyszała, jak Hux wydał rozkaz sygnału mobilizacji. 

Z tym, że ta kombinacja dźwięków nie była znakiem do mobilizacji. A alarmem bombowym.

- Kto to nadał?- równie zaskoczony Hux rozejrzał się po mostku, jednak nikt nie był w stanie odpowiedzieć mu na to pytanie. 

A potem cały krążownik owładnęła fala uderzeniowa, po której centrum dowodzenia skąpało się w ciemności. 

Wszystkie systemu padły. 

Trwało to tylko chwilę, bo praktycznie od razu załączyły się generatory awaryjne, jednak to wystarczyło, by wśród oficerów zapanował popłoch. 

- Co się dzieje na tym statku?!- Phasma spojrzała na Admirała zza wizjera hełmu.

No tak. Krzyczenie na przełożonych, gdy samemu nie było się w stanie opanować sytuacji było totalnie w stylu imperialnych. 

Phasma nie przepadała za swoim dowódcą. Był zbyt nieprzewidywalny, niechlujny i pyszny. Szczerze miała ochotę zabić go już tak piętnaście razy, ale nigdy nie miała ku temu dostatecznych okoliczności, które odsuwały by od niej podejrzenia. 

- Pokład czwarty na wysokości sterowni został wysadzony - zaczął raportować jeden z zaaferowanych oficerów, przełączając konsolę między polami.- Osłony tracą moc, spada ciąg silników...

- To zrestartuj system, sterownia, nawet uszkodzona, nie wpłynęłaby...

- Nieprawda - Admirał przerwał komentarz oficera artyleryjnego.- Jeśli wybuch był wystarczająco duży, mógł zniszczyć przewody przesyłowe między pokładami. 

Dla Huxa było to oczywiste. 

- Phasma!- kontynuował Terec, zwracając się do stojącej nieco dalej kapitan.- Zwołaj dowódców swoich brygad w sali odpraw, zadysponuj ich do zabezpieczenia miejsca wybuchu, obrony pokładu, a pilotów wyślij na rozeznanie.

- Admirale - Armitage użył cichego tonu, by zwrócić uwagę tylko dowódcy.

- Nie teraz - warknął na niego starzec, ruszając ku śluzie wyjściowej.

Hux nienawidził udzielać rad Terecowi, nie tylko przez jego podejście, ale i dlatego, że po prostu życzył mu źle i każdy jego błąd był małym zwycięstwem rudowłosego. Ale teraz musiał schować swoją zawiść gdzieś głębiej, rozumiejąc, że tym razem każda pochopna decyzja dowódcy mogła kosztować go życie. A nie zamierzał ginąć na cudzym okręcie, nieważne, z jakich powodów. 

Problem || SWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz