Na komisariacie panowała gęsta atmosfera. Szeryf Ben, zdenerwowany zawołał do gabinetu swoich podwładnych - Petera i Lucasa. Mężczyźni już czuli, co może za chwilę nastąpić. Stanęli niepewnie przed mężczyzną i w milczeniu spuścili wzrok. Ben wyprostowany jak struna, podszedł wolnym krokiem w ich stronę. Stanął przed nimi i przez chwilę się im przyglądał, po czym znienacka uderzył jednego i drugiego, krzycząc tak głośno, że aż krtań była rozedrgana.
- Wy debile! Jak mogliście tak spierdolić to?! Mieliście ją usunąć po cichu! A wy co? Tak po prostu poderżnęliście jej gardło! Teraz muszę po was sprzątać...
- Proszę wybaczyć. - powiedział wręcz bezgłośnie jeden z nich.
- Całe miasteczko huczy, że ktoś zamordował kobietę w jej własnym domu! I kto powinien za to odpowiedzieć?! Jeśli nie złapiemy sprawcy, ludzie oszaleją! - szeryf wywalił wszystko z biurka.
- Znajdziemy jakiegoś kozła ofiarnego. Proszę się nie martwić. - zapewnił Peter.
- To już wasza w tym głowa. Nie dość, że mam tyle na głowie to jeszcze to. Mogliście ją chociaż otruć! Że też musiała was widzieć ta smarkula!
- Jej też mamy się pozbyć? - spytał Lucas.
- Oszalałeś matole?! Głowę by mi urwał! Choćbym chciał, to nie mogę. Rozwiązałoby to większość problemów, ale nie mogę póki on nie da znać. - szeryf chodził w tę i tamtą. - Jesteście pewni, że ta Aria nic nie wie, nie domyśla się?
- Nie mamy pewności... - odparł Lucas.
- Jak to nie macie pewności? - na te słowa, Ben dostał szału. - Nie dość, że nie zdążyliście zniszczyć tego listu od starej wiedźmy, to jeszcze to, że ta smarkula może coś wiedzieć...
Wziął krzesło w ręce i zaczął nim uderzać o Lucasa. Mężczyzna zwijał się z bólu na podłodze, kiedy szeryf uderzał go po kręgosłupie i głowie.
W pewnej chwili, w szczycie furii, szeryf wyciągnął pistolet i wymierzył w Petera. Mężczyzna z przerażeniem cofnął się, ale dalej była już tylko ściana. Podniósł ręce do góry i zaczął przepraszać, podczas gdy jego kolega leżał na podłodze zakrwawiony i jęczał z zadanych ciosów.
- Może się was pozbędę... Znajdę nowych, co za te pieniądze do piekła skoczą, a przede wszystkim nie schrzanią roboty! - przyłożył broń do czoła Peterowi.
Pewnie by strzelił, gdyby nie telefon. Odłożył broń i wziął do ręki komórkę. Spojrzał na wyświetlacz i pobladł. Głośno przełknął ślinę, a po chwili odebrał.
- Tak. Rozumiem. Proszę się nie martwić, wszystko załatwimy. Mhm... - mówił spokojnym, opanowanym głosem.
Jego pracownicy mogli odetchnąć z ulgą. Peter pomógł stanąć Lucasowi i oboje zniecierpliwieniem czekali na to, co powie szeryf, gdy skończy rozmawiać.
- Dobrze, wyśle chłopaków. Dziękuję, pozdrawiam i do usłyszenia. - mówiąc to, Ben się rozłączył.
Dopiero gdy odłożył telefon, kolory na jego twarzy wróciły do normy. Schował z powrotem pistolet i już dużo spokojniejszy podszedł do swoich pracowników.
- Macie pilnować Ari. Sprawdzać co robi, z kim się spotyka i najważniejsze, czy nie zaczyna czegoś się domyślać. - powiedziawszy to, szeryf otworzył drzwi, wyrzucając Petera i Lucasa. - zaczynacie od teraz, jak tylko coś wyda się wam podejrzane, dajcie znać. No i nie dajcie się złapać, bo kolejny raz nie wybaczę.
Mężczyźni kiwnęli głowami i natychmiast opuścili komisariat.***
W tym samym czasie gdy szeryf głowił się i troił jak zatuszować sprawę pani Calighan, a Aria była w pracy, Eric wraz z Marcusem siedzieli w magazynie sklepu budowlanego.
- Aria przeżyła szok. Musiałem z nią do rana siedzieć, bo zasnąć nie mogła.
- No w końcu nie często się spotyka zarżniętych ludzi. - stwierdził Marcus, popijając piwo. - Czemu pozwoliłeś jej tam wrócić skoro wiedziałeś, że i tak zostanie zamordowana?
- A co do jasnej cholery miałem zrobić?! Powiedzieć nie zabiorę cię, bo pewnie już nie żyje? Bo pozwoliłem jej zginąć? - oburzył się Eric.
- Mam lepsze pytanie, dlaczego pozwoliłeś jej zobaczyć te zdjęcia? Gdyby nie to, to ta babka by żyła, a twoja laska nie miałaby zrytej psychy.
- Nie wiem, no... Uznałem, że powinna wiedzieć. To jak mówiła o swojej siostrze...
- Eric ja pierdole, przez twoje rozczulanie się, sprawy trochę się skomplikowały. Do tego wciągnąłeś w to bagno swoją lale.
- Ona ma imię. Poza tym Aria chcąc czy nie chcąc, już od dawna jest w to wciągnięta. Tyle że teraz zacznie to dostrzegać.
Marcus nie mógł słuchać. Na jednym wdechu opróżnił pozostałą część piwa i otworzył kolejne.
- Eric ciebie popierdoliło. Przecież ona miała wyjechać na studia, załatwiłeś jej nawet to, że się dostała. A teraz co... Myślisz, że po tych zdjęciach opuści to zasrane miejsce i zostawi w spokoju tą sprawę?
Eric cały poczerwieniał ze złości. Siedząc, zaczął tupać nogą i bawić się rękami.
- Dobra masz rację, schrzaniłem. - rzekł mężczyzna.
- I co teraz planujesz zrobić? Pomożesz odkryć resztę kart z jej życia? Czy będziesz walczył, by niczego więcej się nie dowiedziała, opuściła miasteczko, a może zostawisz ją w spokoju? - spytał z zaciekawieniem Marcus.
- Kurwa Marc... Nie wiem. Wiem tylko, że nie chcę by coś się jej stało. - przejechał dłonią po włosach, przeczesując je w tył.
- No i nie tylko. Wiesz też i ja to wiem, że odejść jej nie pozwolisz, bo coś do niej czujesz. Być z nią z tym twoim planem też słabo... No nie zazdroszczę ci chłopie. - mówiąc to, Marcus wstał i poklepał Erica po ramieniu, po czym wziął jeszcze jedną butelkę piwa i wyszedł, zostawiając Erica samego z jego myślami.***
Było ciemno i zimno. Wiatr szeleścił liśćmi, a lekko kropiący deszczyk dodawał wilgoci. Aria wracała z drugiej zmiany. Szła opustoszałymi ulicami Magnolia Springs. W pewnej chwili coś usłyszała. Obróciła się za siebie, ale nikogo nie dostrzegła. Szła więc dalej, dopóki nie zauważyła jakiegoś cienia. Ponownie zajrzała za siebie, ale cień zniknął. Przeszedł po jej ciele dreszcz. Wzdrygnęła się i zaczęła przyspieszać kroku. Czuła czyjąś obecność. Jej wyobraźnia zaczęła działać na największych obrotach. W sumie po ostatnich zdarzeniach, nie było w tym nic dziwnego. Dziewczyna przestała się czuć już bezpiecznie w tym małym miasteczku w Alabamie.
Idąc coraz szybciej miała wrażenie, że słyszy czyjeś kroki. Natychmiast wyciągnęła telefon i zadzwoniła po Erica, który odebrał dopiero za drugim razem.
- Nie rozłączaj się, już jadę. - powiedział.
Już po niespełna dziesięciu minutach był przy parku, gdzie czekała na niego Aria. Dziewczyna pośpiesznie wsiadła do auta i dopiero wtedy odetchnęła z ulgą.
- Jesteś cała roztrzęsiona. - stwierdził Eric, patrząc na nią.
- Ja... No boję się, nie wiem czego, ale boję się. - mówiła z rozedrganym głosem.
- Spokojnie, jestem tutaj. Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. - położył dłoń na jej zimnym policzku. - Teraz zabiorę cię do domu.
Już po kilkunastu minutach byli pod domem dziewczyny. Ari spojrzała na drzwi i nie spieszyła się, by opuścić samochód. Siedziała i spuściła głowę. Widząc to, Eric od razu spytał co się dzieje. Aria podniosła głowę, zaczesała kosmyk włosów za ucho i odchrząknęła, mówiąc:
- Trochę mi głupio prosić, ale mógłbyś zostać u mnie na noc? Nie chcę być sama... Oczywiście zrozumiem jeśli...
- Nie ma problemu. - roześmiał się.
Wysiedli z auta i weszli do domu.
- Czuj się jak u siebie, rozgość się. Ja pójdę wziąć prysznic i zaraz wracam. - oznajmiła Ari.
- W sumie jestem tu na tyle często, że już się czuję jak u siebie. - stwierdził, otwierając lodówkę.
Aria tymczasem poszła na piętro ogarnąć się, podczas gdy Eric przygotował kolację. Zrobił spaghetti i nalał wina. Potem ładnie nakrył do stołu i czekał na dziewczynę.
Aria w końcu zeszła na dół niepewnym krokiem. Zajrzała do kuchni w której przebywał Eric i nie mogła uwierzyć w to, co widzi.
- Czuję się teraz niezręcznie. - odparła, rumieniąc się.
- Czemu? - spytał mierząc ją od stóp do głów.
- Taka wykwintna kolacja i ty tak dobrze ubrany, a ja ręcznik na głowie i rozciągnięta piżama. - stwierdziła. - To średnio pasuje do tego obrazka.
- Myślę, że my do siebie lepiej pasujemy, niż wino do spaghetti, które podałem. - roześmiał się, prezentując swoje dołeczki.
Aria delikatnie parsknęła, po czym usiadła obok Erica. Zanim zdążyła powiedzieć smacznego, jej talerz już świecił pustkami. Potem na raz opróżniła kieliszek wina.
-Chyba jestem niezłym kucharzem. - rzekł mężczyzna.
-Po prostu byłam bardzo głodna. - mówiąc, to oboje buchnęli śmiechem. - Dobrze to ja posprzątam.Aria wstała i zabierając puste naczynia przepłukała je, a potem wsadziła do zmywarki. Eric w tym czasie poszedł do łazienki. Kiedy wrócił zastał dziewczynę śpiącą na kanapie w salonie. Podszedł do niej i przeniósł ją delikatnie, do pokoju na rękach.
Szybko zasnęła zmęczona, ale ta noc nie należała do spokojnych. Dziewczynę oblały zimne poty, zaczęła cała się trząść i krzyczeć przez sen. Łzy zalały twarz, a koszmary nie odchodziły. Eric usiadł na skraju łóżka, ocierając jej twarz, drugą dłonią trzymał jej rękę. W ten sposób oboje byli w stanie przetrwać tą długą noc.
CZYTASZ
"Zanim Cię Ocaliłam"
De TodoAria to dwudziestodwuletnia młoda kobieta, która od skończenia liceum ciężko pracuje jako kelnerka, by zarobić na studia i utrzymanie rodziny. Niestety nie jest to łatwe, gdyż ojciec alkoholik stara się jej odebrać każdy ciężko zarobiony grosz. Jedn...