2 tygodnie później...
Eric układał puszki z farbami, na dużych metalowych pułkach. Każdy dźwięk telefonu sprawiał, że mężczyzna wręcz podskakiwał.
- Co się chłopie z tobą dzieje ? - spytał pracownik.
- Nic. - odpowiedział lakonicznie.
Facet podszedł bliżej Erica i spoglądał na niego podejrzliwym wzrokiem.
- Chodzi o kobietę. - stwierdził mężczyzna.
-Marcus daj spokój. - wzrok miał rozbiegany, po puszkach z różnymi kolorami i odcieniami.
W pewnej chwili mężczyźni usłyszeli dzwoneczki, zawieszone nad drzwiami wejściowymi, sugerujące, że ktoś właśnie wszedł do sklepu.
- Dzień dobry! - zawołał znajomy głos.
Eric aż się wzdrygną, po czym natychmiast wręcz wybiegł z magazynu.
- O, Ari! - powiedział, zaskoczony. - Myślałem, że zadzwonisz... W sumie to lepiej, że przyszłaś.
- Mógłbyś mi dać jakieś gwoździe, wiertarkę i farbę do drewna? - spytała, podchodząc do lady.
Mina Erica była bezcenna. Na twarzy malowała się radość i pewien zawód, że przyszła w innym celu niż myślał.
Nagle z magazynu dobiegł głośny śmiech. Aria spojrzała na uchylone drzwi, a potem na Erica, któremu zrobiło się głupio.
- Zaraz przyniosę, poczekaj chwilę. - pomknął do magazynu.
Mężczyzna przybrał grobową minę i porażał wzrokiem swojego pracownika, który ewidentnie miał ubaw z tej sytuacji.
- Wyobraziłem sobie twoją minę, kiedy okazuje się, że ta na której czekasz wiadomość, przychodzi, ale nie do ciebie tylko po gwoździe i wiertarkę. - nie mógł powstrzymać karuzeli śmiechu.
- Spieprzaj! - Eric uderzył go po ramieniu.
Mężczyzna zabrał wszystkie potrzebne rzeczy i zapakował je, po czym przyniósł dziewczynie.
- Coś jeszcze? - dopytał, widząc skupioną twarz Ari.
- Nie, to tyle. Ile place? - wyciągnęła portfel.
- Robisz jakiś remont? - chciał pociągnąć rozmowę.
- Skoro ojca nie ma, to trzeba wziąć się za dom. - odpowiedziała, spoglądając na kilka banknotów, wystających z portfela.
- Może mogę ci jakoś pomóc ? - zaproponował z tym swoim seksownym uśmiechem.
- Fajnie by było, ale nie chcę cię wykorzystywać. Poza tym dzisiaj jeszcze idę do domu Steve'a. - dodała.
- To zrobimy tak, że Marcus przejmie moje obowiązki, pojedziemy teraz do domu Steve'a, a potem zrobię co trzeba w twoim domu. - odłożył zapakowane rzeczy na bok.
Pracownik wychodzący z magazynu, aż ocierał łzy ze śmiechu. Eric swoim spojrzeniem, zdążył go zamordować co najmniej kilkanaście razy. Jednak przestał, kiedy zauważył uśmiech na twarzy Ari, której udzieliła się ta pozytywna energia. Wysoki, kościsty, o blond włosach związanych w kucyka facet, podszedł do dziewczyny by się z nią przywitać.
- Jestem Marcus, kolega i pracownik Erica. - krzywił twarz, od powstrzymywania śmiechu.
Dziewczyna podała mu rękę i sama się roześmiała. W końcu Eric wyszedł zza lady, ubrał kurtkę i zasygnalizował, że to czas by już iść.
- A zakupy? - zapytała.
- Nie będą nam potrzebne, szkoda twoich pieniędzy. Najpotrzebniejsze rzeczy mam w bagażniku. - odpowiedział, otwierając drzwi i wypuszczając nimi pierwszą Arie.
Marcus pomachał im na pożegnanie, a potem przejął obowiązki szefa.
Eric otworzył bagażnik i pokazał, że wszystko co potrzebne to tam jest.
- Poza tym mam wiertarkę i wkrętarkę w jednym, co myślę że będzie bardziej użyteczne. - odezwał się fachowiec.
- Jeśli to z litości... - urwała, mierząc go wzrokiem.
- To nie litość, a oszczędność. Nikt tu nie traci. Ja nie zmarnuje tych otwartych puszek farby, ty nie wydasz niepotrzebnie pieniędzy i wszyscy szczęśliwi. - wytłumaczył, zamykając bagażnik.
- No dobrze. - mówiąc to, wsiedli do auta i pomknęli do domu Steve'a.***
Pakowanie ubrań, starych urządzeń, opróżnienie lodówki i wysprzątanie całego domu, zajęło im kilka ładnych godzin. Eric pakował już ostatnie pudła do auta, które po drodze do domu Ari, mieli wyrzucić. Dziewczyna spojrzała na dom, po czym zamknęła drzwi na klucz i pokierowała w stronę samochodu.
- Co tam masz? - spytał mężczyzna, zauważając nieduże blaszane pudełko w dłoniach dwudziestodwulatki.
- Znalazłam pod łóżkiem. Są tu jakieś zdjęcia, ale dokładniej obejrzę w domu. - wsiadła do auta, kładąc pudełko na kolana.
Następnie podjechali do dwóch niedużych kontenerów, na różne niezdatne już rzeczy. Przy nich znalazł się również burmistrz Ralph.
- Witam. - mężczyźni podali sobie ręce na powitanie.
- Porządki ? - spytał Ralph, mierząc kartony wynoszące z auta.
- Jak widać. - odparł Eric.
- Porządki z taką kobietą, to pewnie sama przyjemność. - jego śmiech przypominał, krztuszenie się.
Mężczyzna jednak nie zareagował. Odbierał pudła i worki ze śmieciami od Ari. Tymczasem Ralph stanął nieopodal i zaczął palić fajkę. Aria spojrzała na niego, a ten posłał jej uśmiech, uwydatniający jego pożółkłe zęby. Dziewczyna speszona, odwróciła wzrok. Eric dyskretnie rzucał spojrzeniami w stronę faceta, który mierzył Ari wzrokiem. Ralph opierając się o swój samochód, jeździł wzrokiem po każdym calu dziewczyny.
- No Eric, jak żeś się poznał z taką kobietą, o takich nogach? - spytał burmistrz, zaciągając się.
- Uratowała mi życie. - puścił oczko do niej.
- Szczęściarz z ciebie. Może gdybym wcześniej przychodził do baru Steve'a, to bym cię uprzedził. - mężczyzna ewidentnie zaczepiał Erica. - Jakbyś szukała pracy, to zgłoś się do mnie. Chętnie ci pomogę.
- Dziękuję, może skorzystam. - mówiąc to, Ari wyładowała ostatnie pudło, a potem wsiadła z powrotem do auta.
Eric rzucił ostatnie spojrzenie burmistrzowi, a potem odpalił samochód i ruszył. Ralph jeszcze został. Po chwili zajechał czarny jeep. Mężczyzna ugasił fajkę i wsiadł do pojazdu, w którym siedziała rudowłosa kobieta.
- I co myślisz? - spytał, pokazując jej teczkę z dokumentami.
- Podoba mi się. Nawet bardzo. - stwierdziła, kładąc dłoń na jego udzie.
CZYTASZ
"Zanim Cię Ocaliłam"
RastgeleAria to dwudziestodwuletnia młoda kobieta, która od skończenia liceum ciężko pracuje jako kelnerka, by zarobić na studia i utrzymanie rodziny. Niestety nie jest to łatwe, gdyż ojciec alkoholik stara się jej odebrać każdy ciężko zarobiony grosz. Jedn...