Rozdział 14

20 5 3
                                    

Aria kolejne dni spędziła w swoim domu, nie opuszczając go ani na krok. Płakała, przeklinała i miała wiele żalu w sobie. Mieszkając sama, mogła się nie kontrolować i poddać targającymi nią uczuciami i emocjami. Telefon milczał, nikt nie dzwonił, nikt nie pisał. Samotność w takich chwilach stawała się nie do zniesienia. Tylko puste pomieszczenia i ściany słyszały i czuły jej cały ból. To właśnie poduszki i pościel łapały jej upadające łzy, a drzwi i garnki w kuchni, czuły jej złość. Natomiast koc, stał się znowu jedynym, który otulał jej drobne ciało i sprawiał, że było jej cieplej. Przedmioty z dnia na dzień, znów zastąpiły jej człowieka, którego tak bardzo potrzebowała obok siebie. 

Kolejny dzień Ari nie mogła spędzić już w łóżku, musiała pójść do pracy. Ledwo zebrała w sobie siłę, żeby ogarnąć włosy i się przebrać. Wyszła z domu i jak odurzona szła do hotelu Rosemoon. 

-Co z tobą Arianno? Podmaluj się, przebierz, szeroki uśmiech i na sale! -mówiła szefowa. -Tylko szybko, bo goście hotelowi już na obiad przyszli. 

Dziewczyna starała się zagęszczać ruchy jak tylko mogła, ale chyba i tak były one za wolne, gdy oberwało się jej jeszcze od Monic.

-Kuźwa, rusz tą dupę bo nie będę za ciebie wszystkiego robić. 

-Już idę. - mówiąc to Ari, wbiegła do kuchni po dania do rozniesienia. 

Dziewczyna spojrzała na tablet, w którym widniał numer stolika, do którego zmierzała z obiadem. 

-Numer dziesięć. - powtarzała kilkakrotnie pod nosem. 

Po chwili talerze stanęły przed nosami pierwszych klientów, obsłużonych przez Ari. 

-Co to jest do licha? - zapytała jedna z kobiet. - Co nam tu pani przyniosła?! To nie nasze zamówienie. 

Aria natychmiast oprzytomniała. Zaczęła zabierać talerze i rozglądać się, gdzie miała je zanieść. W pewnej chwili dwa stoliki dalej, odezwał się męski głos:

-To moje zamówienie, tutaj! 

Dziewczyna spojrzała na mężczyznę i zobaczyła Diega Sancho. Przeprosiła poprzednich gości i  pomknęła prędko z talerzami do Diega, który siedział samotnie na końcu sali. 

-Przepraszam pana, to się więcej nie powtórzy. -rozkojarzona, układała niechlujnie zastawę. 

-Spokojnie. Nic się nie stało. - Diego położył dłoń na jej roztrzęsionej ręce. - Czy coś się stało? Gorszy dzień? - patrzył wprost na nią, swoim przenikliwym spojrzeniem. 

Aria natychmiast zastygła. Powoli podniosła głowę i spojrzała na meksykanina, który wręcz nie mrugał gdy ją obserwował.

 -Płakałaś? - dostrzegł jej zaczerwienione spojówki. 

-Przepraszam, jestem w pracy. - powiedziała oschle, zabierając rękę. 

-Czyli nie jesteś już zajęta? - nie odpuszczał. 

-Słucham? - zdziwiła się dziewczyna. 

-Mogłaś znów powiedzieć, że jesteś zajęta, a powiedziałaś, że jesteś w pracy. - tłumaczył. -Więc gdy skończysz pracę, może spędzimy ze sobą trochę czasu? 

-Proszę wybaczyć, ale nie umawiam się z mężczyznami, którzy są aż tak... dojrzali. - mówiąc to, wróciła na kuchnie.

Diego wypił kieliszek wina, po czym zostawił pieniądze na stoliku i wyszedł z restauracji. 

Tymczasem Marcus siedział z Ericiem w domu. 

-Chłopie schrzaniłeś. - rzekł Marcus. 

Eric pakował linę, nóż i kominiarkę do czarnej torby, podczas gdy jego kolega pakował wszystkie dokumenty, różne zdjęcia do pudełek. 

"Zanim Cię Ocaliłam" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz