Aria kolejne dni spędziła w swoim domu, nie opuszczając go ani na krok. Płakała, przeklinała i miała wiele żalu w sobie. Mieszkając sama, mogła się nie kontrolować i poddać targającymi nią uczuciami i emocjami. Telefon milczał, nikt nie dzwonił, nikt nie pisał. Samotność w takich chwilach stawała się nie do zniesienia. Tylko puste pomieszczenia i ściany słyszały i czuły jej cały ból. To właśnie poduszki i pościel łapały jej upadające łzy, a drzwi i garnki w kuchni, czuły jej złość. Natomiast koc, stał się znowu jedynym, który otulał jej drobne ciało i sprawiał, że było jej cieplej. Przedmioty z dnia na dzień, znów zastąpiły jej człowieka, którego tak bardzo potrzebowała obok siebie.
Kolejny dzień Ari nie mogła spędzić już w łóżku, musiała pójść do pracy. Ledwo zebrała w sobie siłę, żeby ogarnąć włosy i się przebrać. Wyszła z domu i jak odurzona szła do hotelu Rosemoon.
-Co z tobą Arianno? Podmaluj się, przebierz, szeroki uśmiech i na sale! -mówiła szefowa. -Tylko szybko, bo goście hotelowi już na obiad przyszli.
Dziewczyna starała się zagęszczać ruchy jak tylko mogła, ale chyba i tak były one za wolne, gdy oberwało się jej jeszcze od Monic.
-Kuźwa, rusz tą dupę bo nie będę za ciebie wszystkiego robić.
-Już idę. - mówiąc to Ari, wbiegła do kuchni po dania do rozniesienia.
Dziewczyna spojrzała na tablet, w którym widniał numer stolika, do którego zmierzała z obiadem.
-Numer dziesięć. - powtarzała kilkakrotnie pod nosem.
Po chwili talerze stanęły przed nosami pierwszych klientów, obsłużonych przez Ari.
-Co to jest do licha? - zapytała jedna z kobiet. - Co nam tu pani przyniosła?! To nie nasze zamówienie.
Aria natychmiast oprzytomniała. Zaczęła zabierać talerze i rozglądać się, gdzie miała je zanieść. W pewnej chwili dwa stoliki dalej, odezwał się męski głos:
-To moje zamówienie, tutaj!
Dziewczyna spojrzała na mężczyznę i zobaczyła Diega Sancho. Przeprosiła poprzednich gości i pomknęła prędko z talerzami do Diega, który siedział samotnie na końcu sali.
-Przepraszam pana, to się więcej nie powtórzy. -rozkojarzona, układała niechlujnie zastawę.
-Spokojnie. Nic się nie stało. - Diego położył dłoń na jej roztrzęsionej ręce. - Czy coś się stało? Gorszy dzień? - patrzył wprost na nią, swoim przenikliwym spojrzeniem.
Aria natychmiast zastygła. Powoli podniosła głowę i spojrzała na meksykanina, który wręcz nie mrugał gdy ją obserwował.
-Płakałaś? - dostrzegł jej zaczerwienione spojówki.
-Przepraszam, jestem w pracy. - powiedziała oschle, zabierając rękę.
-Czyli nie jesteś już zajęta? - nie odpuszczał.
-Słucham? - zdziwiła się dziewczyna.
-Mogłaś znów powiedzieć, że jesteś zajęta, a powiedziałaś, że jesteś w pracy. - tłumaczył. -Więc gdy skończysz pracę, może spędzimy ze sobą trochę czasu?
-Proszę wybaczyć, ale nie umawiam się z mężczyznami, którzy są aż tak... dojrzali. - mówiąc to, wróciła na kuchnie.
Diego wypił kieliszek wina, po czym zostawił pieniądze na stoliku i wyszedł z restauracji.
Tymczasem Marcus siedział z Ericiem w domu.
-Chłopie schrzaniłeś. - rzekł Marcus.
Eric pakował linę, nóż i kominiarkę do czarnej torby, podczas gdy jego kolega pakował wszystkie dokumenty, różne zdjęcia do pudełek.
CZYTASZ
"Zanim Cię Ocaliłam"
RandomAria to dwudziestodwuletnia młoda kobieta, która od skończenia liceum ciężko pracuje jako kelnerka, by zarobić na studia i utrzymanie rodziny. Niestety nie jest to łatwe, gdyż ojciec alkoholik stara się jej odebrać każdy ciężko zarobiony grosz. Jedn...