Lukatin Lowell zmierzał właśnie w kierunku zamku. Młody blondyn odbywał od roku służbę rycerską. Miał jedno marzenie: być takim bohaterem, jak jego ojciec.

-Och, dobrze że jesteś, mój drogi- zaczepił go tęgi i niski skryba, Dorian.- Lukatinie-

-Luku!- przerwał mu chłopak. Luk bardzo nie lubił swojego pełnego imienia, dlatego wolał kiedy zwracano się do niego Luk.

-Jasne, Luku- skryba przewrócił oczami.- Król cię wzywa.

Luk patrzył na niego wielkimi oczami.

-Mnie?

-Tak, ciebie, głucholcu. No, już, wiesz przecież, że Jego Wysokość nie lubi czekać.

Przez głowę Luka naraz przebiegało tysiąc mysli.

,,To pewnie coś związanego z moim prędkim pasowaniem na rycerza"

,,Nie, przygłupie, to pewnie przez to że dowiedział się o tym spalonym wozie"

,,Jakim spalonym wozie?" ,,Co się działo w Cezarei, zostaje w Cezarei".

Drzwi do sali tronowej były tak wielkie, że klamka spoczywała na wysokości obojczyka przeciętnego dorosłego mężczyzny. Dorian skinął swoją gładką głową na strażników, a ci swoją nadludzką siłą otworzyli drewniane wrota.

Sala tronowa w pałacu króla Florii była urządzona tak, by dało się tu organizować trzy rzeczy: posłuchania u władcy, narady wojskowe i biesiady,  a najlepiej to to wszystko naraz.
Tak więc ogromne pomieszczenie wykute w skale z kopułą z diamentowego szkła która w noc wpuszczała światło gwiazd,  a teraz światło słońca, miało owalny kształt. Na przeciwko drewnianych wrót, które zazwyczaj były otwarte na oścież, znajdowało się pół piętro do którego dało się dotrzeć po kamiennych schodach. Na owym podwyższeniu znajdował się królewski tron, gobeliny z wyszytą na sobie historią kraju, oraz miejsce na rodzinę królewską. Przerwa pomiędzy wejściem a tronem była tak wielka, że spokojnie mógł przebywać tu cały dwór. Na środku pomieszczenia wbity w posadzkę wyrastał kamienny stół w kształcie podkowy, tak duży, by mogli się tu zmieścić najważniejsi doradcy.
Przy tym stole stał teraz król Fenrer, trójka jego najstarszych synów, oraz przedstawiciele poszczególnych urzędów. A było ich sześć:

-Urzędnicy (spisywali historię, ale także dbali o przeszłość)

-Rycerze (siła narodu)

-Stratedzy (Tak naprawdę to od nich zależało wygranie walki)

-Doradcy (pomagali królowi w podejmowaniu decyzji)

-Dwory Wyższe (szlachcice z nepotyzmu)

-Dwory Niższe (szlachta która sama utarła sobie drogę na wyżyny)

Urzędników reprezentował Dorian, Rycerzy Dion, Strategów Dulmara, Doradców Oswell, a dworzan Nimena oraz Taye.

Tak się akurat składało, że każda z tych osób była jakoś powiązane z królem. Dorian był jego kuzynem, Dion najlepszym przyjacielem, Dulmara jego kochanką, Oswell pracował jeszcze z jego ojcem, Nimena była siostrą jego ówczesnej żony, a Taye był potomkiem pierwszej rodziny, która wystąpiła w swojej obronie.

Warto jednak też dodać, że Dion był ojcem Luka. I że patrzył teraz na syna bardzo poważnie.
Chłopak przełknął ślinę. ,,Mówię ci, napewno chodzi im o ten wóz".
Król Fenrer nawet nie zwrócił uwagi na przybyszów. Dyskutował coś bardzo donośnym głosem z Dulmarą, Oswellem i Taye. Nimena zachichotała widząc Doriana, a trzej synowie Fenrera pomachali swojemu koledze.

Luk szczególnie przyjaźnił się z Florisem, drugim w kolejce do tronu. Lowell twierdził, że jego starszy brat, Faune jest zbyt poważny, za to ten młodszy, Fredrich, zbyt nieroztropny.
Chłopak czekał cierpliwe, aż Król zauważy jego obecność. Patrzył bezczynnie, jak Dorian zajmuje stałe miejsce obok Nimeny, jak Dion dyskretnie daje Lukowi znać, aby ten podszedł oraz jak Dulmara wkońcu wybucha.

-Mam dość!-kobieta uderzyła dłonią o stół. Była bardzo wysoka, swoje krwisto-czerwone loki spieła jak koronę wokół głowy. Nie wyglądała na starą, ale kobiety w Florii starzeją się wolniej, niejedna z nich może mieć nawet i sześćdziesiąt lat, a nadal wyglądać na trzydzieści. Dulmara swoimi jaskrawo zielonymi oczyma wpatrywała się z furią w Fenrera. Oj tak, tylko ona, kobieta którą tak kochał, mogła tak na niego patrzeć.- Skoro wiesz lepiej, Wasza Królewska Mość, to po jaką cholerę nas tu w ogóle wezwałeś?! I co tu robi to dziecko które tak świadomie zdajesz się ignorować?

Luk zamarł, kiedy zobaczył wskazującą na niego samego dłoń Dulmary.

Fenrer zamknął oczy i przetarł je swoimi długimi ciemnymi palcami.

-Dobrze że jesteś, przyszły Sir Lukatinie.- spojrzenie króla wypalało Lukowi dziurę w duszy. Chłopak coraz bardziej przekonany był co do powodu swojej obecności na naradzie.- Powiedz mi, chłopcze, czy byłbyś zainteresowany rycerską wyprawą do Tautorii?

Córka Matki ZiemiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz