Elfowa Puszcza ciągnęła się przez całą granicę z Tautorią, więc dawała też swego rodzaju naturalną ochronę przed ewentualnym atakiem. Oprócz driad, zamieszkiwały ją także nimfy, które obiecywały najgłębsze marzenie za jeden pocałunek. Oczywiście było to kłamstwo, pocałunek oddany nimfie tak naprawdę łączył cię z nią na zawsze, a zawsze w tym wypadku znaczyło do twojej śmierci, bo nimfy były nieśmiertelne. Ludzie śmiali się z głupców nabierających się na sztuczki mieszkanek Elfowej Puszczy, ale prawda była taka, że nie wiedziałeś o zawieraniu paktu z nimfą dopóki nie było za późno.
W Puszczy mieszkały też inne stwory, ale mało który je widział, bo przesiadują głównie w Mieście Driad. I choć Luk owszem był w Mieście, nie mógł wejść do centrum. Jego dziadkowie mieszkali na obrzeżach, i tylko tam pozwolono mu przebywać.
Chłopak miał nadzieję, że cokolwiek mieszka wraz z driadami, są to małe słodkie stworzonka a nie krwiożercze bestie rodem z najstraszniejszych poezji zza Oceanu.
-Lowell, ty bierzesz pierwszą wachtę- głos Faune przerwał rozmyślania Lukatina. Książe koronny patrzył na chylące się ku zachodowi słońce. Ambrose wraz z Florisem rozpalili ognisko i przygotowali maty do spania, a Odyss siedział trochę dalej na kamieniu, pewnie przegrawszy kłótnię z Faune.
Luke westchnął. Nie lubił gdy ktoś mu rozkazywał, ale jego ojciec od małego uczył swojego syna pokory związanej z jego zawodem.
"Rycerz może i jest jakimś panem, ale zawsze ma kogoś nad sobą. Jest jak marionetka wysyłana by za nią walczyć w wielkich celach. Jest jak asasyn"
Lukowi nie za bardzo się to podobało, ale marzenie o byciu kimś wielkim, o byciu potężnym i samowystarczalnym paniczem było większe niż owa niechęć.
A jednak często gnębiło go pewne pytanie: "A co gdybym nie był marionetką?"
"A co gdybym sam mógł rządzić."
.
.
.
Zapach pieczonej ryby powoli znikał, spalone drewno dogorywało w palenisku, więc Luk trącił je grubym patykiem. Nie mógł sobie pozwolić na sen, do zmiany jego wachty jeszcze trochę, ale gdy tak patrzył na śpiących towarzyszy, trudno mu było pozostać przytomnym umysłowo.
Ogień.
Musiał utrzymać ogień w palenisku. Jeśli tuż przed jego twarzą będzie znajdować się gorące i oczojebne skupisko, łatwiej będzie mu nie zasypiać.
Półksiężyc widniał ponad zielonymi stepami, a z dala uszu chłopaka dochodziły odgłosy polowania zwierząt nocnych. Na lewo, gdzieś w drzewach, Luk słyszał puchacza, ogień dawał takie przyjemne ciepło, oczy same aż się kleiły i Luk czuł jak leci z nóg...
Trzask.
Oczy Lukatina otwarły się z zawrotną prędkością. O ile chłopak się nie przesłyszał, ktoś stąpał po suchym runie leśnym. Podniósł się powoli i sięgnął po miecz. Nie chciał reagować impulsywnie, przecież mógł się pomylić, ale trzymał się jednej z wielu wyznaczonych zasad. Nie trać oczu z wroga.
Lowell bardzo nie chciał wchodzić do Puszczy, ale musiał dowiedzieć się czy nie czaiło się tam na niego jakieś zamieszkujące Miasto Driad stworzenie. Młody rycerz trzymał się samego brzegu, nie przekraczał łuku prowadzącego do Puszczy. Coraz lepiej słyszał szuranie czegoś, co mogło być za równo człowiekiem jak i potworem, dlatego wyjął miecz z pochwy i powoli przymierzał się do zadania ciosu.
Trzask.
Luk zamachnął się. Jego miecz napotkał powietrze.
Zdezorientowany chłopak rozglądnął się. Dopiero po chwili zorientował się, że to nie człowiek buszował w lesie, ale mały zając uciekający w popłochach w zarośla. Luk odetchnął z ulgą. Już miał odwracać się w stronę obozu, kiedy tuż obok jego głowy przeleciała strzała.
CZYTASZ
Córka Matki Ziemii
Fantasy(opowiadanie 16+) Dawno dawno temu, na świecie była Matka Ziemia. Jej dzieci, cztery żywioł, stworzyły cztery królestwa. Woda stworzyła Aquarie, Ziemia Florie, Powietrze Skylie, a Ogień Tautorie. Owymi królestwami rządzili śmiertelni królowie, a każ...