Rozdział 5

67 6 1
                                    

Wyjechaliśmy w stronę lotniska kiedy dojechaliśmy zostało nam 13 min na lot do Hawaii. Chwilę poczekaliśmy i wsiedliśmy do samolotu. Lot trwał około 7 godzin. Kiedy przylecieliśmy na miejsce na 14. Przywitała mnie moja ciocia i chyba kuzynka z młodszym bratem.
-Aloha Leopold'dzie (nie mam pojęcia jak to odmienić)
-Aloha ciociu Susie i czy proszę mogłabyś do mnie mówić Butters?
-Oczywiście Butters'ie.
-Dziękuje ciociu.
-Chodzcie zrobiłam obiad jest bardzo pyszny co nie Cassandro?
-O tak uwielbiam larb!( Larb to pikantna sałatka charakterystyczna dla kuchni laotańskiej, łącząca w sobie pikantne, kwaśne, słodkie, gorzkie i słone smaki. Pochodzi z kuchni Laotańskiej/Tajskiej)
Hmmm czyli ta dziewczyna to musi być córką cioci. Super może z kimś w końcu pogadam. Kiedy przyjechaliśmy do domu cioci od razu się w nim zakochałem był przepiękny tym bardziej ogród.
-Piękne kwiaty ciociu Susie
-O dziękuje słonko widzę, że też nimi trochę interesujesz co nie?
-Tak też mam mały ogródek w domu.
-Jak się cieszę może ci dam parę sadzonek stąd mam jeszcze trochę.
-Nie wiem czy wytrzymają tamtejszą temperaturę jest tam prawie cały czas zimno.
-O jaka szkoda.-powiedziała że smutkiem w głosie.
-Może podczas mojego pobytu trochę ci wypielęgnuje?-Odparłem
-Świetnie, ale teraz jedz bo musiałeś się zmęczyć podróżą. Życzę smacznego wszystkim.
-Smacznego-Odpowiedzieli wszyscy przy stole.
Po pierwszym kęsie zakochałem się w tej potrawie była bardzo pyszna. Po obiedzie poszłem do ogrodu przyjrzeć się dokładniej kwiatkom cioci. Nie było aż tak źle, ale można bybyło ich trochę pod pielęgnować. Chwilę się po rozglądałem i dostrzegłem szopę z narzędziami do ogrodnictwa podszedłem i wziąłem co potrzebowałem. Po chwili przyszła Cassandra i się że mną przywitała.
-Hej Leopold.
-Proszę mów do mnie Butters.
-A dobra. Sory.
-Nie szkodzi. Coś chciałaś?
-Tak chciałbyś się przejść nad wodę może trochę bardziej się poznamy przecież jesteśmy kuzynami co ty na to?
-Świetny pomysł.
-Tylko pójdę po brata.
-okej poczekam na ganku.
Po chwili Cassandra wróciła ze swoim bratem.
-Już powiedziałam mojej mamie i twoim rodzicom, że idziemy nad wodę. Zobaczysz spodoba ci się.
Szliśmy przez jakiś las kiedy nagle zauważyłem piękne morze.
-Wow nie wiedziałem, że to takie piękne.
-Hehe zaczekaj do zachodu słońca w tedy jest jeszcze bardziej pięknie.-Odparła
-Ej Cassandro... -w połowie mi przerwała
-Mów mi Cassi.
-Okej Cassi przyjdziemy tutaj jutro?
-Oczywiście jak ci się aż tak podoba to cię chętnie tu znowu zaprowadzę.
-Dziękuje ci za wszystko.
-Coś się stało?
-Nie po prostu nie często Anię nie tak dużo rozmawiam z innymi i chciałbym ci podziękować, że jesteś tu ze mną.
-Ooooo nie ma za co mi też trochę brakuje towarzystwa.Hmm... Hej może jutro zapoznam cię z moim znajomymi!?
-No nie wiem czy to dobry pomysł.
-No dawaj nie wymiękaj są spoko.
-Okej.
Po zajściu słońca zaczęliśmy iść w stronę domku. Kiedy dotarliśmy poszedłem się umyć i pójść spać.

______________________________________
Hejka no nie uwierzycie powróciłam w końcu. Strasznie mi się nie chciało pisać, ale się zmobilizowałam i napisałam jakby co wymyśliłam tę ciocie i kuzynów bo nwm czy Butters ma jakąś rodzinę na Hawajach. I ci którzy nie wiedzą Leopold to prawdziwe imię Butters'a. I chcę was przeprosić, że mnie nie było tak długo oraz sorka jak pomylę się z jakimś imieniem albo nazwiskiem z South Parku. Dziękuje i do zobaczenie w krótce. Buziaczki^^3

Soon we will meet again-BunnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz