I.

97 5 1
                                    


– Tym razem naprawdę przeszedłeś już samego siebie! Jak śmiałeś zbezcześcić święte sanktuarium tym czymś!

– Gabrielu, ciszej. Crowleyu, co to za zwierzę, które przyniosłeś?

– Wąż, nie miał dokąd iść, a na drodze go nie zostawię...

– Wiesz, czemu to zwierzę zwróciło twoją uwagę?

– Uriel, jesteś dla niego zbyt pobłażliwy!

– Zamilcz. Więc?

– Mamy takie samo spojrzenie na świat...

– Dokładnie i obaj teraz zrodziliście się z grzechu, stałeś się taki za karą Crowley. Zwierze, które trzymasz to demon. Połóż go na ziemi.

Jak nakazał, tak i zrobił. Wąż wił się oślizgle i wkrótce zamienił się w mokrą plamę czarnej mazi.

– Obrzydlistwo...

– Milcz. Crowleyu tylko ty jesteś w stanie ich dotknąć bez zabicia ich samym dotykiem. Nie spół walaj się ze złem. Jesteś jeszcze młody, ale z czasem zrozumiesz co los dla ciebie przygotował. Gabrielu, posprzątaj to.

– Czemu ja?! On to tu przywlókł.

– Zamilcz.

Crowley westchnął na to wyblakłe wspomnienie. Zawsze sprowadzał na siebie dużo kłopotów, ale tym razem zrobił coś gorszego niż przyprowadzenie wężowego demona do nieba... Miał pilnować człowieka, jednak demon go ubiegł i ów podopieczny zakończył swój żywot... Przykry wypadek? Szkoda, że szósty, w tym tygodniu... a nawet poniedziałek się jeszcze nie skończył...

Stanął przed bramami nieba w wisielczym nastroju i czekał na kolejną reprymendę od Uriela. Nie musiał za długo czekać, anioł zmaterializował się przed nim i westchnął cierpieńczo.

– Crowley, co poszło nie tak?

– Spóźniłem się... skoczył zanim cokolwiek powiedziałem.

– Rozumiem... hah... Daliśmy ci za trudne zadanie...

– Trudne?!– Gabriel zmaterializował się u boku Uriela, patrząc z obrzydzeniem w oczy Crowleya.– Bez dwóch zdań nadaje się prędzej na demona niżeli anioła!

– Gabriel... jak możesz tak mówić.

– A nie?! Zabił sześcioro ludzi w jeden dzień! Jak ktoś taki może być aniołem!?

Fala goryczy przebrnęła przez Crowleya, stając mu gulą w gardle, doigrał się prawda? Ale nie tym wpędził się do grobu.

– Jak anioł może popełniać tak banalne błędy! Po co stwórcy takie coś?!

– Jestem aniołem i jak wszyscy zostałem stworzony na jego podobieństwo! Skoro ja jestem bezużyteczny, to on też! Skoro ja nieumyślnie spowodowałem śmierć, to on też!

– Crowley! Dopuściłeś się bluźnierstwa!

– Mówiłem Uriel? Z, takich jak on nic już nie będzie, nie ma dla niego ratunku.

– Odejdź albo zamilcz.– Syknął.– Crowley, rozumiem, że nie jesteś z tego zadowolony tak jak i my. Dostaniesz jeszcze jedną szansę, dobrze?

Crowley z entuzjazmem pokiwał głową.

– Zuch chłopak. Wróć na ziemię i zaopiekuj się chłopcem o imieniu Aziraphal Fell. Jest trudnym przypadkiem, ale ty doskonalę się z nim zrozumiesz.

Fell? Ciekawe, jakim jest człowiekiem.
Szybko poleciał do bram niebios prowadzących na ziemię. Nie mógł doczekać się całkowitej opieki nad kimś, to tak, jakby był jego aniołem stróżem. Ta myśl napełniała go niewyobrażalnym szczęściem. Przybrał ludzką formę i ukrył się wśród tłumu. Obserwował jak srebrne włosy chłopaka powiewają na wietrze, a jego prochowiec wywija się jak peleryna, zakrywając część jego uda.

Nastolatek wyróżniał się z tłumu, jakby nie pasował do układanki smętnych ludzi w tłumie. Postanowił podążać zanim w ukryciu. Kościół? Był religijny, więc czemu był trudnym przypadkiem? Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc przydzielonej mu misji. Zwykły, trochę emo nastolatek, co, w tym złego?

Wszedł zanim i zajął miejsce w ostatniej ławce, obserwując, jak Aziraphal klęka przy pustym konfesjonale i zaczyna się modlić. Ciepło ogarnęło serce Crowleya, gdy słyszał słowa modlitwy. Wie, że nie powinien podsłuchiwać, ale ciekawiły go grzechy chłopca. Co takiego zrobił, że niebo spisało go na straty? Wyszedł ze swojego naczynia, zostawiając je śpiące na kościelnej ławie. Podszedł do konfesjonału i uklęknął naprzeciw niego.

– Boże... znowu zgrzeszyłem... sprzeciwiłem się boskiemu prawu i zakochałem w niewłaściwej osobie, pozwoliłem, aby moimi rękoma dokonywała złych rzeczy. Byłem ślepy przez miłość... do niego.– Oczy Crowleya się rozszerzyły, obserwował jak Aziraphal płacze w rozpaczy i strachu...– Pozwoliłem, aby opętały mnie siły zła i-i... powiedziałem, aby się za-abił... przeze mnie skoczył... Proszę wybacz mi...– Płacz rozniósł się po pustym kościele, kiedy przybierał na silę Crowley ocknął się i nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Dlatego przydzielono mu tego człowieka? Aby naprawił swój błąd, że przez niego ta biedna dusza cierpi?

—Jest ci wybaczone— Odparł ciepłym głosem w głowie Aziraphala. Nie mogąc uwierzyć we fakt, że odpowiedział mu głos z pustego konfesjonału, Aziraphal otarł łzy i zaczął dziękować Bogu za rozgrzeszenie. Crowley uśmiechnął się smutno, wiedział, że nie powinien był tego zrobić, ale nie żałował. Bóg pewnie dawno już o tym zapomniał.

Kiedy już doszedł do siebie, zorientował się, że stracił podopiecznego z pola widzenia. Rozglądał się w panice, a to, co zobaczył, wcale nie było spokojniejsze. Aziraphal odnalazł jego naczynie i próbował na marne je obudzić. I co teraz ma teraz zrobić? Jeśli nagle do niego wróci, to będzie zbyt podejrzane. Bezradnie patrzył jak dzieciak bierze go na plecy i niesie w tylko sobie znanym kierunku.

Leciał za swoim naczyniem, póki nie dotarli do starej kamienicy, w której prawdopodobnie mieszkał nastolatek. Crowley westchnął, gdy Aziraphal schował jego naczynie pod ciepłe pierzyny na swoim łóżku. Jedno musiał przyznać, widok ten był bardzo rozczulający. Obserwował jak chłopiec z zatroskaniem przeczesuje swoje włosy i wzdycha. Patrzył na blade oblicze naczynia Crowleya i lekko się uśmiechnął.

Crowley, nie mając na razie nic ciekawszego do roboty, zaczął rozglądać się po małym, trzypokojowym mieszkaniu. Kuchnia połączona z małym salonem, skromna i klaustrofobiczna sypialnia oraz nieco większa od niej łazienka z toaletą. Aziraphal nie wyglądał na biednego, dlaczego więc mieszkał jak mysz kościelna?

– Lucek, gdzie ty wpełzłeś tym razem? Niech cię... o tu cię mam, lubisz naszego chwilowego gościa?

Crowley odruchowo popatrzył na swoje naczynie i dostrzegł prawie dwumetrowego pythona na swoim "ciele". Wzdrygnął się i niechcący spowodowało to powrót do jego naczynia... Zerwał się do siadu, a oczy gada, spotkały się z jego własnymi...

Butterfly •AziraphalxCrowley•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz